niedziela, 24 listopada 2019

Od Yonkiego CD Hibane

Nie czekając, aż Hibane tu przyjdzie, zaczął dokładnie badać znalezisko. Spojrzał na stojący w przerażonej pozycji posąg, stracił jednak zainteresowanie nim, ponieważ obok niego leżało coś lepszego. Popatrzył na brązowy skórzany worek. Ponieważ ciekawość go wręcz zżerała od środka, czym prędzej kucnął przy nim i rozwiązał węzeł. Szybkim ruchem rozszerzył otwór zajrzał do środka. Jego oczy błysnęły.
W worku znajdował się łup rozbójników. Biżuteria, drogocenne przedmioty codziennego użytku, w tym srebrne łyżki i widelce, złote monety i bogato zdobiony sztylet w pochwie. Wszystko to sprawiało, że Yonki od razu zaczął marzyć o tym, jak sprzedaje wszystko i zarabia kupę szmalu. Połączyć to z tym, co dostanie za łuk i wychodziła naprawdę ładna suma.
Słysząc wyraźnie kroki, odwrócił głowę i spojrzał na Hibane, która szła i z pewnym przerażeniem patrzyła na skamieniałego mężczyznę. Powrócił wzrokiem na łup, wziął głęboki wdech. Dyskretnym ruchem wybrał kilka najcenniejszych rzeczy, które ukrył w kieszeniach kurtki, po czym zawołał:
- Patrz, co mam!
Hibane popatrzyła na worek i jego zawartość. Otworzyła szeroko oczy, wyraźnie będąc zdziwiona.
- Woah, dużo tego - powiedziała.
- Nom! - odparł Yonki.
Wyprostował się, przeleciał wzrokiem po lesie. Sytuacja była trochę dziwna. Zmrużył nieco oczy, popadając w zamyślenie. Zapewne bandyta szedł tędy i natrafił na bazyliszka. Albo to była grupa bandytów. Jeśli to drugie, to trzeba było uważać. Mogli być gdzieś niedaleko. A jeżeli nie podzielili losu kompana, to wcześniej czy później tu wrócą.
Ponownie spojrzał na skamieniałego mężczyznę. Zaczął mu się przyglądać, gdy nagle dostrzegł na jego szyi korale. Zdziwiła go ich obecność na szyi rosłego faceta, jeszcze bardziej się zdziwił, kiedy zauważył doczepioną do nich muszelkę. Podszedł bliżej, przyjrzał im się uważniej. Otworzył szeroko oczy. Przypomniał sobie, jak Carlos opowiadał o tym jak został napadnięty. Mówił, że stracił wtedy korale, które przywiózł znad morza dla swojej żony. Coś takiego, pomyśleć, że Yonki je znalazł! Dobrze by było je zabrać. Carlos miałby u niego dług.
Wyciągnął rękę, lecz wtem zastygł w bezruchu. Popatrzył na Hibane, która badała zawartość worka, jednak w pewnym momencie dziewczyna odwróciła głowę i spojrzała na boga. Widząc go z ręką wyciągniętą w stronę posągu uniosła brwi.
Yonki przygryzł dolną wargę. Chwilę się zastanawiał, co robić, aż w końcu położył dłoń na ramieniu mężczyzny.
- Zimny - powiedział ni do siebie, ni do dziewczyny. - Ciekawe czy istnieje jakiś sposób na odwrócenie efektu.
W zapiskach o bazyliszkach nie było nigdzie zapisane, jak odmienić osobę zamienioną w kamień. Ale tak się złożyło, że Yonki był bogiem chaosu i mógł coś z tym zrobić. I nie zamierzał przepuścić takiej okazji.
- Ponoć nie - rzekła Hibane. - Smutne, prawda?
- Czy ja wiem? - odparł Yonki, pukając w tors mężczyzny. - To bandyta, więc można powiedzieć, że właśnie otrzymał karę za swoje czyny.
Oddalił się na dwa kroki od posągu, schował dłonie do kieszeni. Jakiś czas tak stał, usłyszał dźwięk podobny do rżenia konia, jednak go zignorował. Tymczasem Hibane powróciła do grzebania w worku. Wyciągnęła z niego kilka rzeczy, które po chwili z powrotem schowała. Popatrzyła na biżuterię, sprawdziła też czy worek nie miał dziury. Trochę później zapytała:
- Bierzemy to?
Posłała Yonkiemu pytające spojrzenie, ruchem głowy wskazała worek. Bóg spojrzał na niego, unosząc jedną brew.
- Oczywiście - odpowiedział. - Częścią się podzielimy, resztę sprzedamy.
- W sumie... - rzekła Hibane. - Chociaż najlepiej by było oddać rzeczy właścicielom. Szkoda, że znalezienie ich to jak szukanie igły w stogu siana.
- Widzisz, nie zawsze da się być dobrym. - Wzruszył ramionami. - Bierz wór i chodźmy stąd, nim zjawią się kompani skamieniałego bandziora.
Hibane uklękła, po czym zaczęła wiązać węzeł na worku. Tymczasem Yonki popatrzył na posąg. Z korali na szyi mężczyzny zaczął schodzić kamień, biżuteria powróciła do pierwotnej formy. Yonki sprawdził, czy Hibane dalej jest skupiona na worku, a następnie zgrabnym ruchem ręki zgarnął korale i schował je do kieszeni.
Misja ,,odzyskać prezent Carlosa dla żony" zakończona sukcesem.
Dziewczyna wzięła worek do rąk, skrzywiła się. Był on najwyraźniej ciężki. Yonki zmierzył ją wzrokiem, po czym podszedł do niej.
- Ja wezmę - powiedział od niechcenia.
Nie, że był miły, po prostu myślał, że jeśli będą się wlec, to bandyci ich dorwą.
- Nie udźwigniesz go. - Hibane ściągnęła brwi w zdziwieniu.
- Ty również ledwo go trzymasz. - Również ściągnął brwi, ale wymownie. - Ech, razem go weźmy - dodał po krótkiej chwili.
Trzymając łup we dwójkę, ruszyli w stronę stojącego dalej wozu. Szli w miarę szybko, Yonki sprawił, że worek stał się nieco lżejszy, aczkolwiek nie na tyle, by uznać to za coś dziwnego. Mimo wszystko Hibane musiała to poczuć, ponieważ zmierzyła go wzrokiem, ściągając brwi w konfuzji. Bóg na wszelki wypadek przybrał podobny wyraz twarzy, jakby on też się trochę tym dziwił. Na szczęście dziewczyna nic nie mówiła.
Byli już prawie przy wozie, gdy nagle usłyszeli krzyki. Jak jeden mąż odwrócili głowy i spojrzeli na sześciu rosłych mężczyzn, którzy biegli w ich stronę.
- Oddawać to! - wrzeszczeli, kilkoro z nich wymachiwało mieczami.
No świetnie, tylko ich tu brakowało!
- Szybko! - zawołała Hibane. - Musimy uciekać!
- Nie będziemy walczyć? - zapytał Yonki.
Dziewczyna milczała, w końcu jednak odparła:
- Ich jest sześciu, nas tylko dwójka.
Zmierzyła go wzrokiem w taki sposób, że Yonki od razu załapał, o co chodziło. Ta, nie wyglądał wcale na kogoś, kto dałby radę szóstce umięśnionych dorosłych z bronią. Hibane pewnie uznała, że on do niczego się nie nada, więc będzie musiała sama się zmierzyć z wrogiem, a coś w rodzaju niepewności na jej twarzy mówiło, że wolała uciec.
- Po prostu wiejmy - rzekła.
Razem z Yonkim wrzucili wór do wozu i szybko wskoczyli na kozła. Hibane złapała za lejce i kilkoma machnięciami pogoniła konia do galopu. Ruszyli pędem drogą przez las. Yonki siedział nieruchomo, gdy wtem usłyszał tupot za nimi. Podniósł się, wyjrzał za siebie, dostrzegając rozbójników, którzy pędzili za wozem na koniach.
Skąd oni je wytrzasnęli? Jak? Dopiero po chwili przypomniał sobie rżenie, które usłyszał wtedy, jak stał koło posągu. Zwilżył językiem usta, zaklął w duchu.
- Jadą za nami - powiedział.
- Nie wiem, czy im uciekniemy - rzekła Hibane ze zmartwieniem w głosie. - Chyba jednak będziemy musieli się z nimi zmierzyć.
Yonki spojrzał na nią. Wtem uniósł nieco brwi.
- Pójdę lepiej schować łuk.
- Teraz? - zdziwiła się dziewczyna.
- Może go nie znajdą - odparł. - Nie chcę stracić czegoś tak cennego.
Nic więcej nie mówiąc, wdrapał się na dach wozu. Usłyszał za sobą krzyk Hibane, żeby był ostrożny, a najlepiej wrócił na kozioł. Oczywiście ją zignorował. Czym prędzej dostał się do wejścia i zszedł po schodach do wozu. Stanął na środku, cała konstrukcja podskoczyła, zapewne od kamienia, na który natrafiło któreś koło. Zachwiał się, na szczęście nie stracił równowagi.
Nie zwlekając, podszedł do drzwi z tyłu wozu i je otworzył na oścież. Spojrzał na goniących bandytów, od razu zauważając, że dystans między nimi a wozem się zmniejszył. Szczerze mówiąc, chciał się z nimi trochę zabawić, ale z kilku powodów uznał, że po prostu się ich pozbędzie. Westchnął, po czym położył się na podłodze. Wyciągnął rękę w stronę ziemi. Trzeba przyznać, że trochę się stresował. Gdyby teraz wóz bardzo podskoczył, mógłby wypaść, czego akurat nie chciał. Sięgał najdalej jak mógł, przygryzając mocno dolną wargę.
Wreszcie środkowy palec musnął drogę.
Nie minęła chwila, a podłoże tuż pod pościgiem gwałtownie się pod nim ugięło. Konie, przeraźliwie rżąc, zaczęły się przewracać, a razem z nimi jeźdźcy. Wszyscy padali jak dłudzy, zrobił się niezły zamęt. Yonki patrzył na to wszystko, uśmiechając się do siebie.
Wstał, otrzepał ubrania. Wziął nieco głębszy wdech, zamykając drzwi. Wszedł po schodach na górę, po chwili siedział koło Hibane, która z szokiem patrzyła na leżących bandytów.
- Widziałaś to?! - zawołał Yonki, przybierając zdziwiony wyraz twarzy. - Ziemia tak o się pod nimi ugięła! Wow, co to w ogóle było?
Spojrzał za siebie, gdy nagle dostrzegł, że jednemu jakimś cudem udało się wydostać z zamieszania i teraz pędził za nimi. Otworzył szeroko oczy.
- Ach, jeden uszedł z tego cało! - warknął, ściągając brwi w gniewie.

Hibane?
wybacz, trochę się wydłużyło...
1267 słów

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz