niedziela, 10 listopada 2019

Od Keyi

Ostrożne promienie słoneczne, powoli wpełzały na moją twarz. Wschodzące słońce pukało przez szybę, nie czekając nawet na zaproszenie. Mruknęłam pod nosem, przerzucając ciało na drugi bok. Zapowiadała się przyjemna pogoda. Nastał okres, w którym słońce niechętnie nas nawiedzało, więc wszyscy jakby automatycznie stali się bardziej przygnębieni. Jednak ja lubiłam deszczowe dni i wcale mi one nie przeszkadzały. Cieszyłam się możliwością, które daje klimat, w którym mieszkamy.
Niechętnie zsunęłam ciepłą jeszcze kołdrę, gramoląc się powoli do szafy. Na zewnątrz z pewnością panował chłód, co było jak najbardziej normalne dla panującej obecnie pory roku.
Po porannej rutynie, zjadłam pożywne śniadanie, dzieląc się z Czarnuszkiem. Jego wdzięczny wzrok wynagradzał mi niemal wszelkie negatywne emocje. Słysząc radosne pomruki z jego strony, sama odczuwałam pozytywną energię.
Kot towarzyszył mi aż do momentu, kiedy całkowicie opuściłam dom. Nie lubiłam zostawiać go samego, ale nie mogłam pozwolić na pałętanie się po polu. Był zbyt cenny, a jego strata spowodowałaby moje załamanie. Pragnęłam go zatrzymać i nie myśleć o tym, że jego też kiedyś stracę.
Ruszyłam do ogrodu, w którym nieśmiało zwisały jeszcze zielone liście. Większość z nich opadło, tworząc grubą i śliską warstwę na wyblakłej trawie. Niestety nie znalazłam tutaj kwiatków. Właściwie to nie wiem, czemu liczyłam, że nadal coś tutaj rośnie. Tym bardziej, że w nocy były już niemal zerowe, a może i nawet minusowe temperatury.
Mimo martwej ciszy i braku żywych roślin, nadal wyczuwałam w tym miejscu tajemniczą aurę. Ogarniało mnie poczucie spokoju i bezpieczeństwa. W mojej głowie nadal przewijały się obrazy spokojnego dzieciństwa i miło spędzonych chwil.
Moim dzisiejszy celem było odwiedzenie grobu matki. Dawno mnie tam nie było, zbyt długo. Ruszyłam do miasta, gdzie wstąpiłam na targ. Jak zwykle tętniło tam życie nawet o tak wczesnej godzinie. Słychać było wrzeszczące dzieci i szczekanie zmarzniętych psów.
Przystanęłam przy straganie, gdzie znajdowały się żywe kwiaty. Wybrałam jasne, cudnie pachnące i idealnie wpasowujące się w odcień włosów matuli. Po udanym zakupie ruszyłam na cmentarz.
Docierając na miejsce zastałam w większości zaniedbane nagrobki. Z niektórych znikły już nawet napisy, pozostawiając pochowanych całkowicie w zapomnieniu. Nie mogłam opanować myśli, które natarczywie powtarzały, że ja też tak skończę.
Powolnym krokiem doszłam do miejsca pochówku rodzicielki. Jej nagrobek był w stanie dobrym, ale widocznie zaniedbany. Zmiotłam zalegające na nim liście i położyłam bukiet wcześniej zdobytych roślin. Uklęknęłam, składając ręce w geście modlitwy.
Nie wierzyłam, że istnieje Bóg, albo inna istota wyższa. Czasem chciałam, żeby tak było, ale kiedy tylko nad tym rozmyślałam czułam, że całkowicie mnie opuścił. Nie widziałam, więc potrzeby kierować do niego myśli, albo do nich. Mimo tego próbowałam, aby oddać cześć zmarłej. Ona sama głęboko w to wierzyła, a ja liczyłam, że w takim razie gdzieś tam jest.
Odchodząc nie mogłam pozbierać myśli. Czułam roztargnienie i na niczym nie potrafiłam się skupić. Kilka razy prawie się wywaliłam przez własną nieuwagę. Dziękowałam wtedy w duchu, że nikogo tutaj nie ma. Wtedy też zdecydowałam o miejscu następnego przystanku.  Miał to być Opuszczony Zamek, który wręcz uwielbiałam. Miał w sobie coś niesamowitego, a jako dziecko prowadziłam tam swoje fantazje. Mogłabym przysiąść, że przeżyłam tam najwspanialsze przygody, polegając jedynie na wyobraźni. Raczej nie spotykałam tam ludzi, mogłam to traktować jak bezpieczną przystań. Jeżeli nie wierzyć krążącej legendy o poruszających się głazach. Chociaż według mnie mogło być to realne.
Droga do tego miejsca przebiegła szybko, dając mi wytchnienie. Kiedy się tam znalazłam poczułam przyjemne ciepło i ponownie zatraciłam zmysły w tajemniczym zapachu, który okalał zamek. Oko mogło nacieszyć się pięknym widokiem, a ciało zaznać żywej ciszy.
Ruszyłam do środka, chcąc nieco przysiąść i pogapić się bez celu w otwartą przestrzeń. Niestety nie spodziewałam się gościa, który nagle pojawił się przede mną. Wystraszona sięgnęłam ku sztyletowi, całkowicie zaskoczona.

<Ktoś?>

605 słów

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz