poniedziałek, 11 listopada 2019

Od Yonkiego CD. Hibane

Patrzył badawczo na dziewczynę, dokładnie studiując w głowie jej słowa. Wychodziło na to, że łuk był czymś bardzo wyjątkowym, a to znaczyło, że był warty naprawdę sporo. Oczy aż mu błysnęły na myśl o kwocie, jaką mógłby zyskać. Jaka szkoda, że nie potrafił strzelać z łuku, może by się wtedy trochę zabawił. Ale by było! Już leciałby za tamtymi strażnikami. Walić świątynię, on miałby łuk, narzędzie masowej destrukcji!
Zamrugał parę razy, skupiając się na ostatniej wypowiedzi dziewczyny. ,,Malcu"? Wow, pojechała. Dałby głowę, że miał od niej więcej lat. Bo... chyba nie było innej opcji, co nie? Jakby miała być chociaż jego rówieśniczką, musiałby ją znać. A jej nie znał. Czyli na sto procent nie była od niego starsza.
Przyzwyczajony do różnych obelg i obraz na temat jego wzrostu, nie okazał w ogóle złości ani chociażby irytacji. Przestąpił z nogi na nogę, z powrotem przewieszając łuk przez ramię, mówiąc:
- W sumie czemu nie? Jeżeli to ma być forma przygody, mogę jechać.
Jeśli coś fajnego ma się wydarzyć, to mógł już teraz jechać. Przez chwilę nawet myślał, by powiedzieć Hibane, żeby od razu ruszać w drogę, ale zmienił zdanie. Było już po zmierzchu, ciemno, raczej nikt tak o by nie postanowił sobie pojechać z nowo poznaną osobą gdzieś, by sprzedać broń. Najlepiej było się spotkać z samego rana. I tak też zrobi. Chociaż... Gdyby tak udało mu się wyciągnąć z dziewczyny odpowiednie informacje, to mógłby sam polecieć na swoich skrzydłach, co zajęłoby znacznie mniej czasu.
Nieee, trzeba przeżywać przygody. Hibane, szczerze mówiąc, nieco go zaciekawiła, więc czemu miałby sam lecieć? Postanowił, że z nią się zabierze. A nuż wydarzy się coś ciekawego.
- Jutro rano ci pasuje? - zapytał. - Wtedy się spotkamy i wyruszymy.
Słysząc to, Hibane uniosła brwi. Spojrzała na niego z pewnym zawahaniem, wyglądała jakby popadła w głębokie zamyślenie. Yonki przyglądał się jej uważnie. Coś jej chyba nie pasowało. I chyba wiedział, co. Podejrzewał, że dziewczyna nie chce, by się rozdzielali. Chodziło o to, że w sumie nie miała stuprocentowej pewności, że Yonki rzeczywiście rano pojawi się z łukiem. Ta, w tej kwestii to nawet on sobie w stu procentach nie ufał. Uznał jednak, że tym razem zrobi dobrze. Zaciekawiła go ta cała Hibane, podobnie jak wzory, jakie dostrzegł na jej dłoni. Miała je od zawsze? A może pojawiły się od łuku, którego wcześniej dotykała? Spojrzał na swoje dłonie. Jemu nic się nie stało, ale może to dlatego, że był bogiem chaosu?
Ach, tyle pytań, a tak mało odpowiedzi. Jednak musiał się z nią udać.
Odwrócił głowę nieco w bok, popatrzył na wóz, z którego wcześniej wyszła dziewczyna.
- Twój? - Wskazał go ruchem głowy.
- Hm?
Hibane posłała mu pytające spojrzenie, po czym przeniosła wzrok na wóz.
- Tak - odpowiedziała. - Zajmuję się wyrobem i sprzedażą broni.
Nie pytał o to dokładnie, ale dobrze wiedzieć.
- O świcie tu przyjdę.
- Na pewno?
- Na pewno. Handel to nie mój konik, więc dzięki tobie zarobię. A może i się z tobą podzielę?
Chyba ją przekonał, ponieważ już nie okazywała takiej niepewności, jak wcześniej. Cóż, musiała mu w tym wypadku zaufać, nie miała innego wyboru. Swoją drogą, Yonki nie wyglądał na kogoś, komu nie można było ufać. Miał te delikatne rysy twarzy, swego rodzaju urodę, którą uwielbiali seniorzy i nie tylko. No jak tu mu nie ufać, no jak?
- A właśnie, imię - przypomniał sobie. - Powiedzmy, że mam na imię Yonki.
- Yonki? - powtórzyła za nim Hibane.
Miała coś jeszcze dodać, ale bożek ją wyprzedził.
- Ta, ta, rodzice mnie musieli nie kochać, skoro dali mi takie imię, ale odłóżmy komentarze na bok. - Westchnął. - To co, widzimy się jutro o świcie koło twojego wozu?

Hibane?

591 slow

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz