Nie sądziłam, że ten chłopak ma takich kontrastowych przyjaciół. Na początku byłam w lekkim szoku, kiedy kobieta zaczęła cały czas gadać, ściskać nie dając mi ani grama wolnej przestrzeni. Nie miała pojęcia czy zbesztać kobietę w momencie, w którym głośno oceniała moje predyspozycje. Yu, bardzo nie spodobała się ta sytuacja, to był chyba pierwszy raz kiedy spotkał się z takim nieporozumieniem. Nam było daleko do zostania parą zakochanych. Chłopak próbował cokolwiek powiedzieć lecz Olivia nagle porwała mnie gdzieś na tyły odgrażając się chłopakowi. Przekonanie jej, że nie jesteśmy parą będzie naprawdę trudne. Dlaczego więc by trochę nie poudawać? Może tym samym zyskam dla siebie czas, a ta parka będzie chciała go zatrzymać w stolicy jak najdłużej. Drugi raz mogą nie zobaczyć Yu z inną kobietą.
-Więc, kochana, jak ci na imię? I daj no się bliżej przyjrzeć - wzięła w dłoń moją buźkę, oglądając ją z każdej strony. -Niesamowite, gdzieś ty się uchowała?
-Sarethe, jestem Sarethe Lumie -zastanawiałam się czy nie prosić o to by mnie zostawiła w spokoju ale koniec końców odpuściłam.
-Sarethe Jedi... nie brzmi tak wyniośle jak twoje rodowe nazwisko, więc zostań przy swoim. Jak się poznaliście? - zaczęła przytłaczać mnie swoją osobą, więc stanęłam sztywno na nogach i uniosłam głowę lekko do góry.
-Więc pani Olivio...- przerwała mi słysząc jak do niej się zwróciłam.
-Csi, mów mi po prostu Olivia, albo Oli - uśmiechnęła się szeroko.
-Więc dobrze, Olivio, my znamy się dopiero od paru godzin, więc myślę, że to duża pomyłka nazywać nas parą. Wiesz, musimy się bardziej poznać ze sobą, spędzić trochę czasu. Wiesz, tak jak ty i..
-...Brick. Oh tak, pamiętam to. Wydawało mi się jakby to było wczoraj. Miłość od pierwszego wejrzenia -westchnęła rozmarzona lekko odsuwając się ode mnie. Zaczerpnęłam powietrza. "Uwierzy mi, bułka z masłem", pomyślałam.
-Tak, dlatego proszę, bądź ciut bardziej cierpliwa, a myślę, że będzie całkiem podobna historia miłosna do twojej i Bricka. Miłość potrzebuje czasu- zaszczebiotałam radośnie.
~~~~~
-Wybacz tą całą szopkę -ton jego głosu zdradzał zażenowanie i zakłopotanie.
Na jego szczęście nie jestem w związku, bo wytłumaczenie się później z powstałych plotek sprawiłoby nie lada wyzwanie.
-Ah to? Nic nie szkodzi, choć przyznam że to pierwszy raz kiedy ktoś wziął mnie za partnera drugiej osoby. Olivia jest w porządku w każdym razie - posłałam w jego stronę pokrzepiający uśmiech.- Jeszcze zobaczysz, że będziemy się z tego śmiać.
-Mam nadzieję, ale co takiego ty jej powiedziałaś? Bo dalej traktowała cię jak moją kobietę, co mnie niepokoi - podrapał się po głowie nadal zmartwiony.
-Widzi we mnie idealną kandydatkę i nie może przyjąć do swojej wiadomości, że między nami niczego nie ma. Raczej delikatnie nazmyślałam na tyle na ile mogłam. Co nie co również usłyszałam. Zaczęła się martwić o ciebie. Wyglądasz jednak na zbyt młodego by się tym przejmować - zauważyłam mrużąc z zainteresowaniem oczy. Była w tej wypowiedzi delikatnie wyczuwalna nutka drwiny z jego wyglądu albo i wieku?
-Nie jestem staruszkiem w młodym ciele, nie martw się. - odpowiedział na szybko - Oni są zwyczajnie zbyt nadopiekuńczy.
-Czasami może jest to męczące ale lepsze to niż żeby nikt się o ciebie nie martwił, nie interesował. Uwierz mi, wolałabym być na twoim miejscu- w mojej głowie zaczął majaczyć sen o mojej matce. Nawet nie chciała ukazać swej twarzy.
-Nie mówię, że się nie cieszę z tego powodu, ale czasem trzeba sobie ponarzekać. - wzruszył ramionami - Jednak przejdźmy do głównego tematu, o czym chciałaś ze mną porozmawiać?- najprawdopodobniej nie chciał tracić cennego czasu zarówno dla niego, jak i dla mnie.
-Mm... no tak. To ja chciałabym porozmawiać na ten temat- pokazuje na szyi małą figurkę -Skąd na to pomysł? To mnie niezmiernie fascynuje.
-Nawet jeśli pytasz, to ciężko mi odpowiedzieć. Podczas naszej rozmowy spojrzałaś w stronę tego czegoś, więc postanowiłem to wyrzeźbić. Nie brzmi to zbyt przekonująco, ale taka jest prawda.
-Tego czegoś? Widzisz duchy? - zmarszczyłam brwi jakby nie rozumiejąc o co mu chodzi.
-Wytłumaczenie tego nie jest takie łatwe... można powiedzieć że nie mam zmysłów w normalnym tego słowa znaczeniu i dostrzegam więcej niż normalni ludzie, nie jestem pewny czy to co widziałem to było duch. Jednak skoro o to pytasz to znaczy że sama masz z tym jakieś doświadczenie prawda?
-Ta...-chwyciłam się dłonią karku -Właściwie to męczę się z duchami i innymi tworami od kiedy pamiętam -na to stwierdzenie oburzył się Izmael, którego zignorowałam. Przez chwilę miałam wrażenie, jakby go wcale nie było.
-Pewnie miałaś ciężko, ja choć powiedziałem że mogę je dostrzegać, to jest to tylko tak jak w przypadku tego- wskazał na rzeźbę -jest to bardziej wrażenie i kontury postaci.
-W rzeczywistości zabawia się w formie męskiej i ma na imię Izmael. Podobno jest demonem -rozkłada ręce -Czy mi w to wierzysz?
-Wierzę, raczej nie mam też innego wyjścia, jednak to wszystko o czym chciałaś ze mną porozmawiać?- zapytał z podejrzliwością w głosie. Jeśli duchy same w sobie były czymś dla niego naturalnym, to nie wykluczone, że z magią miał więcej wspólnego. Rozejrzałam się dookoła, upewniając czy nikt nie stoi w drzwiach czy gdziekolwiek indziej. Nachyliłam się do przodu ku chłopakowi -Magia. Masz w sobie magię. O tym chciałam porozmawiać ale wolałam najpierw upewnić się co do figurki.
-Acha, w sumie od tego trzeba było zacząć, bo tak od razu przeszliśmy do tematu duchów... trochę nie ta kolejność...- stwierdził niepewnie.
-A bo ja wiem. Zdarza się, że widujesz duchy a nie masz w sobie zbyt dużej magii. Wiele zależy od rodzaju spotykanego ducha ale w sumie to nie ważne to temat na inną rozmowę - machnęłam ręką zdając sobie sprawę że dopiero teraz zaczyna odbiegać od tematu- Ale twoja magia. Na czym ona polega?
-Moja magia? To raczej niewiele, pewnie zauważyłaś, ale mam protezy, moje ręce, nogi, oczy, uszy, nawet część organów jest sztuczna. Dzięki swojej magii jestem wstanie połączyć rzeczy martwe z żywymi, dlatego jestem wstanie tak dobrze nimi poruszać, oprócz tego magia zastępuje mi wszystkie inne zmysły, nawet smak czy dotyk, poczucie temperatury czy równowagę, żadnego z tych zmysłów nie odczuwam w normalnym tego słowa znaczeniu. Mogę też ożywiać rzeczy martwe, z kamienia tworzyć golemy i tym podobne. - Po długim przemówieniu wziął głęboki wdech i popatrzył rozmówczyni prosto w oczy. - A twoja magia? Czym jest dokładnie?
Słuchała jego słów w skupieniu będąc pod wrażeniem jego umiejętności. Wstała ze swojego miejsca prostując się. Trochę lubiła dodać dramaturgii swojej osobie.
-Może słyszałeś o mojej rasie albo i nie. Widzę duchy i mogę sprawiać, że wiążą się ze mną poprzez pieczętowanie. Jest to bardziej skomplikowana sprawa ale moją mocą jest niebieska wiązka energii - wyciągnęłam dłoń przed siebie i na moment się skupiłam. Między palcami zaczęły skakać błękitne ogniki od czasu do czasu zaczynając wić się po dłoni. Zaciskając dłoń w pięść momentalnie zniknęły. - Lepiej żeby nikt mnie nie dotykał, ma działania trujące czy może jest szkodliwą bakterią działającą w błyskawiczny sposób. To moja jedna z mocy, najstarsza, że tak to ujmę.
-Na pewno jest przydatna w walce. - Pokiwał głową z uznaniem. - Masz coś jeszcze w zanadrzu?
-Oczywiście, katana Izmaela, demona, którego wyrzeźbiłeś -przywołałam oręże do ręki podając chłopakowi. -Spójrz tylko na te zdobienia rękojeści. Nasz gagatek utknął teraz w tej pięknej broni. Normalnie stał w kącie i wtrącał swoje 3 groszy. Oczywiście nie możesz go słyszeć więc truje mi dupsko. Czasem da się go ignorować a czasami jest wprost irytujący.
-Na pewno masz ciężko. - Powiedział chłopak skrupulatnie oglądając oręż i zdobienia.
-Nie jest to łatwe, sam pewnie czułeś jego obecność, która nie należała do najprzyjemniejszych Zwykle nie pieczętuje się demonów, są to duchy naszych przodków. I zwykle łatwiej jest z nimi nawiązać kontakty. Jestem jednak idealnym wyjątkiem - zaśmiałam się nerwowo od razu besztając samą siebie w myślach.
-Dlaczego? Jest jakiś konkretny powód? -zaciekawił się nadal trzymając dobrze wyważoną broń. Nie za lekka, nie za ciężka idealnie dopasowywała się do właściciela.
-Widzisz rodzice zginęli jakiś czas po moim urodzeniu i kiedy dojrzałam na tyle, na ile czułam, postanowiłam odnaleźć chociażby matkę i związać się z nią. Po zawiązaniu dostaje nieograniczoną możliwość kontaktu ale za obopólną zgodą. Duchy nadal należą do innego świata. Do tej pory nie za bardzo chce ze mną rozmawiać. Natomiast Izmael... zachowuje się tak jakby nadal był wolny i uwierz mi, nie wytrzymałbyś z nim.
-Wierzę na słowo, ale skoro jest takim problemem, to czemu się z nim związałaś?
-Nie mam pojęcia co mnie pokusiło, chyba chęć zabezpieczenia się, zdobycia większej siły... chciałabym w razie rewolucji móc stanąć w szeregach i zawalczyć o upragnioną wolność.
-Rewolucji? -oderwał spojrzenie od Izmaela patrząc na mnie wymownie.
-Tak. Chyba nie myślałeś, że magię da się doszczętnie w nas zniszczyć. Magia od zawsze była, nadal jest i będzie. Nie chcę umrzeć za to kim jestem. To nie fair.
- No cóż, mi też do tego nie śpieszno, ale rewolucja tak? No cóż, to mnie raczej zbytnio nie dotyczy, jestem tylko rzeźbiarzem więc w walce niewiele pomogę...
-A co gdybyś ożywiał marionetki? Taka twoja mała armia?
- Nigdy nie korzystałem z nich do walki, bardziej jako pracowników, nie mam też żadnego doświadczenia w walce...
-A co powiesz na to, bym wprowadziła cię na dwór jako nadworny artysta? I poza tym też nie mam żadnego doświadczenia w prawdziwej walce.
-Szczerze? Jakoś nie jestem pewny, jestem bardzo wdzięczny za propozycję, ale wątpię bym miał dostateczne umiejętności. Co ważniejsze nie mam pojęcia czy odnalazłbym się na dworze, a tym bardziej czy bym wytrzymał w jednym miejscu.
-Szkoda mogłabym przemycić pewne umiejętności, nauczyć cię czegoś nowego. Dwór jest o wiele ciekawszy niż ci się wydaje. Zarówno w negatywnym jak i pozytywnym tego słowa znaczeniu- pokiwałam głową z uznaniem dla samej siebie. Faktycznie, dwór ma plusy.
-Może kiedyś jak przyjdzie mi do głowy się ustatkować, jak na razie to i tak nikt by nie chciał tam jakiegoś biedaka z ulicy, w końcu to dwór samego króla - delikatnie poczułam się urażona jego nastawieniem.
-Chciałabym zauważyć, że sama wychowałam się praktycznie na ulicy. Jestem z sierocińca i to, że dostałam taką posadę... to chyba po prostu szczęście w takim wypadku.
Chłopak po moich słowach chyba wpadł w wir swoich myśli. Zastanawiał się. Mogłam go w prosty sposób wprowadzić tam, dać schronienie zarówno sobie jak i magii. Najciemniej jest pod latarnią.
Wyjrzałam zza okienka pokoiku szacując czas jaki tutaj spędziła. Nadal była noc, ale czy ktoś przypadkiem nie zauważył mojego zniknięcia? Zwykle nie wymykałam się poza mury zamku, więc wszelkie alarmy słyszałam i mogłam się zjawić na służbie nawet w nocy.
-Yu, mój drogi, nie chcę cię niepokoić ale chyba będę musiała już wracać. Jeżeli nie zjawię się, będę miała kłopoty. Taki jeden drobny minus.
-Nic się nie stało. - Odparł niemal natychmiast. - Odprowadzę cię. -kiwnęłam głową na zgodę.
Wychodząc z pokoju Yu, chwyciłam go pod ramię. Chłopak spojrzał na mnie pytająco.
-Chyba nie chcesz zostać przez tą parkę zrugany za brak manier -mówię wprost do jego ucha.- I po prostu graj albo zostaw to mnie -dodałam z szatańskim uśmieszkiem na ustach.
Weszliśmy do głównego pomieszczenia, w którym dopadła nas Olivia.
-Oh, idziecie już? Co tak szybko? Nie zostaniesz? -dopytywała. I tym razem to ja nie dałam dojść do głosu Yu.
-Wybacz Olivia, chętnie bym została, było bardzo miło. Yu to kochany mężczyzna -zaszczebiotałam ale po chwili dodałam smutną buźkę. - Ale nie chcę zrobić nikomu kłopotu i czekają na mnie w domu -" w pałacu miałaś na myśli, pałacu", dodałam w duchu.
-Następnym razem zrób wszystko byś mogła tutaj zostać - uścisnęła mnie na pożegnanie.
-Jasne, ależ oczywiście -mruknęłam łapiąc oddech w tym żelaznym uścisku.
Czułam na sobie intensywne spojrzenie chłopaka. Czeka mnie seria pytań, kiedy stąd wyjdziemy. Cóż, ja świetnie się bawię. Nawet.
Yu?
Liczba słów: 1891
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz