wtorek, 12 listopada 2019

Od Aradii Do Hatashiego

– Dlaczego inne dzieci mnie nie lubią? Nikt nie chce się ze mną bawić - chłopiec idący u boku Aradii cały dzień wydawał się być smutny. Kobieta nie była w stanie mu pomóc. Bardzo ją to bolało. - Cały czas mnie wyzywają. Mówią, że jestem synem Wiedźmy. Boją się mnie. Przecież ja nawet muchy nie skrzywdzę...
– Skarbie mama będzie zawsze po twojej stronie - pogłaskała go po głowie. – Znajdziesz sobie w końcu przyjaciół, który będą cię lubili za to kim jesteś - uśmiechnęła się delikatnie żeby choć trochę dodać synowi otuchy. 
– Większość nie żyje... - odwrócił wzrok. - Gdyby nie król wszystkim byłby lepiej. Kiedyś go zabiję - zaskoczyły ją słowa dziecka. Nigdy wcześniej nie mówił takich rzeczy. Zawsze był pogodnym, wiecznie uśmiechniętym malcem czerpiącym radość z życia.
– Budzi się w tobie ojciec - spojrzał na nią błękitnymi ślepiami. 
– Jak to? W końcu dostanę moce? - pokręciła głową zatrzymując się przy krzaku jagód. Kucnęła i zaczęła zrywać je do koszyka.
– Mówiłam ci, że w odpowiednim momencie się uaktywnią. To proces stopniowy. Jeśli dostałbyś pełną moc na początku mógłbyś zniszczyć świat - podała mu kilka owoców. - Musisz być gotowy żeby kontrolować takie pokłady siły. 
– Czemu to nie może być już - jęknął. - Chciałbym pokazać im wszystkim, że jedyne na co zasługują to śmierć - jadł powoli to co dostał do matki, a ona jeszcze bardziej była zaskoczona jego wypowiedzią. Szybko przestała o tym myśleć kiedy poczuła, że nie są sami. Ktoś ich obserwował. Kobieta wstała i podała koszyk Marou. 
– Musimy wracać – rozglądała się nie dając tego po sobie poznać. 
– Obiecałaś jeszcze maliny...
– Kupię ci na targu. Idziemy – obecność, którą czuła była bardzo nieprzyjemna. Po plecach przechodziły jej dreszcze kiedy poruszała się w cieniach. 
– Mamo co się dzieje? – czuła, że w starciu z obserwatorem może nie być w stanie ochronić syna, który jest dla niej najważniejszy. 
– Nic słońce. Po prostu zaczęła boleć mnie głowa - kiedy przyspieszyli Aradia poczuła na swojej kostce zimną dłoń, która chciała ją zatrzymać. Kiedy odwróciła się by to sprawdzić straciła czujność i dała się zaskoczyć. Nieznajomy wyłonił się z cienia. Wbił ostrze z ciemnej materii w jej brzuch i przybił je do drzewa. Aradia nie mogła się ruszyć. Krew zaczęła spływać po jej ciele. Rana była ogromna. 
– Mamo! - Marou dopiero po chwili to zobaczył. Obraz umierającej matki sprawił, że łzy napłynęły mu do oczu. Ruszył biegiem w jej stronę, a „coś” przypominające człowieka, jednak stworzone z cienia przyglądało się mu.
– N-nie podchodź - warknęła. - Wracaj d-do domu - zakrztusiła się krwią w ustach. 
– A-ale... - zatrzymał się sparaliżowany strachem. Widział, że marka się zdenerwowała.
– JUŻ! - krzyknęła, a Marou odwrócił się i zaczął biec w stronę wyjścia z lasu. Cień zaczął się do niej zbliżać chcąc to zakończyć. W jego dłoni pojawił się sztylet. Aradia przyłożyła dłoń do pnia drzewa, przy którym była uwięziona. Jej oczy zabłysnęły złotym światłem. Otruła drzewo po czym zabrała mu jego energię. Rany się zagoiły a broń, która ją trzymała została wypchnięta z jej ciała. Dłonią wytarła krew z twarzy. - Zabiję cię - mruknęła. - Doprowadziłeś moje dziecko do płaczu, a to jest niewybaczalne - w jej dłoniach pojawiły się kule światła, którymi zaczęła rzucać w przeciwnika. Ten jednak zwinnie unikał każdego ciosu. Teleportował się za nią. W ostatniej chwili uniknęła kolejnego śmiertelnego ciosu. Stojąc znowu na przeciwko niego przyłożyła dłoń do ziemi. Pnącza złapały przeciwnika. Nie tracąc czasu wypowiedziała słowa zaklęcia - Immunda est lumen divinum abstuleris lucos de terra - uniosła się nad ziemię. Jej ręce zaczęły świecić się na biało, a na nieznajomego spadł promień światła, który powinien zmieść go z powierzchni zmienili. Nic takiego się nie wydarzyło. Jedynie trochę go osłabiło. – Niemożliwe... - po raz pierwszy w życiu nie była w stanie poradzić sobie z kimś. Nawet Abbadon zanim się polubili dostał od niej porządne lanie. 
– Zostaw moją mamę w spokoju! - usłyszała głos Marou. Chłopiec zaatakował przeciwnika od tylu. Wbił ostrze noża w jego ciało. Ten jednak wyglądał na niewzruszonego. Aradia miała w głowie najczarniejsze myśli. Przeciwnik zaczął wyciągać dłoń w jego stronę. Chłopiec drżał z przerażenia. Wiedźma teleportowała się by osłonić go własnym ciałem. Przytuliła go mocno
– Wszystko będzie dobrze skarbie. Tata się tobą zaopiekuje jeśli coś mi się stanie - pocałowała go w skroń. 

<Hatashi?>

676 słów

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz