Kiwnąłem głową na jego słowa, tym samym zgadzając się na jego prośbę, i pocałowałem go w policzek, zanim się skierowałem się na górę po córeczkę. W końcu byłem wyspany i całkowicie zrelaksowany, miękkie łóżko to zdecydowanie to, czego potrzebowałem do szczęścia. W końcu mogłem odetchnąć z ulgą i przestać oglądać się za siebie z obawą, że zostanę złapany.
Wystarczyło, że wszedłem do pokoju, a Misaki od razu się uspokoiła. Podszedłem do jej łóżeczka i wziąłem ją na ręce, ponieważ właśnie ewidentnie tego chciała. Od razu wytarłem jej policzki, które były mokre od łez. Jak na roczne dziecko maleńka przeżyła długą podróż i miała prawo być odrobinkę markotna. Ale jeszcze troszkę i będzie czuła się lepiej, trochę zje, wypocznie, pozna nowe osoby...
- Już, już, nie ma potrzeby płakać – wyszeptałem cicho, uśmiechając się do niej łagodnie.
- Głodna jestem – wymamrotała, cicho pociągając noskiem.
- Mamusia właśnie robi nam coś do jedzenia – dalej do niej mówiłem, jednocześnie schodząc z nią na dół. – Jeżeli jeszcze nie skończyła, możemy jej pomóc. Chcesz pomóc mamie?
- Tak – bąknęła cichutko, przecierając rączką swoje oczka.
Kiedy zeszliśmy na dół, okazało się, że już niewiele nie było do zrobienia. By jednak małej nie było przykro, Mikleo pozwolił jej dodać pokrojone owoce do miski i wymieszać składniki, tworząc tym samym sałatkę owocową na deser. Dziewczynka była przeszczęśliwa, mogąc w jakikolwiek sposób pomóc kochanej mamusi. To dziecko jest naprawdę kochane, owszem, ma swoje małe humorki, ale jak na razie nie mógłbym na nią narzekać.
Po kilku minutach do kuchni przyszedł z Yukim wraz z Codim. Korzystając z tego, że zwierzaki także z nami były, dałem im coś do jedzenia. Widziałem, że przez tą podróż troszkę schudły, bo jednak ten zapas mięsa u nas był trochę ograniczony, chociaż Coco nie miała tak źle, ponieważ mogła sobie upolować jakiegoś małego gryzonia. Teraz już nie musimy się o to martwić i dopilnujemy, aby były najedzone.
- Jak długo tutaj zostaniemy? – spytał Yuki, kiedy wszyscy zasiedliśmy do stołu.
- Na razie nie wiemy, to się jeszcze okaże – odezwałem się niepewnie, patrząc na Mikleo. Nada musimy przedyskutować kilka spraw, jak chociażby to, jak długo tutaj będziemy i co robimy dalej, ale na takie rzeczy przyjdzie jeszcze czas. Na razie musimy odpocząć i zregenerować siły.
- Co my tutaj właściwie robimy? – Yuki nie szczędził nam pytań, ale nie mogliśmy go winić. Kilka dni temu zbudziliśmy jego oraz Misaki w środku nocy i bez żadnych pytań kazaliśmy im uciekać w domu bez absolutnie żadnego wyjaśnienia. I tak jestem zaskoczony, że tak późno zaczął to przepytywanie.
- Miałem kłopoty i musiałem na jakiś czas zniknąć z miasta. Ale spokojnie, wrócimy tam, obiecuję – szybko postanowiłem powiedzieć mu prawdę, zamiast wciskać jakieś kity. Yuki jest dużym chłopcem i jak na swój wiek przeżył naprawdę dużo, a już na pewno zdecydowanie więcej ode mnie oraz Mikleo, dlatego byłem pewien, że to zrozumie.
- Chyba mama Emmy nam proponowała, byśmy zatrzymali się u niej. Nie mogliśmy tam przeczekać?
- To byłoby zbyt niebezpieczne. Nie martw się, jeszcze zobaczysz się z Emmą – tym razem odezwał się Mikleo, który do tej pory skupiał się na karmieniu małej, bo Misaki odrobinkę za bardzo bawiła się jedzeniem.
Yuki trochę się uspokoił po tych słowach. Naprawdę z tą małą stał się bardzo związany... żeby tylko nie wynikło z tego jakieś nieszczęście. Wcześniej jakoś nie za bardzo przejmowałem się tą znajomością, ale teraz już nie byłem sam pewien, czy to faktycznie jest aż takie dobre. Mam wrażenie, że powoli to przypomina relację, jaką miałem w dzieciństwie z Mikim i raczej nie skończyło się to za dobrze. Już raz zrobił głupotę z powodu rozłąki, mam nadzieję, że nie zrobi jej ponownie.
Yuki nie miał ochoty na jedzenie. Spytał się nas, czy może wyjść zobaczyć, czy są jego koledzy, których poznał ostatnio, na co się zgodziliśmy. Niech się odstresuje i trochę pobawi, jest dzieckiem i najważniejsze jest to, aby jak najlepiej spędził swoje dzieciństwo.
Oczywiście jak starszy braciszek poszedł na dwór, to Misaki także musiała. Może to nawet i lepiej, dzieciaki się wyszaleją i pójdą spać, dzięki czemu Miki i ja będziemy mieć trochę czasu dla siebie. Z tego co widziałem, Mikleo był trochę spragniony mojej obecności. I nie ukrywam, ja też się za nim stęskniłem.
- Idź, ja posprzątam – powiedziałem do męża, wstając od stołu. On przygotował nam przepyszny obiad, więc ja teraz posprzątam, taka już kolej rzeczy. Nie mogę przecież pozwolić, aby moja owieczka robiła wszystko, a ja nic.
<Aniołku? c:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz