Przełknąwszy kawałek tosta, oblizał usta. Zgiął nogi, siadając po turecku. Wziął głęboki wdech. Powiedzieć prawdę? Czy nie? Przyznanie się do bycia bogiem w tym momencie nie zaszkodziłoby mu - lepiej, mógłby potem bez problemu używać swoich zdolności i nie ukrywać się z tym. Z drugiej strony chciał jeszcze na pewien czas owiać swą prawdziwą tożsamość mgłą tajemnicy. Lubił się ujawniać w takich dobrych momentach, od razu pokazać swoją potęgę a nie po prostu powiedzieć, że jest bogiem. Trzeba było zaszaleć!
- W sumie, jeśli mam być szczery, to w pewnym momencie popadłem w zamyślenie i nie zwracałem za bardzo uwagi na to, co się dzieje wokół - powiedział po pewnym czasie.
Hibane zmierzyła go wzrokiem.
- Jakoś nie jestem szczególnie zdziwiona - odparła cicho, jednak nie na tyle, by bóg tego nie usłyszał.
Yonki spojrzał w bok, jego usta przemieniły się w długą wąską kreskę, od której policzki odrobinę się uniosły. Nie skomentował tego, postanowił przemilczeć tę kwestię. Zwykle pozwalał innym myśleć o nim co chcieli, póki nie znali go jako potężną istotę. Sam zdawał sobie sprawę, że wygląda naprawdę niepozornie i na pewno nie przypomina kogoś, go się bardzo do wszystkiego przykłada.
Dokończył tosta, ponownie oblizał usta. Odchylił się do tyłu, podparł się rękoma. Podniósł głowę, spojrzał na jaśniejące niebo.
- Pradawne rasy - rzekł wolno. - Te to mają fajnie. Czasem wyobrażam sobie, jak robię rzeczy, które wykraczają poza ludzkie rozumowanie. Jak doprowadzam budynek do ruiny albo pojawiam się jako ktoś, przed kim wszyscy biją pokłony. Jako najprawdziwszy bóg - dodał.
- Bóg? - zapytała Hibane, unosząc brwi.
- No, bogowie są najlepsi. Poczytaj trochę o nich, ciekawych rzeczy się dowiesz.
Ostatecznie wybrał taką drogę. Nie potwierdził słów Hibane, nie powiedział, że jest rasy pradawnej, ale jednocześnie nie zaprzeczył. Postanowił zrobić grę słów, którą, miał nadzieję, zbije dziewczynę z tropu. Przynajmniej na najbliższy czas. Musiał się jeszcze zastanowić, czy się ujawnić. I w jakich okolicznościach to zrobić.
Hibane chwilę patrzyła na niego, a następnie spojrzała na niebo. Wzięła nieco głębszy wdech, wyglądając, jakby nad czymś się zastanawiała. Po chwili rzekła:
- Trochę czytałam o bogach.
- Tak? - Yonki spojrzał na nią. - Masz jakiegoś faworyta? - W jego głosie dało się wykryć swego rodzaju ciekawość.
- Czy ja wiem... - na chwilę się zamyśliła. - Jakoś nie zastanawiałam się, który jest dla mnie najlepszy. Ale niektórzy z pewnością są źli, chociażby ci od tych mrocznych rzeczy.
- Bo to zło? - Posłał jej delikatny, acz tajemniczy uśmieszek. - Ale nawet tacy są potrzebni. Na świecie musi być równowaga i porządek. Bo inaczej jest chaos.
Powrócił do obserwowania natury. Hibane popatrzyła na niego. Jakiś czas lustrowała go wzrokiem, momentami rzucała spojrzeniami, jakby próbowała coś z niego wyczytać. W końcu jednak westchnęła, najwyraźniej niczego nie odkrywając.
Yonki patrzył na niebo. Słońce już wzeszło, nie to jednak skupiało jego uwagę ani tym bardziej nieboskłon stopniowo zmieniający swą barwę, a ciemne chmury, wolno sunące z daleka w ich kierunku. Wyglądały na takie, które niosły ze sobą deszcz, jeśli nie ulewę. Bóg mierzył je wzrokiem, mrużąc nieco oczy. Pogoda zapowiadała się nieciekawie. Patrząc na prędkość, z jaką się przemieszczały chmury, będą tu najpóźniej za godzinę. Poczuł, jak lekki wiaterek muska jego policzki i unosi delikatnie ciemne kosmyki włosów. Ta, będzie padać.
Chcąc jakoś przerwać panującą między nim a Hibane ciszę, otworzył usta, nim jednak zdążył cokolwiek powiedzieć, dziewczyna wyprzedziła go, mówiąc:
- Wybacz, jeśli w którymś momencie cię wystraszyłam.
Słysząc to, spojrzał na jej nieco przepraszający wzrok, unosząc brew.
- Nie wystraszyłaś - rzekł spokojnie. - To nie pierwszy raz, kiedy mam do czynienia z magiczną istotą.
- Naprawdę? - Hibane otworzyła szerzej oczy, okazując zaciekawienie.
- Nom. - Przytaknął. - Ukrywają się, ale spotkanie któregoś z nich wcale nie jest wyczynem. Zwłaszcza dla kogoś takiego, kto jak ja interesuje się wieloma rzeczami. Aczkolwiek jesteś pierwszym żywiołakiem, którego spotkałem.
- Tak? - Jej oczy błysnęły. - No, w sumie moja rasa nie jest popularna. I też tacy jak ja muszą się ukrywać.
- Ale dzięki temu mnie zaciekawiłaś. Dotychczas znałem żywiołaki tylko z książek i opowieści innych. A niby tyle świata objechałem - westchnął. - Chyba że ktoś, kogo gdzieś tam spotkałem, był żywiołakiem, tylko się nie przyznał.
To w sumie było możliwe. W końcu Yonki nie był typem, który każdego, kogo poznał, pytał na samym początku, jakiej jest rasy. Czasami go to zupełnie nie interesowało, więc być może spotkał już gdzieś jakiegoś żywiołaka, tylko po prostu o tym nie wiedział. Mógł przegapić okazję poznania takiego stwora, dlatego teraz wolał jej nie marnować.
- Nie chcę cię namawiać do przemiany, dlatego jak będziesz sama chciała zmienić się w tamtą drugą formę, daj znać - powiedział. - Chętnie się jej przyjrzę z bliska.
Hibane posłała mu pytające spojrzenie. Wydawała się być spokojna (pewnie ponieważ Yonki nie zrobił problemu z jej rasy), ale nagle na jej twarzy pojawiło się pewne zaskoczenie, a później niepewność. Wolno poprawiła swoją pozycję, przestając machać nogami nad ziemią.
- Tylko wiesz - na chwilę się zawahała - w prawdziwej formie osiągam bardzo wysoką temperaturę.
- To nic - odparł Yonki.
W końcu był bogiem chaosu, mógł sprawić, że jego ogień nie poparzy ani nic, więc mógł swobodnie zbadać wygląd żywiołaka ognia, a nawet go dotknąć.
- Em, to naprawdę wysoka temperatura - ciągnęła dalej Hibane. - Przy niej dotknięcie gorącej stali to nic.
- Coś się więc wymyśli.
Jakiś czas siedzieli w milczeniu. Dziewczyna badawczo mu się przyglądała, on natomiast mierzył wzrokiem las. Spojrzał na wylatującego z korony drzewa ptaka. Patrzył, jak odlatuje, gdy wtem przypomniał sobie, że dawno już nie latał. Jakoś tak wyszło, że ostatnio nie miał za bardzo okazji. Cóż, będzie musiał to nadrobić.
Wtem dziewczyna wstała. Poprawiła swoje ubrania i wyprostowała się, mówiąc:
- Jedźmy już. Zanosi się na deszcz, dlatego powinniśmy opuścić ten las. Zaraz za nim jest wioska, tam się ewentualnie zatrzymamy.
Yonki podniósł na nią wzrok.
- Jasne - odpowiedział, po czym również wstał. - Zjedzmy coś dobrego w jakiejś tawernie.
Hibane obdarzyła go zdziwionym spojrzeniem.
- Dopiero zjadłeś śniadanie.
- No i? Co nam szkodzi? Mamy wór z łupem rozbójników, kupmy za to coś naprawdę dobrego.
Hibane?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz