Sorey miał racje, tak będzie najlepiej, a dzieci nie będą się na nas gniewać, bo i nie mają za co, nie opuścimy ich na zawsze. Wrócimy, tylko zrobimy to, co musimy, by uratować świat. Dlaczego więc mimo wszystko czuje się źle? Tak jakbym miał na zawsze ich opuścić, a przecież tego nie chce, nigdy nie opuszczę moich dzieci, kocham je nad życie i tak będzie już zawsze.
- Masz racje, troszeczkę przesadzam - Zgodziłem się z nim, mocniej wtulając w jego ciało, mimo wszystko wciąż zastanawiając się nad pozostawieniem dzieci pod opieką tych wszystkich serafinów. Oczywiście dzieciom tu nic nie grozi, jednak mi pęka serce, gdy myślę o tym, że mam zostawić dzieci same bez matki i ojca wśród obcych serafinów.
- A mimo wszystko czuje, że nie do końca jesteś przekonany - Odparł, tak jakby czytał w moich myślach.
- To nie tak, po prostu ciężko jest mi zostawić dzieci same bez rodziców których bardzo teraz potrzebują - Wyznałem, zerkając na męża, rozmawiając z nim, chcąc patrzeć mu w oczy.
- Miki kochanie, dzieciom nic nie będzie, dadzą sobie radę, ja tak jak ty martwię się o nie, a mimo to wiem, że tak musimy postąpić lepiej, będzie im tu, gdzie mają wszystko, czego tam w mieście mieć nie będą - Wyjaśnił, głaszcząc mnie po policzku. Na jego słowa kiwnąłem głową, powoli godząc się z jego słowami, miał racje przesadzam, jak to już często u nas bywało, ja martwię się za nas dwóch, a mój mąż jest moją podporą podnoszącą mnie znów z ziemi, gdy upadnę, za dużo biorąc na siebie.
Nie mówiąc już nic, zamknąłem oczy, starając się nie myśleć o tym, co nadejdzie za niedługo, najpierw musimy porozmawiać z dziećmi o naszym odejściu, a później zobaczymy, jak sobie z tym wszystkim poradzą i co ważniejsze czy my sobie z tym poradzimy.
Tego wieczoru mimo problemów w końcu zasnąłem wykończony myśleniem i wewnętrzną walką z samym sobą dotyczącą tego, czy aby na pewno powinniśmy odchodzić, zostawiając tu dzieci. Niby się zgodziłem, a mimo wszystko wciąż odczuwałem niepokój, długo zajęło mi uspokojenie myśli, nim zamknąłem zmęczone oczy, zasypiając w ramionach męża.
Nad ranem obudziła nas Misaki, mała miała dziś bardzo dobry humor, bo już od świtu chciała się bawić, nie dając nam spać.
- Mama, jestem głodna - Zawołała radośnie dziewczynka, bawiąc się kocem, pod którym spaliśmy.
- Dobrze słońce chodźmy, mama ci coś zrobi - Biorąc małą na ręce, która od razu odwróciła się w stronę taty.
- Tato, no chodź - Zawołała, nie dając mu wypocząć. Niestety taka rola rodziców, od rana chcą się bawić, a my nie możemy im odmówić.
- Już idę maleńka - Zawołał od niechcenia, wstając z łóżka, biorąc małą na ręce, która przez cały czas wyciągała w jego stronę swoje rączki. I ciekawe jak on chce pozostawić naszą małą dziewczynę bez niego, przecież ona go uwielbia, kocha nad życie a on ją wymarzoną córeczkę, o które tak marzył.
- Co chciałabyś zjeść? - Spytałem, zerkając na nasze dziecko, które długo zastanawiała się nad odpowiedzią, więc ja pierwszy coś zaproponowałem.
- Owsiankę? - Spytałem, na co dziewczynka kiwnęła energicznie głową.
Na jej gest uśmiechnąłem się łagodnie, zabierając do pracy, robiąc najlepszą owsiankę dla córki, jaką tylko potrafiłem, jednocześnie pytając męża, czy też by nie chciał i jak się okazało chciał, zajmując się tym szczęśliwym dzieckiem, które śmiało się w niebo głosy, dobrze bawiąc się z tatą, po chwili dołączył do nas również Yuki z psem, który usiadł przy stole, również prosząc o owsiankę, którą z chęcią zrobiłem, stawiając pełne talerze na stole, zerkając na męża, który doskonale wiedział, co to oznaczało.
- Musimy z wami porozmawiać - Zaczął, ciężko przy tym wzdychając, nie do końca wiedząc jak się za to zabrać.
- Musimy z tatą na jakiś czas was tu zostawić, miasto potrzebuje naszej pomocy, a wy będziecie tu bezpieczni - Wyznałem, czym zaskoczyłem nasze dzieci nawet bardzo.
- Mamy tu zostać bez was? - Zaskoczony Yuki odezwał się, patrząc na nas.
- Tylko na kilka dni, wrócimy po was, obiecuję - Tym razem mówił mój mąż.
- Ale nie zostawicie nas tu na zawsze samych? - Spytała Misaki, patrząc to na tatę to na mnie.
- Oczywiście, że nie wrócimy po was i zabierzemy do domu - Mówił Sorey, biorąc małą na ręce.
- Kiedy.. Kiedy odchodzicie? - Tym razem znów odezwał się chłopiec.
- Za dwa może trzy dni - Wyznałem, na co chłopiec kiwnął głową, wstając z krzesła, przytulając się do nas. - Obyście tylko wrócili po nas jak najszybciej - Po tych słowach pożegnał się z nami, wychodząc z domu na zajęcia, a więc zostaliśmy sami i nie było tak źle, chyba z czystym sumieniem możemy zostawić dzieci same, gdy wrócimy, wtedy odwdzięczymy się im za czas bez nas.
- Zaprowadź małą na zajęcia - Poprosiłem, wkładając do zlewu naczynia, aby je umyć po posiłku. Mając zamiar przygotować coś dla dzieci, gdy nas nie będzie, Aurora zajmie się dziećmi i będzie w stanie odgrzać im posiłek, nie chce obarczać jej wszystkimi obowiązkami, to nasze dzieci a my mimo naszej nieobecności musimy zadbać, aby miały wszystko, co im potrzeba..
<Pasterzyku? C:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz