środa, 27 listopada 2019

Od Yonkiego CD Hibane

- Hm? - Podniósł wzrok znad talerza na Hibane, po czym przełknął kawałek kromki, jaki miał w ustach. - Nie wiem. - Wolno wzruszył ramionami. - Jakoś nie zauważyłem niczego. Usłyszałem krzyki, a gdy sprawdziłem, co się dzieje, bandyci już leżeli.
Wsadził do ust resztę kanapki i popił herbatą, po czym wziął się za kolejną. Przez chwilę zastanawiał się, czy dobrze poszło mu to kłamanie. Myślał, czy może nie lepiej by było nagadać, że jednak coś widział, ale szybko z tego zrezygnował. Już się zdarzyło i bardziej nie mógł kombinować.
- Czy ja wiem, czy coś nam pomogło... - rzekł po chwili. - Sam uważam, że to nie mogło być nic zupełnie zwyczajnego, ale jeśli ingerowała w to jakaś istota magiczna, to nie jestem pewien, że to był dobry uczynek z jej strony. Możliwe, że po prostu nasze drogi na chwilę się skrzyżowały.
- W sumie - przyznała Hibane. - Szkoda, że nie wiemy, co to dokładnie.
- Może bóg cha... - zamilkł na chwilę - bogowie mają nas w opiece?
Dziewczyna niepewnie przytaknęła, kontynuując jedzenie. Między nimi trwała cisza, którą jednak szybko przerwała cichym westchnięciem.
- W każdym razie mieliśmy szczęście - rzekła.
Yonki pokiwał głową. Skończył jedzenie ostatniej już kanapki, wypił resztę herbaty. Wziął nieco głębszy wdech. Spojrzał na pusty kubek, chwycił go za ucho i zaczął do niego zaglądać, jakby czegoś w nim szukał. Ukradkiem jednak przyglądał się Hibane. Dokładnie oglądał wzory na jej ręce. Dalej uważał, że były one bardzo podobne do tych na łuku. Miał pewne przeczucia. Wcześnie jakoś o tym zapomniał, lecz teraz znów się nimi zaciekawił. Nie wiedział za bardzo czy o nie zapytać. Może jego przypuszczenia były prawdziwe i łuk rzucił jakieś zaklęcie Hibane. Dziewczyna coś mówiła o klątwie (czy czym tam), którą broń nakładała na istoty magiczne. Idąc tym tokiem myślenia, Hibane była istotą magiczną lub człowiekiem, który miał w sobie magię.
Czy to miało sens? 
Może.
- Już zjadłeś? - Dziewczyna uniosła brwi. - Szybki jesteś.
Westchnąwszy cicho, Yonki odłożył kubek. Poprawił swoją pozycję na krześle, mówiąc:
- Takie wydarzenia jak dzisiejsze zaostrzają apetyt.
- Masz rację. - Pokiwała głową. - Trochę się działo dzisiaj. Dobrze, że jakoś uciekliśmy tamtym bandytom. Mam nadzieję, że następnym razem również nam się poszczęści.
Po pewnym czasie Hibane skończyła jeść. Dopiła herbatę, po czym wstała i zaczęła sprzątać ze stolika. Yonki zaproponował pomoc, jednak dziewczyna odmówiła, mówiąc, że nie trzeba. Gdy schowała już naczynia do szafki, odwróciła się w stronę boga, mówiąc:
- Późno już, lepiej iść spać. Niestety jedno z nas musi stać na straży. W tym lesie nie jest bezpiecznie, rozbójnicy mogą znów się pojawić.
- Ta - westchnął Yonki, po czym wstał. - Ja mogę czatować.
- Nie, ja to zrobię.
Słysząc to, Yonki przewrócił oczami. Świetnie. Podejrzewał, dlaczego dziewczyna wolała sama stać na czatach, lecz nie chciał się kłócić ani tym bardziej udowadniać, że nadaje się do stróżowania. Z drugiej strony za bardzo nie widział siebie leżącego całą noc i przez większość czasu udającego, że śpi. Zanudziłby się na śmierć. Co by tu jednak zrobić, by móc choć przez pewien czas sobie pobyć na zewnątrz?
- Zróbmy dwie zmiany - zaproponował w końcu. - Najpierw ja, potem ty.
Hibane wzięła nieco głębszy wdech, popadając w zamyślenie. Stała chwilę w bezruchu, ostatecznie powiedziała:
- Ja pierwsza.
- Lepiej będzie, jeśli ja pójdę pierwszy - rzekł Yonki. - Bandyci w tym lesie napadają zwykle tak na krótko przed wschodem słońca, kiedy większość podróżników jest szczególnie zmęczona lub pochłonięta przez sen. Ty umiesz walczyć mieczem, więc wypadałoby, byś ty stała w drugiej połowie nocy.
Czy przekonał tym Hibane?
- No dobra - odparła dziewczyna.
Przekonał.
- Obudź mnie za jakieś trzy godziny - powiedziała, idąc w stronę łóżka.
- Jasne. - Yonki uśmiechnął się delikatnie.
- A, właśnie. - Zmieniła kierunek. - Weź to. Tak na wszelki wypadek.
Sięgnęła po oparty o ścianę miecz, który następnie wręczyła bogowi. Yonki wziął go do ręki, zmierzył wzrokiem lśniącą klingę. Wykonał lekki zamach. Dziewczyna spojrzała wpierw na miecz, potem na boga, obdarzając go odrobinę krytycznym spojrzeniem.
- Postaraj się nic sobie nie zrobić - rzekła.
Usłyszawszy te słowa, Yonki popatrzył na nią. Lewy kącik jego ust uniósł się nieco.
- Ta, jasne - odpowiedział.


Siedział na dachu, oglądając korale, które wcześniej zabrał skamieniałemu mężczyźnie. Spoglądał na perły lśniące w świetle księżyca. Całkiem przyjemnie mu się siedziało. Pogoda tej nocy dopisywała, nie wiało, a pełnia sprawiała, że spora część lasu była dobrze widoczna. Ponieważ niewiele chmur sunęło po nieboskłonie, oglądanie gwiazd nie sprawiało problemu.
Poprawił swoją pozycję, chowając korale do kieszeni kurtki. Dokładnie rozejrzał się po okolicy. Nie dostrzegał niczego podejrzanego. Choć fajnie by było z kimś trochę powalczyć, użyć większej części swoich mocy, nie narzekał na brak wrogów. Mógł swobodnie sobie rozmyślać o tamtych wzorach na ręce Hibane. Pamiętał, jak mówiła coś o klątwie łuku i o tym, że zdjąć ją mogły tylko osobniki pradawnych ras. Czyli on mógł się jej pozbyć. Pytanie tylko, czy ma to zrobić.
Ostatecznie postanowił pomóc. Pomyślał, że jak Hibane mu pomagała z łukiem i pozwoliła na czas podróży mieszkać u niej w wozie, to mógł się w ten drobny sposób odwdzięczyć. Zostawiając miecz na dachu, wszedł od góry do środka. Spojrzał na leżącą w łóżku dziewczynę. Wyglądało na to, że śpi.
Wziął głęboki wdech, a następnie możliwie jak najciszej zszedł po schodach. Stanął na podłodze, po wozie rozległo się ciche skrzypnięcie. Na chwilę zastygł w bezruchu. Po kilku sekundach ruszył w stronę łóżka. Dzięki swym mocom podłoga więcej nie zaskrzypiała. Stanął tuż przy łóżku. Miał tyle szczęścia, ponieważ ręka dziewczyny ze wzorami była praktycznie na wierzchu, do tego blisko niego. Schylił się, spojrzał na misterne linie na skórze.
Chwila, jak się usuwało klątwy?
Stał tak z dobrą chwilę, mrużąc oczy w zamyśleniu. A dobra, po prostu zrobi tak.
Ostrożnie dotknął ręki. Trzymał tak na niej palce przez kilka sekund, aż wzory zaczęły znikać. Gdy już nie pozostał po nich żaden ślad, zabrał swoją dłoń. Wyprostowawszy się, pomachał nią, jakby próbował coś z niej strzepnąć, zadowolony z siebie. Dobra robota, Yonki.
Odwrócił się na pięcie, wykonał krok, gdy nagle stracił równowagę. Upadł na podłogę, po całym wozie rozległ się huk. Bóg podparł się rękami, wykrzywiając usta w bólu. Pojawił się u niego cień paniki, jednak szybko się go pozbył, przypominając sobie, że przy ściąganiu silnych klątw ogarniało go osłabienie. Dobrze, że na krótko.
- Wszystko w porządku?
Odwrócił głowę, podniósł wzrok na siedzącą na łóżku Hibane. Patrzyła ona na niego ze zdziwieniem i zmartwieniem w oczach.
- Tak - odparł. - Potknąłem się.
Powoli wstał. Dalej czuł się słabo, na szczęście nie na tyle, by znów upaść. Wziął głęboki wdech, przestąpił z nogi na nogę.
- Usłyszałem jakieś szmery i pomyślałem, że się już obudziłaś, więc postanowiłem wejść do środka. Ale zobaczyłem, że wciąż śpisz. W zasadzie już nie - dodał z pewnym niesmakiem. - Wybacz.

Hibane?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz