Może i byłem momentami głupi i nie rozumiałem niekiedy najprostszych rzeczy, ale ślepy nie byłem. Widziałem, że coś było nie tak, tylko nie byłem pewien, co dokładnie. Mikleo był przestraszony, ale nie wiedziałem, co go tak przestraszyło. Zauważył na zewnątrz coś, o czym mi nie powiedział? A może to jednak była burza? Ta druga opcja bardziej ma sens. Jak tak się dłużej nad tym zastanowię, to Mikleo od zawsze bał się burzy. Serafiny pilnowały, aby burze nie zniszczyły plonów, dlatego były one łagodne w porównaniu z tą, która szalała dzisiaj na zewnątrz, ale Miki i tak był tym przerażony. Aby wtedy go uspokoić, przychodziłem do jego łóżka, chowaliśmy się pod kocem i siedzieliśmy razem, dopóki burza się nie skończyła... no dobra, nie do końca, ja prędzej czy później zasypiałem, bo byłem zmęczony. Raczej był ze mnie marny pocieszacz. Dzisiaj to się zmieni i będę tu z nim do końca burzy. Albo przynajmniej do momentu, w którym to będę musiał wstać do pracy. Dwie godziny snu raczej niewiele u mnie zmienią.
- Wszystko w porządku? – spytałem, mimo wszystko chcąc się upewnić, czy dobrze skojarzyłem fakty.
- Mówiłem ci, że tak – odparł, delikatnie się wzdrygając, ponieważ na rozległ się kolejny, głośny grzmot. Cud, że Misaki jeszcze się nie obudziła. Najwidoczniej miała bardzo mocny sen.
- Więc burza już ci nie przeszkadza? – dopytywałem, poprawiając kosmyki opadające na jego twarzy.
- Nigdy mi nie przeszkadzała – powiedział dumnie, chyba nie do końca chcąc się przyznać do swojego lęku.
- Właśnie widzę. Tym razem postaram się nie zasnąć, jak to miało miejsce za dzieciaka – odpowiedziałem, przytulając go do siebie i tak jak robiliśmy to w dzieciństwie, nakryłem nas kocem.
- A powinieneś. Niedługo musisz wstawać do pracy – w jego głosie usłyszałem zmartwienie.
Więc może jednak nie jest na mnie tak zły, jaki był tuż przed snem? Nie chciałbym się kłócić, po prostu staram się znaleźć rozwiązanie. Nigdy nie naraziłbym nikogo z mojej rodziny na niebezpieczeństwo i miałem nadzieję, że Mikleo doskonale o tym wiedział. Może ten drugi ja byłby w stanie ich skrzywdzić, ale w tym momencie jestem w pełni sobą, więc może być o to spokojny.
- Dwie godziny mnie nie zbawią – odparłem, całując go w czoło.
Wyczułem, że Mikleo chciał coś powiedzieć, ale w tym momencie rozległ się kolejny głośny grzmot. Mój mąż zamilkł i wtulił się w moje ciało, a ja, chcąc go w jakikolwiek sposób pocieszyć, zacząłem gładzić jego plecy. Nie byłem pewien czy to mu tak bardzo pomagało, ale nic innego mi do głowy nie wpadło. Chyba lepsze to, niż gdybym miał zasnąć, jak to miało miejsce dawno temu.
Grzmoty i błyski ustały po dwóch godzinach, czyli wtedy, kiedy musiałem zbierać się do pracy. Co prawda, deszcz nadal padał, ale ja nie narzekałem. Zdecydowanie wolałem, aby padał deszcz niż gdyby miał być taki okropny upał. Kiedy szykowałem się do wyjścia, Mikleo tak jak zawsze przygotowywał mi śniadanie oraz przekąski do pracy. Miałem wrażenie, że był trochę niewyspany. No tak, wcześniej nie spał całą noc, teraz przespał tylko pół nocy, więc jak najbardziej miał prawo czuć się źle. Wrócę z pracy, to zajmę się dziećmi, a on będzie mógł iść spać. Dzisiaj będzie chłodniej, więc nie będzie miał żadnej wymówki, aby mi pomagać.
- Przepraszam. Przeze mnie się straciłeś dwie godziny snu – odezwał się, kiedy skończyłem jeść śniadanie oraz wypiłem kawę.
- Daj spokój, to nic takiego. Mam nadzieję, że to choć trochę ci pomogło – odpowiedziałem, po czym wstałem i pocałowałem go w policzek. – Do zobaczenia, wrócę najszybciej, jak tylko mogę – dodałem, nim wyszedłem z domu.
W porównaniu do ostatnich dni, dzisiaj pracowało mi się naprawdę przyjemnie, a to wszystko dzięki odrobince deszczu. Wieści, które dzisiaj udało mi się usłyszeć na mieście, nie były aż takie przyjemne. Mrok dzisiaj zaatakował na obrzeżach miasta, cztery osoby zostały zamienione w kamień. I chyba najgorsze jest to, że stało się to całkiem blisko mojego domu. Miałem nadzieję, że kiedy mnie nie ma z rodziną, nic złego jej nie grozi... teoretycznie nie powinno, ale jednak czułem w sercu lęk, że coś może im się stać.
<Aniele? c:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz