Otworzyłem powoli oczy kilka godzin później, na dworze panował już mrok. Członkowie mojej rodziny spali, a ja nie chcąc ich jeszcze budzić, po cichu wyszedłem z jaskini, ochraniając śpiącą rodzinę tarczą, by podczas mojej nieobecności nic im nie zagroziło. Ze względu na to, że Sorey i Misaki musieli coś jeść, a my w pośpiechu nic ze sobą nie zabraliśmy, musiałem znaleźć im coś do jedzenia, aby nie umarli z głodu, Sorey może by dał sobie rade nie jeść z dwa dni, ale nie mała ona nie może nie jeść tak długo, to dla niej niezdrowe i może być nawet niebezpieczne.
Nie myśląc za wiele, użyłem swoich skrzydeł, by znaleźć się jak najszybciej w mieście, mogliśmy o tym pomyśleć wcześniej, na moje szczęście wioska znajdująca się kilka kilometrów stad była już opustoszona, a jedzenie tam pozostawione mogłem spakować, zabierają ze sobą. To chyba nie kradzież prawda? Jedzenie i tak by się popsuło, a więc my na tym skorzystamy.
Pakując to, co było mi potrzebne, wróciłem do jaskini, jak najszybciej się tylko da, by nie zbudzić męża ani dzieci. Jak się jednak okazało, mój mąż już nie spał, z uwagą wpatrując się w moją twarz.
- Gdzie byłeś? - Spytał, zmartwiony wstając z ziemi, stawiając na niej naszą córkę, która zdołała się już obudzić.
- Przyniosłem nam jedzenie, w pośpiechu nic nie zdążyliśmy zabrać - Wyznałem, stawiając torbę z jedzenie na ziemi, biorąc w ramiona naszą córeczkę.
W tym czasie Sorey nie dopytując, przygotował jedzenie dla siebie i małej. Musieli się w końcu najeść, mając siłę na wędrówkę mającą potrwać jeszcze kilka dni.
Posiłek przygotowany i zjedzony został w niecałe trzydzieści może czterdzieści minut, pozostało nam tylko spakować wyciągnięte koce ugasić ognisko, które rozpalił Sorey, by ogrzać nas, jednocześnie przygotowując na nim posiłek.
- Jak się czujesz? - Sorey wpatrujący się we mnie od kilku minut podszedł do mnie, kładąc dłonie na moich policzkach.
- Już dobrze - Wyszeptałem, zbliżając się do jego ust, łącząc je w delikatnym pocałunku, który pogłębił się, gdy oboje poczuliśmy swoją bliskość. Obojgu nam bardzo brakowało bliskości drugiego z nas, ta odległość naprawdę odbiła się na mojej psychice i kto wie może i na jego też..
- Mamo, tato to obrzydliwe, przestańcie - Burknął niezadowolony Yuki, stając przed nami, trzymając dłoń swojej siostrzyczki.
- Trochę przesadzasz - Odezwałem się do syna, czochrając jego włosy. - Chodźmy, musimy już ruszać - Dodałem, odsuwając się od męża, biorąc na plecy torbę z jedzeniem, czekając na resztę mojej rodziny.
Kolejna noc była już dużo spokojniejsza, nie odczuwałem już aż takiego lęku, co prawda wciąż byłem zmęczony, tymi nieprzespanymi dniami jednakże czułem się już lepiej, po kilku godzinach snu mogąc trzeźwo myśleć, prowadząc moich bliskich dobrze znaną mi drogą do azylu.
Trzymając się blisko mojego męża, trzymałem jego dłoń, upewniając się tym samym, że jest wciąż obok mnie a jego obecność to nie sen. Byłem już spokojny po śnie jednakże wciąż ostrożny, straciłem go na kilka dni, nie chce tego powtarzać.
- Mamo, daleko jeszcze? - Pewnej nocy, gdy znów zatrzymaliśmy się w jednej z jaskiń, Misaki podeszła do mnie siadając na moich kolanach.
- Już jesteśmy blisko skarbie, jutro rano, gdy otworzysz swoje oczka, będziemy na miejscu, obiecuje - Wyszeptałem, całując córeczkę w czoło.
- Naprawdę? - Zachwycona dziewczynka pobiegła pobawić się z Yukim, dając mi i mężowi trochę czasu sam na sam, mogliśmy trochę porozmawiać a jutro, gdy znajdziemy się w Azylu, będziemy mogli odetchnąć, dzieciaki będą miały towarzystwo, zapomną o stresie, który również przeżyły podczas nieobecności taty, jak i drogi do Azylu. Mimo wszystko to musi ich stresować.
Opuszczenie domu, mimo że może to być dla nich przygoda, wciąż stresuje w mniejszym lub większym stopniu..
- Miki, o czym tak myślisz? - Słysząc głos męża, odwróciłem głowę w jego stronę, delikatnie się przy tym uśmiechając.
- O naszej podróży - Przyznałem, co nie było przecież kłamstwem, myślałem o tym i o tym, co czują nasze dzieci, ale to już inna inszość, tego mówić mu nie muszę.
- Zastanawiam się również nad tym, jak się czujesz, dużo przeżyłeś w ciągu ostatnich dni - Dopytałem, zmieniając temat, tym razem chcąc wiedzieć, jak on się trzyma, nie może martwic się tylko o mnie, gdy sam przeżył więcej ode mnie i wszystko to z mojej winy, wciąż nie mogę sobie tego wybaczyć.
<Pasterzyku? C:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz