Gdy usłyszałam kolejne pytanie zadane przez Yonkiego odparłam bez większego pomyślunku, kierowana głównie przez emocje, które na myśl o przeszłości zaczęły się we mnie kotłować:
-Podróżuję od 3-4 lat, początki nie były łatwe, zwłaszcza, gdy jacyś głupi ludzie zabiją jedyną osobę, która coś dla ciebie znaczy. Nigdy nie poznałam swoich rodziców, jednak przez większość czasu myślałam, że to normalne nie posiadać nikogo bliskiego. Jednak Viktor pokazał mi świat, którego nie widziałam. Świat pełen cudów i radości. Niestety podczas naszej ucieczki z tamtego okropnego miejsca został schwytany i skrzywdzony – Gdy skończyłam ściskając mocniej w dłoniach wodze usłyszałam kolejne pytanie ze strony mojego rozmówcy:
-Rozumiem, że chodzi ci o sierociniec? – Szybko zdając sobie sprawę ze swych włosów i wątpliwości jakie mogły zacząć rodzić się w głowie chłopaka pokiwałam twierdząco głową. Jakby nie patrzeć nie było to kłamstwo, w końcu sam to zaproponował, a ja tylko odpowiedziałam na jego domysły. Po chwili trawienia pozyskanych informacji znów usłyszałam głos chłopaka:
-Kim był Viktor?
-Był moim przyjacielem, który opowiedział mi o zewnętrznym świecie, sierociniec zabraniał nam opuszczać jego mury, ponieważ moglibyśmy posmakować normalnego życia, które nie było nam pisane dopóki ktoś by nas nie adoptował. Miało to zapobiec naszemu prześmierdywaniu odnośnie nowej rodziny. Jednak dzieciaki powyżej 10 roku życia nie były chętnie adoptowane. Wracając do tego kim był, to naszym nowym opiekunem. Opowiadał nam o świecie poza murami sierocińca. Po 5 latach darzyliśmy się uczuciem nie tylko przyjaźni, ale również miłością, chcieliśmy opuścić tamto miejsce razem, jednak został schwytany przez władze sierocińca. Jestem pewna, że zrobili mu krzywdę za łamanie regulaminu – Westchnęłam lekko przygnębiona przez wspominki dotyczące ukochanego. Nie czekając jednak na kolejne pytanie Yonkiego rzuciłam szybko:
-A twoi opiekunowie nie mają nic przeciwko, że szwendasz się po krainie z obcą dziewczyną? – Chłopak jednak zbył moje pytanie pokazując na pobliski las, z którego dochodziły podejrzane odgłosy, które przywodziły na myśl szamotaninę lub walkę. Pociągnęłam delikatnie za lejce, by zatrzymać konia, po czym spojrzałam na chłopaka:
-Idziemy sprawdzić co się tam dzieje?- Nie musiałam długo czekać na twierdzącą odpowiedź. Gdy zamknęłam swój obwoźny dom poszłam uzbrojona w miecz w stronę skąd dochodziły ów hałasy. Nie wiedząc czemu miałam przeczucie, że Yonkiego bardzo ekscytowało na myśl o potencjalnej potyczce, co wywoływało u mnie delikatne ciarki na plecach. Ściskając w obu dłoniach rękojeść miecza szłam ostrożnie krok za krokiem. Gdy odchyliłam gałęzie ujrzałam łuskowate stworzenie wielkości dużego psa, o głowie koguta. Chyba gdzieś o nich czytałam. Zanim jednak zdążyłam zastanowić się nad tym skąd znam ów stworzenie, poczułam jak ktoś przysłania mi widok:
-Nie patrz mu w oczy. Bazyliszki potrafią zamieniać żywe stworzenia w kamień – Oznajmił Yonki. Chciałam tak bardzo użyć swoich umiejętności, niestety moje możliwości były bardzo ograniczone w tym momencie. Po omacku sięgnęłam do kieszeni, w której miałam przygotowany specjalny proszek na tego typu okazje. Był to biały pył, który wyrzucony w powietrzu i podpalony rozbłyskiwał oślepiającym światłem. Zanim go zastosowałam uprzedziłam chłopaka stojącego prawdopodobnie obok :
-Zamknij oczy, zaraz zrobi się bardzo jasno – Byłam tak zdenerwowana, że nawet nie pomyślałam, że zapewne już i tak ma zamknięte oczy. Po tych słowach rzuciłam nieco proszkiem przed siebie, gdzie wcześniej czaiło się stworzenie i wykrzesałam małą iskrę, która zainicjowała serię błysków. Mając pewność, że unieszkodliwiło to wystarczająco gada, otworzyłam oczy. Gdy rozejrzałam się uważnie, dostrzegłam zdziwiona, że w pobliżu nie ma mojego towarzysza:
-Yonki?!- Zawołałam przykładając do ust dłonie, by zwiększyć zasięg swojego głosu na co usłyszałam odpowiedź chłopaka dochodzącą z głębi lasu:
-Tu jestem! Znalazłem coś ciekawego – Ruszyłam natychmiast w kierunku skąd dochodził jego głos spodziewając się najgorszego. Skamieniałych szczątków rozbójników, leża tych bestii lub czegoś większego niż bazyliszek. Nie pozwolę jednak, by coś się stało chłopakowi, nawet nie myślałam dlaczego tak ode mnie się oddalił.
(Yonki?)
610 słów
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz