Był dzisiaj strasznie ponury dzień. Chmury nisko wisiały nad ziemią, przysłaniając słońce i tym samym sprawiając, że było ciemniej niż na to wskazywała pora, a kiedy wyszedłem okazało się, że była mżawka. Niby nic, ale padało i wiało praktycznie cały czas, więc zanim dotarłem do kuźni, byłem zmoknięty i zmarznięty. Ciekawe, czy ta beznadziejna pogoda jest spowodowana złem czyhającym w pobliżu, czy po prostu takie nasze szczęście. Przynajmniej Miki nie będzie umierał z gorąca. Że też jeszcze dzisiaj wypada pełnia... mam nadzieję, że nie będzie za bardzo wariował, kiedy nie będzie mnie w domu. Wiedziałem, że podczas pełni Miki nie za bardzo potrafi się kontrolować, a trzeba w końcu zaopiekować się dziećmi, albo przynajmniej chociaż jednym z nich. O Yuki’ego martwić się nie muszę, będzie dzisiaj spać cały dzień i całą noc, ale nadal trzeba będzie się zająć Misaki.
Dzisiaj zaczęły docierać wieści z innych miast i nie były one najlepsze. Mrok, zanim dotarł tutaj, nie próżnował. Ludzie, którzy przetrwali – a była ich zaledwie garstka – przyszli do stolicy w poszukiwaniu pomocy u króla. Mam nadzieję, że po tym, co uczynił wczoraj, trochę to szaleństwo przystopuje. Nie chcę nawet myśleć, ile miast zostało opuszczonych i pełnych kamiennych posągów.
Zauważyłem dzisiaj jeszcze jedną rzecz. Niektórzy ludzie, którzy przechodzili w pobliżu kuźni, wskazywali na mnie palcami i coś cicho szeptali między sobą. Pytanie brzmiało, dlaczego. Najwidoczniej wczorajsi uratowani zdołali już przekazać wieści niemalże całemu miastu ze wszystkimi szczegółami. I to miałem na myśli, kiedy mówiłem wczoraj Mikiemu, że niepotrzebnie z nim szedłem. Powinni się skupić tylko i wyłącznie na aniele, nie na mnie.
Kiedy akurat wychodziłem z pracy zauważyłem, że te kilka osób, które wcześniej pokazywały na mnie palcami, teraz rozmawiały ze strażnikami. I to jeszcze nie byle jakimi, bo to z nimi do niedawna pracowałem. Miałem wrażenie, że to nie skończy się dobrze, i w sumie miałem rację. Ledwo wyszedłem z budynku, narzucając na głowę płaszcz, ponieważ nadal padało, a już usłyszałem, jak Aiden woła mnie po imieniu. Wydawał się być lekko zawstydzony...? Stanąłem grzecznie i odwróciłem się w jego stronę, a widząc jego minę już wiedziałem, że nie zatrzymał mnie po to, aby powspominać stare czasy.
- Stało się coś? – spytałem, przyglądając się zarówno jemu jak i Chrisowi.
- Tak jakby... dostaliśmy rozkaz aresztowania cię. Król uważa, że to ty stoisz za zamienianie ludzi w kamień.
- Co? – spytałem głupio, nie rozumiejąc za bardzo, co się dzieje. Jakim cudem król powiązał to wszystko ze mną? Naprawdę jest tak przerażony, że chwyta się każdej plotki? I gdzie w tym wszystkim jest Alisha, ona też ma coś do powiedzenia w tej sprawie.
- Wiemy, że to nie ty. Jestem pewien, że wkrótce się to wyjaśni, ale do czasu procesu musisz siedzieć w lochach – wyjaśnił mi, a po jego oczach widziałem, że czuje się z tym źle.
- Czy ma w ogóle wobec mnie jakieś dowody? – spytałem, chcąc uniknąć więzienia. Nie mogłem zostawić Miki’ego samego z domem, dziećmi i zwierzakami, i nie podczas pełni, przecież on mnie potrzebuje.
- Nie jestem pewien. Król uważa, że wczoraj chciałeś coś zrobić tym ludziom, ale coś ci nie wyszło i wmówiłeś im, że to anioł ich uratował. I to, że ponoć kiedyś sprowadziłeś smoka na miasto też świadczy przeciwko tobie... ale według mnie i król, i mieszkańcy są przerażeni, więc trzeba znaleźć winnego. Jak królowa wróci, na pewno przemówi mu do rozumu – po jego wyjaśnieniach wcale nie poczułem się lepiej. Alisha była jedyną osobą, która mogła mnie stąd wyciągnąć. Cudownie, po prostu cudownie.
- A gdzie ona jest? I kiedy wraca? – dopytałem, nerwowo bawiąc się palcami.
- Nie odpowiem ci, bo nie wiem. Pójdziesz z nami? Znasz procedury, a nie chcielibyśmy używać siły – na jego pytanie pokiwałem głową, dając się im zakuć. Nie było sensu stawiać oporu, teraz musiałem tylko poczekać na powrót Alishy, gdziekolwiek teraz jest. Oby tylko wcześniej król nie wpadł na kolejny głupi pomysł i nie wydał wyroku przedwcześnie, bo może być nieciekawie.
~ Miki? Obawiam się, że mam mały problem i mogę dzisiaj nie wrócić do domu – przekazałem telepatycznie mężowi, by się o mnie za bardzo nie zamartwiał. W końcu mi nic nie było i nie będzie, a przynajmniej taką miałem nadzieję. Oby przez czas mojej nieobecności nic złego nie stało się mojej rodzinie, tylko o to się balem.
<Aniele? c:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz