wtorek, 26 listopada 2019

Od Yael'a Cd. Reo

Po jaką cholerę dałem mu do ręki ten przeklęty list?! Czemu nie wyczułem mrocznej magii oplatającej ten niepozorny skrawek papieru?! To przez moją głupotę Reo teraz cierpiał! Jestem beznadziejnym partnerem więzi… O ile w ogóle mogę to tak nazwać. To bardzo stara i potężna siła, związana z pierwotnym rdzeniem magicznym. Nie wiem jakim cudem jest to możliwe. Nie wyczuwam w Reo żadnej poza demoniczną mocą. Ale ona koszmarnie cuchnie, więc może blokować jakiś naturalny talent. Możliwe, również, że moje kocie ja splotło Wić z tą demoniczną. Obrzydlistwo. Byłem również ciekaw, czy Choke zdaje sobie sprawę, jak bardzo uległy mu teraz jestem? Raczej nie. Może słyszał kiedyś coś o tego typu więzi, ale raczej w kontekście wilkołaków. O kotołaków jest to temat tabu. Nikt praktycznie o tym nie mówi. Podejrzewam, że gdyby mężczyzna zdawał sobie dokładnie sprawę z więzi jaka trzyma mnie przy nim, nie skończyłbym dobrze. Nie żeby obecną sytuację można było nazwać dobrą. Wręcz odwrotnie. Czułem słabnące siły Reo. Był jak zmniejszające się naczynie, rozpychanie przez tą samą ilość magii. Musiał odczuwać naprawdę ogromny ból. Zapewne, demoniczna krew, jak i jej dawcy złagodzili ze wszystkich sił objawy, jednak trucizna zawarta w tej podstępnej pułapce była naprawdę silna. Nie byłem pewny jak długo białowłosy jeszcze wytrzyma, jednak zważywszy na jego ogólnie pogorszoną odporność nie zapowiadał się to długi okres. 
Czułem, że muszę mu w jakikolwiek sposób ulżyć. To była w głównej mierze moja wina. Jestem cholernym Kocim Księciem, a nie wyczułem zagrożenia dla mojego Połączonego. 
Nie myśląc więcej, otworzyłem drzwi prowadzące do pomieszczenia, gdzie aktualnie znajdował się Reo. Miałem nadzieję że moje moce w minimalnym stopniu mu pomogą. A przynajmniej sama obecność doda mu otuchy. Ja bym się cieszył gdyby przyszedł do mnie podczas choroby. Głupie marzenia. 
Podszedłem od boku, widząc ciało mężczyzny na wpół zanurzone w gęstej ciemnej cieczy. Krew. 
Starając się nie oddychać przez nos, a jedynie przez zaciśnięte zęby, uruchomiłem Toíchos. Co prawda korzystanie z tej mocy zaledwie tydzień po jej całkowitym wyczerpaniu, nie było odpowiedzialne, jednak w tej chwili to opanowany paskudną klątwą Reo był ważniejszy. 
Prześwietlając jego zdecydowanie zbyt chude ciało, ujrzałem niepokojąco duże ogniska czarnej magii. I chodź większość z nich była ładnie zbita i posegregowana, parę z nich brzydko popękało, wylewająca się po ciele. Jednak najbardziej przerażające były tysiące maleńkich szpikulców, atakujących zdrowe ogniska magii. To właśnie w ten sposób trucizna wyniszczała jego organizm. Iście pomysłowe. Najwyraźniej “kochana” rodzinka mężczyzna była piekielnie bystra. Ja nie miałem mocy aby zdjąć z niego tak potężny czar. A przynajmniej nigdy nikt mnie nie uczył zdejmowania zaklęć. Kotołaki wykazywał większe uzdolnienie w iluzji, oraz leczeniu ran fizycznych. Cóż. Nie byłem w stanie zdjąć całego bólu, ale miałem możliwość jego zabrania. Przynajmniej na jakiś czas. Zresztą ja narazie nie byłem tu potrzebny. To Choke był Panem zamku i to on wydawał rozkazy. Beze mnie mogli się obejść. 
Wyciszyłem Toíchos by zaraz uaktywnić Enno. Liczyłem, że zawarcie więzi wzmocniło moc na tyle by nie tylko czytać uczucia i samemu je odczuwać, ale zarazem zabrać od niego odczuwany ból. Gdy tylko wyciągnąłem swoje delikatne macki mocy w jego kierunku, zaatakowała mnie cała masa negatywnej energii. Od takiego przeładowania smutku, złości i frustracji, ugięły się pode mną kolana. Ciężko oddychając oparłem drżąc z wysiłku dłonie o brzeg wanny. Na ciele poczułem odsuwające mnie ręce demonów, ale odepchnąłem je, wysyłająć pozytywne uczucia w ich kierunk, aby zyskac ich zaufanie.
Najwyraźniej zadziałało, gdyż nic więcej nie wytrącało mnie z równowagi. Ponownie powoli zanurzyłem się w rdzeń młodego Choke’a. Wyciszyłem jego szalejące emocje, a następnie wciągnąłem ból odczuwany przez atak.
Krótki krzyk oraz jęk, wyrwał się z moich ust, gdy poczułem rozrywający ból w dosłownie w każdej komórce ciała. Czułem, że już nie jedynie moje dłonie drżą, ale całe ciało dygotało jak u paralityka. Jak on był w stanie znosić takie katusze?! 
Chciałem czym prędzej pozbyć się niechcianego uczucia, ale jedyną możliwością, było oddanie ich Reo, a następnie jego uleczenie. Jednak nie byłem pewien jak długo wytrzyma jego organizm. Wolałem już zabrać jeden z czynników, który mógł przyczynić się o do śmierci bladookiego.

< Co ty na to? >

670 słów

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz