Przytuliłem Mikleo trochę bardziej do siebie, mimowolnie uśmiechając się pod nosem. Mój mąż przeżywał to rozstanie znacznie lepiej, niż podejrzewałem, ale to dobrze dla mnie. Już teraz jestem wystarczająco zestresowany, nie potrzebuję dodatkowych powodów do zmartwień.
- Oczywiście, że mam rację – powiedziałem cicho, całując jego czoło.
Jako, że mój mąż nie odpowiedział, uznałem, że śpi. Chwilę po tym zauważyłem jedną, bardzo ważną rzecz, otóż nie roztoczył nad nami bariery ochronnej. Dobrze dla niego, bo rano będzie czuł się znacznie lepiej, ale gorzej dla nas, bo coś może nas zaatakować. Co prawda, niczego złego czyhającego na nasze życie nie wyczuwałem, ale mimo tego postanowiłem czuwać tej nocy. Dzisiaj się wyspałem, więc nie powinno być z tym żadnego problemu.
Na szczęście noc była spokojna. Kiedy tylko słońce wstało, ostrożnie odsunąłem się od Mikleo, by przypadkiem go nie obudzić. Niech wypoczywa, moja owieczka zasługuje na sen, i to w jeszcze bardziej wygodnych warunkach, ale tego nie mogłem mu zapewnić. Niedługo dotrzemy do miasta, do zamku, gdzie będzie mógł odpocząć przed swoją misją.
Przygotowałem sobie śniadanie i kawę najciszej, jak tylko mogłem. Udało mi się spokojnie zjeść i po sobie posprzątać. Spakowałbym także koc, ale Mikleo na nim spał, więc postanowiłem trochę poczekać. Niedaleko miejsca naszego postoju była rzeka, dlatego zdecydowałem się na szybko odświeżyć oraz umyć włosy. Wyglądało na to, że dzisiaj będzie ciepło, więc jak będę miał zwilżone włosy, nic się mi nie stanie, ewentualnie zawsze Miki może mi pomóc je szybko wysuszyć.
Kiedy wróciłem, Mikleo właśnie się wybudzał. Perfekcyjnie, on sam się ogarnie i możemy wyruszać. Nie za bardzo miałem ochotę na lot, ale to tylko kilka godzin, więc jakoś to przetrwam. A jak będziemy wracać po dzieci, weźmiemy konie. Nie jest to tak szybki środek transportu jak lot, ale będziemy poruszać się znacznie szybciej niż gdybyśmy szli. Miałem nadzieję, że Alisha użyczy nam dwa rumaki. Albo chociaż jednego.
- Dzień dobry – powiedziałem radośnie, podchodząc do niego i całując go w czoło.
- Dzień dobry. Wszystko w porządku? – oczywiście, że zauważył, że nie spałem całą noc, nic się przed nim nie ukryje.
- Tak, po prostu nas pilnowałem. Zbieraj się i możemy iść dalej. Czy tam lecieć – wyjaśniłem, siadając przy nim.
- Właściwie, to już jestem gotowy – odparł, nagle zrywając się na równe nogi. Westchnąłem cicho, nie za bardzo z tego zadowolony. Miałem nadzieję, że jeszcze trochę odłożę to w czasie, ale najwidoczniej nie jest mi to dane. Jeszcze tylko kilka godzin... dam radę, przeżyję to, w końcu robię to dla Mikleo.
Podróż nie była dla mnie przyjemna. Co prawda, było lepiej niż wczoraj, ale i tak wolałem czuć ziemię pod stopami. Nie wylądowaliśmy bezpośrednio w mieście, a kawałek przed nim. I to chyba nie był najlepszy pomysł. Jak ostatnio opuszczałem miasto, było ciemno, więc niewiele widziałem, ale teraz musiałem patrzeć na te wszystkie posągi i zastygłe w przerażeniu twarze. Wiedziałem, że jak byłem w więzieniu, wiele ludzi zamieniało się w kamień, ale żeby aż tyle? Gdzieniegdzie widywałem nawet dzieci... dobrze, że zostawiliśmy nasze pociechy w Azylu. Czegoś takiego nigdy nie powinny widzieć. Zauważyłem także, że rzeczy ze straganów nie poznikały, poza jedzeniem. Tyle dobrego, w końcu książka czy ubranie się nie zepsują, ale jedzenie już tak.
- Myślisz, że Alisha i reszta ocalałych nadal tutaj jest? Może wyruszyli do następnego miasta? – spytałem cicho, bojąc się odezwać nieco głośniej, by przypadkiem nie zakłócić panującej tutaj ciszy. Nie zdziwiłbym się, gdyby to było kolejne opuszczone miasto. Jak wiele jest takich opuszczonych miast? Czy to jest jedyne państwo, które dotknęło zło? Jeżeli tak, jest łatwym celem dla innych krajów... wcale bym się nie zdziwił, gdyby jakiś zachłanny król zdecydował się przejąć wręcz darmowe terytorium. Mam nadzieję, że to się nie wydarzy, ten kraj wycierpiał już wystarczająco dużo, kolejna wojna zniszczy go jeszcze bardziej.
<Aniołku? c:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz