Widząc męża siedzącego bez ruchu na łóżku, zrozumiałem dość szybko, co jest grane, Alisha mówiła mi, że nic nie jad przez dwa dni mówiła również, że z jego piciem bywało różnie, co dawało mi jasno do zrozumienia, że mój mąż nie dbał o siebie, gdy byłem nieprzytomny. Jaka nowość, zawsze tak robi i zawsze mnie tym martwi.
- Ze mną wszystko dobrze, z tobą jak widać nie - Odpowiedziałem, stawiają tace na stoliku nocny. - Jedz musisz nabrać siły - Poleciłem.
- Nic mi nie jest, nie musisz się mną przejmować, to ciebie zaatakowano nie mnie - Bronił się nie dopuszczając do siebie myśli, wiążąc się z tym, że i on z wcieczenia mógł umrzeć. A wtedy to ja musiałbym tłumaczyć się przed dziećmi. Tamtego dnia, mnie nic by się nie stało Bóg nade mną czuwał nie dałby mi umrzeć.
- Ale to ty przez dwa dni nic nie jadłeś, nie piłeś i nie spałeś - Skarciłem go jak małe dziecko którym czasem jest, z powodu dziecinnego zachowania.
- Skąd wiesz? - Nie dało się ukryć jego zaskoczenia, on naprawdę myślał, że się nie dowiem? Co za wiara głupca..
- Alisha mi powiedziała - Wyznałem, ciesząc się, że chociaż ona była w stanie powiedzieć mi całą prawdę bo on raczej tego nie zrobi.
- Mogłem się tego spodziewać - Mruknął, biorąc do rąk kubek z gorącą kawą, którą tak uwielbiał pić, gdy tylko miał okazję.
- Nie narzekaj, jedz. Proszę - Odezwałem się, siadając obok niego na łóżku, tylko czekając aż zje posiłek, który mu przyniosłem.
Mój mąż niczego już nie komentując, zabrał się za jedzenie, powoli spożywając kawałek po kawałku, wyglądając tak, jakby nie do końca był głodny.
- Nie smakuje ci? - Zapytałem, zaczynając się odrobinkę martwić czy aby na pewno zrobiłem mężowi odpowiednie śniadanie, bo może kto wie, mógł chcieć coś innego, a ja nie przygotowałem niczego wystarczająco dobrego dla męża niejedzącego od dwóch dni.
- Nie, to znaczy tak smakuje, mi po prostu nie jestem głośny - Gdy to powiedział, położyłem mu dłoń na czoło, sprawdzając, czy aby na pewno mój mąż nie miał gorączki.
- Sorey, nie jadłeś dwa dni, proszę zjedz, nie chce abyś zachorował, lub umarł z głodu - Ucałowałem go w czoło, gdy on przytulił się do mnie mocno.
- Nie rób mi tego więcej, nie przeżyłbym bez ciebie - Wyznał, głosem łamiącym się, najwidoczniej te dwa dni dały mu w kość, a stan jego psychiki pogorszył się jeszcze bardziej. Dobry boże daj mu siłę i pewność, że nigdy go nie opuszczę.
- Nie opuszczę, będę przy tobie do twojego ostatniego oddechu i nie pozwolę, aby ktoś lub coś nas rozdzieliło. Obiecuję na dobre i na złe w zdrowiu i chorobie pamiętasz? - Głaszcząc go po głowie, ucałowałem ją, jeszcze mocniej przytulając do siebie.
- Obiecujesz? - Zadał to pytanie tak, jak kiedyś zadała to pytanie tak, jak Misaki, bojąc się, że opuścimy ją już na zawsze.
- Obiecuję kochanie, obiecuję - Łącząc nasze usta w namiętnym pocałunku, pozwoliłem mu na dotknięcie mnie i upewnieniu się, że jestem tu cały, zdrowy i prawdziwy.
Trwało to kulka minut nim mój mąż doszedł do siebie, pozwalając mi odsunąć się.
- Zjesz? - Dopytałem, podając mu posiłek bliżej, zachęcając do spożywania posiłku.
- Tak, zjem - Kiwnął głową, powoli wracając do jedzenia, prosząc mnie przednio, bym usiadł obok niego. Zrobiłem to grzecznie, pilnując, aby posiłek, który zaczął, grzecznie zjadł.
Nie zajęło mu to wiele czasu, nim spokojnie zjadł posiłek, wypił kawę, kładąc się znów do łóżka na moją prośbę, ciągnąc mnie za sobą. Najwidoczniej nie chcąc lub nie mogąc spać beze mnie.
- Kocham cię - Usłyszałem słowa, po których uśmiech sam pojawił się na moich ustach.
- Ja ciebie też i to bardzo - Zapewniłem, całując delikatnie jego usta. - Myślisz, że ludzie nawrócą się? Chciałbym już wracać do dzieci - Zmieniłem temat, kładąc głowę na klatce piersiowej męża, palcami kreśląc ślaczki na jego brzuchu.
<Pasterzyku? C:>
- Nie narzekaj, jedz. Proszę - Odezwałem się, siadając obok niego na łóżku, tylko czekając aż zje posiłek, który mu przyniosłem.
Mój mąż niczego już nie komentując, zabrał się za jedzenie, powoli spożywając kawałek po kawałku, wyglądając tak, jakby nie do końca był głodny.
- Nie smakuje ci? - Zapytałem, zaczynając się odrobinkę martwić czy aby na pewno zrobiłem mężowi odpowiednie śniadanie, bo może kto wie, mógł chcieć coś innego, a ja nie przygotowałem niczego wystarczająco dobrego dla męża niejedzącego od dwóch dni.
- Nie, to znaczy tak smakuje, mi po prostu nie jestem głośny - Gdy to powiedział, położyłem mu dłoń na czoło, sprawdzając, czy aby na pewno mój mąż nie miał gorączki.
- Sorey, nie jadłeś dwa dni, proszę zjedz, nie chce abyś zachorował, lub umarł z głodu - Ucałowałem go w czoło, gdy on przytulił się do mnie mocno.
- Nie rób mi tego więcej, nie przeżyłbym bez ciebie - Wyznał, głosem łamiącym się, najwidoczniej te dwa dni dały mu w kość, a stan jego psychiki pogorszył się jeszcze bardziej. Dobry boże daj mu siłę i pewność, że nigdy go nie opuszczę.
- Nie opuszczę, będę przy tobie do twojego ostatniego oddechu i nie pozwolę, aby ktoś lub coś nas rozdzieliło. Obiecuję na dobre i na złe w zdrowiu i chorobie pamiętasz? - Głaszcząc go po głowie, ucałowałem ją, jeszcze mocniej przytulając do siebie.
- Obiecujesz? - Zadał to pytanie tak, jak kiedyś zadała to pytanie tak, jak Misaki, bojąc się, że opuścimy ją już na zawsze.
- Obiecuję kochanie, obiecuję - Łącząc nasze usta w namiętnym pocałunku, pozwoliłem mu na dotknięcie mnie i upewnieniu się, że jestem tu cały, zdrowy i prawdziwy.
Trwało to kulka minut nim mój mąż doszedł do siebie, pozwalając mi odsunąć się.
- Zjesz? - Dopytałem, podając mu posiłek bliżej, zachęcając do spożywania posiłku.
- Tak, zjem - Kiwnął głową, powoli wracając do jedzenia, prosząc mnie przednio, bym usiadł obok niego. Zrobiłem to grzecznie, pilnując, aby posiłek, który zaczął, grzecznie zjadł.
Nie zajęło mu to wiele czasu, nim spokojnie zjadł posiłek, wypił kawę, kładąc się znów do łóżka na moją prośbę, ciągnąc mnie za sobą. Najwidoczniej nie chcąc lub nie mogąc spać beze mnie.
- Kocham cię - Usłyszałem słowa, po których uśmiech sam pojawił się na moich ustach.
- Ja ciebie też i to bardzo - Zapewniłem, całując delikatnie jego usta. - Myślisz, że ludzie nawrócą się? Chciałbym już wracać do dzieci - Zmieniłem temat, kładąc głowę na klatce piersiowej męża, palcami kreśląc ślaczki na jego brzuchu.
<Pasterzyku? C:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz