sobota, 9 listopada 2019

Od Yonkiego CD Hibane

- Stój w imię prawa!
Dwóch strażników pędziło niczym rozszalałe dzikie psy, nieustannie goniąc drobnego boga. Yonki uciekał przed nimi, starał się biec najszybciej jak mógł, ciesząc się, że jego wytrzymałość była na wysokim poziomie. Na początku straż nieźle zmniejszyła dystans, jednak po pewnym czasie się on zwiększył, ponieważ tamci zaczęli odczuwać zmęczenie, zwłaszcza, że musieli jeszcze mieć na sobie pancerze oraz nosić broń, a Yonki miał swoją wytrzymałość i jedynie zwykłe ubrania. Co prawda, miał przewieszony jeszcze przez ramię ciemny, bogato zdobiony łuk z tajemniczymi kamieniami i wyrytymi w nim wzorami, ale nie posiadał żadnych strzał, a sama broń mimo rozmiarów była stosunkowo lekka.
A dlaczego uciekał?
Głupia sytuacja - jakimś cudem został posądzony o współudział w kradzieży. Nie miał pojęcia, jak to się dokładnie stało, w jednej sekundzie podążał za pewną osobą, którą się zaciekawił, w drugiej usłyszał krzyki, a w trzeciej stróże prawa zaczęli go gonić. Próbował jakoś dorwać złodzieja i poprzez oddanie go strażnikom udowodnić im, że nic złego nie zrobił, więc złapał go za ubiór. Niestety po krótkiej przepychance ostatecznie skończył z czarną kurtką w rękach i łukiem, który tamten jakimś sposobem zgubił, a po przestępcy nie ani śladu. Nie pozostało mu nic innego, jak również uciec, sam więc przywdział kurtkę i zarzucił na głowę kaptur, by goniący nie mogli go zapamiętać oraz wziął ze sobą łuk z nikomu znanego powodu. A nuż mu się przyda.
Uciekał, uciekał, a tamci nie myśleli o zgubieniu go. Dystans raz między nimi malał, raz się zwiększał, ludzie, którzy jeszcze przebywali na zewnątrz, spoglądali na pościg z pewnym zaciekawieniem. Yonki nie zwalniał tempa, bieg wychodził mu naprawdę dobrze. Zastanawiał się, jak by tu użyć swoich zdolności, by strażnicy nie ogarnęli, że to jego sprawka, jednocześnie rozglądał się po okolicy, szukając czegoś, co mogłoby się okazać przydatne.
- Zatrzymaj się, ale już! - słyszał za sobą krzyki goniących.
Nawet nie myślał o posłuchaniu ich. Jedynie cieszył się z tego małego dreszczyku emocji, jaki właśnie dostał. Co prawda dalej był on za mały, ale z racji, że już jakiś czas go nie czuł, potrafił się nim zadowolić, przynajmniej na chwilę. Biegł najszybciej jak mógł, podeszwa jego butów rytmicznie uderzała o brukową drogę. Kierował się w stronę najbliższej świątyni, ponieważ uznał, że tam trochę nastraszy strażników. Już nawet zaczął się zastanawiać, co by tu im zrobić. Aż się nie mógł doczekać.
Minął pewien wóz, spojrzał za siebie, gdy nagle otworzył szeroko oczy. Gwałtownie zwolnił, wręcz się zatrzymał, na jego twarz wskoczyło niemałe zdziwienie. Podążył wzrokiem za strażnikami, którzy w pewnym momencie skręcili i pognali w zupełnie innym kierunku. Uniósł brwi. Co się stało? Dlaczego oni tak nagle zrezygnowali z gonienia go?
Przyglądał się im, dopóki nie zniknęli mu z pola widzenia, gdy wtem kątem oka dostrzegł tajemniczy żółty błysk. Odwrócił głowę, nic jednak nie zobaczył, co by przykuło jego uwagę. Do chwili, w której ujrzał stojącą kawałek dalej dziewczynę.
Stała ona spokojnie, mierząc go wzrokiem z góry na dół. Nie wyglądała na wroga, ale Yonki dobrze wiedział, że ludzie lubią robić niespodzianki. Kiedy tupotu straży już nie było słychać, nieznajoma podeszła do boga. Znów mu się przyjrzała, tym razem uważniej, po czym posłała mu spojrzenie wyczekujące... właśnie, czego? Yonki nie wiedział, o co jej chodziło. Patrzył na nią chwilę, popadł w zamyślenie. Dopiero po chwili zaczęło mu świtać.
Chwila, ona mu niby pomogła. Zauważyła, że ucieka przed strażą i pewnie uznała, że Yonki ma problem, dlatego interweniowała. A że jakoś odwróciła uwagę pościgu, istniało prawdopodobieństwo, że miała związek z magią. Ale to go teraz nie obchodziło.
Pomogła mu. Kiedy on nie potrzebował żadnej pomocy. Aż go to trochę rozbawiło. W sumie rozumiał, że dziewczyna nie rozpoznała w nim boga (to w jego przypadku nie było wcale takie proste), więc nie pomyślała, że mógł sobie bez problemu z nimi poradzić, ale znaczna większość ludzi na jej miejscu zdecydowanie nie skupiłaby się na tym, albo życząc źle bożkowi, albo ciesząc się, że to nie ich gonią mundurowi. A ona...
Naprawdę, trafiło mu się coś niecodziennego.
Dziewczyna stała, najwyraźniej czekając, aż bóg coś powie. Yonki spojrzał na nią, skrzyżował ręce na piersi.
- Czekasz, aż podziękuję? - zapytał spokojnie, po czym wciągnął ustami powietrze, wydając przy tym krótki dźwięk przypominający szumienie. - Tyle że nie mam za co ci dziękować.
Słysząc to, dziewczyna uniosła brwi w zdziwieniu.
- Pomogłam ci - rzekła po chwili.
- Nie widziałem ciebie pomagającej mi, ale jeśli tak zrobiłaś, to pokrzyżowałaś moje plany.
Westchnął cicho. Myślał, że będą jakieś przeżycia, a tu klapa. Stracił strażników. Jakoś nie widział siebie szukającego ich, dlatego doszedł do wniosku, że koniec już zabawy. Trochę szkoda.
- Plany? - zdziwiła się tamta. - Co więc zamierzałeś zrobić z pościgiem?
- Coś innego - odparł krótko, nie mając zamiaru zdradzać żadnych szczegółów.
Przestąpił z nogi na nogę, stając bokiem do nieznajomej. Zwilżył językiem usta, a następnie rozejrzał się, nikogo nie dostrzegając. Byli sami. Spuścił wzrok, kopnął butem niewidzialny kamień. Po chwili spojrzał na dziewczynę, która z pewnym błyskiem w oczach przyglądała mu się, a raczej łukowi, jaki miał ze sobą. Dopiero wtedy przypomniał sobie o istnieniu broni. Zdjął go z siebie, zaczął mu się przyglądać, oczy dziewczyny ponownie błysnęły. Zauważając to, zmierzył ją wzrokiem.
- Znasz się na broni? - zapytał po krótkim zastanowieniu.
Nieznajoma spojrzała na niego, po czym odpowiedziała:
- Tak.
- Jak myślisz, ile to jest warte?

Hibane?

865 slow

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz