niedziela, 10 listopada 2019

Od Aldis Cd. Hatashiego

Jak schrzanić sobie cały dzień? Och to nie trudne. Zaraz wam opowiem. 
Wstałam jak zwykle tuż przed świtem. Wyjątkowo dzisiejszą noc spędziłam w domu ze względu na zbliżające się święto. Ojciec zawsze nalegał, abym uroczystości spędzała na wielkiej uczcie którą organizował parę razy do roku. Nie lubiłam całego tego przepych oraz sztucznej życzliwości promieniującej od przybywających na nią ludzi. Mój ojciec jako znany i szanowany kupiec, zadawał się nie dostrzegać tych cichych szeptów, oraz ukradkowych spojrzeń pełnych zazdrości. Cóż się dziwić. Był bogaty, szanowany, miał dwójkę pięknych oraz wykształconych dzieci, a jego druga żona wraz z córką miały jakieś tam korzenie wywodzące się z rodziny królewskiej. Piąta woda po kisielu. Prawdę powiedziawszy cały ten cyrk niegdyś mnie bawił, lecz teraz troszeczkę już irytował. Nie mniej jednak takie miejsca były idealne do moich zabaw. Uwielbiałam testować ludzi. To z jaką łatwością nabierali się na moją “niewinność” była urzekająca. Tylko co jakiś czas w tłumie dosięgło mnie karcące spojrzenie barta. Chodź czasem nierozgarnięty, był właściwie jedyną osobą zdającą sobie sprawę z mojej mistrzowskiej gry. On w ogóle nie potrafi się bawić!
W każdym razie ten dzień zapowiadał się wprost idealnie. W planach miałam przeprowadzenie najnowszego eksperymentu, który zdał nam nasz wykładowca. Potem koło godziny 16 musiałam już zacząć przygotowania do przyjęcia, by o godzinie 18.05 pojawić się z małym spóźnieniem w drzwiach sali bankietowej. Tak. To był plan idealny. 
Rozciągnęłam zastane po długim śnie mięśnie i powolnym krokiem zeszłam do kuchni. Nie chciałam kłopotać służby o tak wczesnej porze. Mam dwie ręce i nogi więc jestem w stanie przygotować sobie zjadliwy posiłek. 
Z chlebaka wyciągnęłam jedną pajdę, a z szafki obok świeże masło. Ze spiżarni ucięłam kawałek ser i po zaparzeniu jeszcze gorącej kawy umknęłam czym prędzej do swojego pokoju. Nie widziało mi się spędzać “rodzinnego” śniadanka w towarzystwie macochy oraz jej rozpuszczonej do granic możliwości córki.
Moje czyste szczęście trwało niestety tylko do około godziny 9:30, kiedy to zostałam wezwana do jadalni przez ojca. Mogłam się spodziewać co to znaczy. Poprawiłam czerwoną suknię, założyłam włosy za ucho i z całą wewnętrzną siłą ruszyłam na spotkanie z gadziną zwaną inaczej moją macochą. Weszłam do pomieszczenia jak zwykle opanowana, chodź spojrzeniem mogłabym mordować. Jak ojciec mógł związać się z tym szmaciskiem lecącym tylko i wyłącznie na jego pieniądze? Przecież ona nawet ładna nie była. Przypominała raczej wysuszoną mumie jakie oglądałam na dalekich wyprawach za zachodnim morzem. Niezmiennie siedziała wyprostowana, jak gdyby w przełyku utkwił jej żelazny drąg, a farbowane na głęboką czerń włosy, spinane do tyłu nieudolnie starały się napiąć jej pokrytą delikatnymi zmarszczkami twarz. Jednym słowem obrzydlistwo. Jej sposób prowadzenia rozmów przypominał do tego stopnia syczącego węża, że powinnam przeszukać dom w poszukiwaniu wylinki.
Nie siląc się na uprzejme przywitanie wiedźmy, musnęłam pulchny policzek ojca ustami w geście powitania i bez większych ceregieli zasiadłam za stołem. Reszta rodziny właśnie spożywała posiłek, a ja z braku laku przysunęłam w swoim kierunku kiść winogron.
Początkowo nie zwracałam uwagi na toczące się niezobowiązujące rozmowy, dopiero moje imię wywalało mnie z jakże niesamowitej fascynacji, powolnego rozkładania na części pierwsze każdego grona owocu. Widzieliście że ten kwaskowaty posmak jest zasługą skórki, a nie słodkiego wnętrza?
- Aldis. Złotko ty moje. Zabierzesz dziś na targ swoją młodszą siostrę. - zdanie oznajmujące. Aha? Czyli teraz nawet nie mogę mieć własnego zdania?
- Wybacz ojcze, ale nauka wzywa. W końcu uczęszczam do Akademii - przy ostatnim zdaniu spojrzałam znacząco na Gunndis. Ta napchana pluszem różowa beza nawet nie dostała się na pierwszy rok, oblewając pierwszy z egzaminów wstępnych. Od tamtej pory robiłam do tego mnóstwo przytyków czując nieopisana rozkosz widząc czerwieniącą się z zażenowania przybraną siostrzyczkę. Masz za swoje smarkulo. Na ostatnim przyjęciu ta mała gnida zniszczyła moją ukochaną odświętna sukienkę i chodź zazwyczaj nie zwracam, aż takiej uwagi na ubrania, to za to miałam, ochotę wypruć jej wszystkie falbankowe flaki
- Oj już nie bądź taka uparta! Jestem pewien, że jeden dzień możesz spędzić w towarzystwie swojej ukochanej siostrzyczki. - ostrzegawcze spojrzenie ojca przydusiło mnie do przyjęcia owego zadania. Co jak co,ale nie mogłam się sprzeciwiać rodzicowi.

***

Od trzech godzin krążyłam po zapchanym po brzegi rynku głównym. Niczym strażnik podążałem za różowym puchatym stworzeniem, starając się dociągać ja od tych wszystkich oszustów i złodziei kręcących się po okolicy. Gunndis była wyjątkowo smakowitym kąskiem. Naiwna, bogata, słaba oraz rozpieszczona. Dało się jej wmówić praktycznie wszystko. 
Właśnie mój wzrok przyciągnął w pięknej cynobrowej barwie jedwabny szal, gdy do moich uszu dobiegł zduszony pisk. Uniosłam głowę i spojrzałam na paru mężczyzn otaczających moją “ukochaną siostrzyczkę”. Matko jedyna.. Same z nią problemy. Przewróciłam oczyma i pewnym, nieznoszącym sprzeciwu głosem zwróciłam się do najbliższego z napastników.
- Zostaw ją - naprawdę nie miałam ochoty ratować młodej, ale ojciec chyba by mnie wydziedziczył
- Patrzcie chłopaki! Kolejna ma ochotę na baraszkowanie! Spokojnie kochanie. Dla ciebie też znajdzie się miejsce
Po tych słowach roześmiał się, a krople jego śliny trafił na moją twarz. Obrzydliwe. Starłam je delikatnie rubinowa rękawiczką i nie czekając dłużej wymierzyłam mu silny cios w dół szczęki. Chłopaczyna nie spodziewał się chyba tego bo zatoczył się w tył. Wykorzystując tą dezorientację, wsunęłam stopę pomiędzy jego i szybkim ruchem powaliłam na ziemię, wykręcając jednocześnie rękę do tyłu. Doprawdy. Tacy ludzie mnie irytują
W tym momencie poczułam klepnięcie w tyłek. No wy chyba sobie żartujecie! Podskoczyłam nieco przestraszona i odskoczyłam w tył uwalniając tym samym przytrzymywanego przeze mnie mężczyznę. Trzęsąc się ze zdenerwowania spojrzałam na jednego jego koleżków. 
- No tak. Brak mięśni i inteligencji nadrabiasz zboczeniem. Patrzcie państwo! Cóż za dżentelmen - Ilość sarkazmu wylewająca się z moich ust musiała być doprawdy bardzo porażająca więc jak na prawdziwego przedstawiciela płci przeciwnej, napastnik rzucił się w moim kierunku., Jego powolne ruchy nie były dla mnie żadnym wysiłkiem do ominięcia, pech jednak chciał, że potknęłam się o nierówność w brukowanej kostce i poleciałam jak długa do tyłu. Szykowałam się na niezbyt przyjemne spotkanie z twarda glebą, gdy poczułam nieco zbyt silny uścisk na ciele. Dwóch dryblasów, za pewne “znajomych” obydwu cwaniaczków, trzymało mnie ciut za mocno. Czułam, że w tamtych miejscach uformują mi się siniaki.Byłam w delikatnie to mówiąc kropce. Wszyscy bali się przeciwstawić rabusiom, a żandarmi dobiegną tu najszybciej ja 15 minut zważywszy na dzisiejszy tłok.
- Nie mam pojęcia kto zaczął, młokosie ale komuś innemu ten incydent może nie przypaść do gustu - głęboki potężny głos sprawił, że wszyscy zamarli w bezruch, wpatrując się w nowo przybyłego
-Proszę, jeśli się dowiedzą nie będę mógł... - jeden z napastników próbował się jakoś wykręcić widząc dużo silniejszego od siebie przeciwnika. Wiedział, że nie ma szans w starciu z ciemnoskórym mężczyzną
-Czyżbyś na swoim koncie miał więcej takich wybryków? Wydaje mi się czy to by nie skreśliło przypadkiem twojej kariery w bractwie? -powiedziawszy to, uniósł delikatnie głowę, zwracając twarz w moim kierunku. -Puść ją, jeśli panienka nie życzy sobie takiego traktowania i jej się to nie podoba, należy zgodnie z zasadami dobrego wychowania przeprosić i spytać co by szanowna panienka chciała niezależnie od tego z jakiego domu się wywodzi - O dziwo po chwili wahania, uścisk na moich przedramionach zelżał. - Co do ciebie młokosie, mam jedną radę i niech ją usłyszą również wszyscy zgromadzeni. Jestem mrokiem i waszym cieniem. Jeśli którejkolwiek z waszych godności znajdzie się na liście, wiedzcie że zawsze was odnajdę. Nie ważne gdzie byście się znaleźli, ja was zawsze dopadnę a wtedy nie ma odwrotu. Przede mną nie ma ucieczki, podobnie jak przed śmiercią.
Po jakże “epickim” wystąpieniu facet najzwyczajniej w świecie odwrócił się do zebranej tłuszczy i ruszy w sobie tylko znanym kierunku. Obym już więcej nie spotkała tego dupka. Nie potrzebuję niczyjej pomocy. 

< Co powiesz na przyjęcie?  >

1241 słów

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz