Nie byłem do końca przekonany, czy to, co Miki zrobił królowi, było dobre. Nie chodzi mi o przywrócenia go do życia, to było bardzo dobre, ale to drugie? Czy aby za trochę nie przesadził? Król był wręcz przerażony, chyba pierwszy raz widziałem, jak ktoś był tak przestraszony. Może trzeba było z nim trochę porozmawiać, ale później, jak już się uspokoi? Był w końcu w szoku, miał prawo podjąć jakieś impulsywne decyzje, mogło być w końcu znacznie gorzej. Mógłby na przykład kazać ściąć mnie i Mikleo na miejscu, wtedy faktycznie mogłoby być problematyczne.
- Jak się czujesz? – spytałem Alishę, ponieważ wcześniej nie mieliśmy za bardzo czasu na taką spokojniejszą rozmowę.
- Zmęczona, ale teraz już także pełna nadziei. I to dzięki wam – wyjaśniła, uśmiechając się do mnie szeroko.
- Raczej dzięki Mikleo, ja nic nie zrobiłem – od razu sprostowałem nie czując, że zrobiłem cokolwiek, by pomóc tym ludziom. Ja tu po prostu jestem i pilnuję, by mojemu aniołkowi nie stała się krzywda, chociaż czasem miałem wrażenie, że to on pilnuje mnie.
- Jesteś tutaj i to już wystarcza. Swoją drogą, gdzie są dzieci? – spytała, trochę zmieniając temat, i nawet trochę dobrze. Co daje moja obecność tutaj? Tym ludziom nic, ale Mikleo już wiele, i dla niego tutaj jestem.
- W Azylu. Miki tutaj pomoże, miasto przestanie być przygnębiające i po nie wrócimy. Pewnie strasznie za nami tęsknią – na samo wspomnienie o naszych pociechach uśmiechnąłem się pod nosem.
- W takim razie zapraszamy was wszystkich do siebie. Dawno nie widziałam naszej małej księżniczki.
Jeszcze przez moment rozmawialiśmy o dzieciach, a kiedy Mikleo wrócił z łazienki pożegnaliśmy się i życzyliśmy sobie nawzajem dobrej nocy. Po wcześniejszej nieprzespanej nocy miałem wielką ochotę, aby położyć się na łóżku i zasnąć, ale nie mogłem tego zrobić ,albo przynajmniej nie jeszcze. Najpierw musiałem porozmawiać z Mikim, który zakładał właśnie moją koszulę jako piżamę. W końcu dzisiaj ożywił cały zamek, który jest w końcu ogromny, więc trochę tej krwi swojej stracił. Miałem nawet wrażenie, że był znacznie bledszy niż zazwyczaj.
- A ty jak się czujesz? – spytałem, podchodząc do łóżka i siadając na skraju materaca.
- Padam na twarz – przyznał, kładąc i rozciągając się na łóżku. – Odmienię jeszcze tylko kilku ludzi w mieście i to by było na tyle.
- Dasz radę? Straciłeś dzisiaj trochę dużo krwi, nie chcę, byś przesadził – powiedziałem, patrząc na niego ze zmartwieniem. Nie byłem do końca przekonany, czy w przeciągu jednej nocy ta krew mu się zregeneruje. Już i tak zrobił wystarczająco dużo, najwyższa pora odpocząć.
- Znam swoje ograniczenia, Sorey, nie musisz się o mnie martwić. Położysz się obok mnie? – dopytał, patrząc na prosząco.
- Momencik, tylko się odświeżę – odpowiedziałem, idąc do łazienki. Co prawda, rano się odświeżałem, ale od tego czasu sporo minęło. Poza tym, zawsze miło zażyć kąpieli w balii niż zimnym, wartkim strumieniu.
Następnego dnia od samego rana nie mieliśmy chwili wytchnienia. Tylko zjedliśmy śniadanie i Miki już chciał zacząć działać, a ja oczywiście musiałem mu towarzyszyć. Znaczy, nie musiałem, nikt mi nie kazał, ale wolałem pilnować mojego aniołka. Miałem wrażenie, że jeszcze nie do końca wydobrzał, dlatego najlepiej by było, gdybym cały czas miał go na oku. Ja będę musiał być tym, który powie stop, bo on na pewno nie da mi znać. Chce jak najszybciej skończyć tutaj, by już wracać do dzieci, nie zważając przy tym na swoje zdrowie.
Mikleo się nie szczędził. Z początku jeszcze liczyłem, ilu ludzi ocalił, ale później już straciłem już rachubę. Było późne popołudnie, a Miki nadal nie robił sobie przerwy. Kilka razy proponowałem mu, aby już kończył na dziś, ale nie, on czuje się dobrze i daje sobie świetnie radę. Cóż, jego ciało uważało coś innego. Późnym popołudniem, po uratowaniu kolejnej rodziny podczas tłumaczeniu im, co się stało, lekko się zachwiał. Gdyby nie ja i moja szybka reakcja, Mikleo by zaliczył bliskie spotkanie z ziemią.
- Miki, wszystko w porządku? – spytałem, zaniepokojony jego stanem.
- Tak, tylko trochę kręci mi się w głowie – przyznał, starając się stanąć o własnych siłach, ale nie do końca mu się to udało.
- Właśnie widzę. Zrobiłeś już dzisiaj wystarczająco dużo – odpowiedziałem, bez problemu biorąc go na ręce. Nie mogłem w końcu pozwolić, by mi się tutaj wykończył, zrobił dzisiaj wystarczająco dużo, jak nie za dużo, teraz wszystko zależy od ludzi.
<Owieczko? c:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz