To, że mój mąż był miało swoje dobre i złe strony. Dobrą na pewno było to, że już nikt nie będzie mógł mówić na mnie, że jestem wariatem, bo gadam sam do siebie, albo przytulam powietrze... i to tyle, jeżeli chodzi o pozytywy całej tej sytuacji. Nie lubiłem tych wszystkich uśmieszków i łapczywych spojrzeń, po których wiedziałem już, jakie myśli pojawiają im się w głowie. Faktycznie, może jestem odrobinkę zazdrosny, ale tak tylko odrobinkę, a Miki nie musi o tym wiedzieć. No i też był jeszcze jeden typ ludzi, ci, którzy patrzą na nas, jakbyśmy zabili im świnkę morską. Tym osobom przeszkadza to, że dwóch mężczyzn jest razem. Ja z takimi spojrzeniami musiałem żyć większość swojego życia, dlatego mi to nie będzie jakoś specjalnie przeszkadzać, ale Miki... mam nadzieję, że nie weźmie sobie tego za bardzo do serca. Nie chciałbym, aby było mu smutno przez jakichś głupich ludzi.
Mocniej wpiłem się w usta Mikleo, wsuwając dłonie pod jego koszulkę i wbijając palce w jego ciało. Przyznam, troszkę stęskniłem się za jego bliskością i naszymi intymnymi chwilami. Minęło trochę czasu, odkąd mieliśmy chwilę dla siebie. Najpierw była podróż do miasta, później Miki był osłabiony przez stracenie kilku litrów krwi, następnie był ten atak, on leżał nieprzytomny, ja wariowałem... no a jeszcze wcześniej, przed całą tą wyprawą, musieliśmy zająć się naszymi pociechami.
Chyba nie muszę mówić, do czego doprowadził nas ten niewinny pocałunek ze strony męża. Pozwoliłem sobie na chwilę zapomnienia i zająłem się ciałem męża, by i jemu było dobrze, w końcu dla mnie najważniejsze było to, aby Mikleo był zadowolony.
Następnego dnia obudziłem się pierwszy, w znacznie lepszym humorze i stanie, co wczoraj. I przy Mikim, który jeszcze spał, wtulony w moje ciało. Przez kilka minut tak po prostu wpatrywałem się w jego spokojną, przepiękną twarz, ostrożnie głaszcząc jego mięciutkie włosy. Dopiero wtedy powolutku i ostrożnie wstałem z łóżka, by się ogarnąć przed pójściem do pary królewskiej, a dokładniej do Alishy. Chciałem już powoli załatwiać wszystko, co nam potrzeba do podróży do dzieci, by już jutro wyruszyć do dzieci. Im szybciej tym lepiej dla nas i dla naszych dzieci. Swoją drogą ciekawe, co tam u nich słychać. Mam nadzieję, że nie dały za bardzo w kość Aurorze i się jej słuchają.
Po godzinie wróciłem do pokoju. Alisha zgodziła się nam dać dwa konie i zapewniła nas, że prowiant nam także załatwi. Przed powrotem do męża udało mi się dostać od niej ochrzan za to, że nie chcę jeść, ponieważ na jej pytanie na temat tego, co bym chciał zjeść na śniadanie odpowiedziałem, że nie jestem głodny. To była prawda, nie czułem się głodny, ale wszyscy wokół mnie wiedzieli lepiej... To było momentami trochę męczące, ale jak mąż mnie prosi, żebym zjadł, no to co mam zrobić? No muszę jeść, nawet jak nie do końca mam na to ochotę.
- Gdzie byłeś? – spytał Mikleo, podnosząc się do pozycji siedzącej.
- U Alishy. Jutro rano będziemy mogli wyruszyć do dzieci – wyjaśniłem mu, podchodząc do niego i całując go w czoło. – Wiesz, że uwielbiam cię nagiego, ale jak już teraz wszyscy cię mogą dostrzec, radzę ci się ubrać. Niedługo powinni przyjść służący z moim śniadaniem – dodałem, kiedy zauważyłem, że dopiero co wstał i nie miał nic na sobie, nawet mojej koszuli. Nawet mu się nie dziwiłem, wcześniej bardzo musieliśmy się pilnować, by ubrać się przed snem, bo dzieci, ale dzisiaj mógł sobie pozwolić na chwilę zapomnienia.
- Nie zjadłeś z Alishą? – spytał zaskoczony, zaczynając się zbierać i ubierać. Jak dla mnie trochę za szybko, ponieważ służba dopiero co została poinformowana o tym, ze zjem śniadanie, no ale niechaj mu będzie. Już wolę, aby był ubrany za wcześnie, niż żeby ktoś poza mną widział go nagiego.
- Alisha była już śniadaniu. Mówiłem jej nawet, że nie jestem głodny, ale nie chciała mnie słuchać – odpowiedziałem, chłonąc wzrokiem każdy centymetr jego ciała, którego jeszcze nie zdążył zakryć.
<Owieczko? c:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz