Martwiłem się o męża i o to, co się dzieje z ludźmi. Owszem, nie wszyscy ludzie byli zachłanni, niektórzy z nich byli bardzo wdzięczni mojemu mężowi; jak szedłem na kolacje, kilka osób zapytało, czy u mojego męża wszystko w porządku z czystej sympatii i wdzięczności. Nawet król, ale tutaj już nie byłem pewien, czy to była sympatia, czy może strach. Szkoda, że nie wszyscy ludzie są tacy wdzięczni Mikleo, który poświęca dla nich nie tylko swoją krew, ale i nerwy oraz czas, który moglibyśmy oboje spędzić z dziećmi. Mam nadzieję, że nasze pociechy się tam trzymają, bo wszystko wskazywało na to, że zostajemy tutaj nieco dłużej.
Pozwoliłem Mikleo, aby w spokoju się umył. Normalnie bym go wziął nad nasze jezioro, ale teraz, skoro wszyscy go widzą, nie mielibyśmy tej prywatności i na pewno bylibyśmy ciągle nękani. Zostały jeszcze ogrody królewskie, co mogłem mu w sumie zaproponować. Skoro nie będzie mógł spać, to ja mu tego towarzystwa dotrzymam. Ja oczywiście z chęcią bym się położył, bo trochę dzisiaj mimo wszystko podziałałem, ale wolałem posiedzieć z mężem. Nie wiem, co ma się stać jutro, ale chyba trochę go to stresuje, dlatego muszę go powspierać.
Po kilkunastu minutach Mikleo wyszedł z łazienki, odświeżony i ze zwilżonymi oraz rozpuszczonymi włosami. Zaproponowałem Mikleo, że mogę mu znowu w jakiś sposób zapleść włosy, w końcu nie miałem z tym żadnego problemu. Uwielbiałem się bawić jego włosami, które były do tego idealne, takie długie, mięciutkie i całkowicie mi się poddające. Czasem miałem ochotę troszkę z nimi poszaleć, ale wiedziałem, że Mikleo mogłoby się to nie spodobać, no bo przecież nie jest dziewczyną... oby Misaki szybko urosły włoski, wtedy będę mógł z nimi robić, co tylko chcę. Mój mąż pokiwał głową, po czym wysuszył szybko włosy i usiadł na ziemi. Ponieważ, że był właśnie wieczór, zdecydowałem się zrobić mu zwyczajną fryzurę, czyli dobieranego warkocza.
- Chcesz iść później do ogrodów? – zacząłem rozmowę, niespiesznie splatając jego kosmyki.
- Pewnie później pójdę. Jeszcze nie wiem, nie zaplanowałem sobie nocy – odpowiedział, chyba nie do końca rozumiejąc moją sugestię.
- Mogę pójść z tobą – zaproponowałem, nie chcąc go teraz zostawiać z tym samego. Poza tym, dzięki temu mógłbym z nim spędzić trochę czasu. Dzisiaj Miki praktycznie cały dzień przespał, i nie miałem do tego za wiele okazji, a w nocy mógłbym to nadrobić.
- W nocy to ty powinieneś spać, a nie mi towarzyszyć. Spokojnie, czuję się już dobrze, nie musisz się o mnie obawiać – dodał, chyba nie będąc za bardzo za tym pomysłem.
- Wiem, że sobie dasz radę, po prostu chciałbym spędzić z tobą dzisiaj jeszcze trochę czasu – wyjaśniłem, kończąc pleść jego warkocza.
- Jutro będziemy mieć więcej czasu, a dzisiaj idź spać. Jutro będę cię potrzebował – na jego słowa westchnąłem cicho. Nie za bardzo chciałem się z nim zgodzić, ale chyba nie miałem za większego wyboru.
- Ale obudzisz mnie, gdyby było coś nie tak? – dopytałem, mimo wszystko się o niego martwiąc. Był moim mężem, więc zawsze będę się o niego martwić, zwłaszcza, że w mieście jest kilkadziesiąt osób, które pragną jego krwi. Miałem wrażenie, że co bardziej zdesperowane osoby byłyby w stanie go zaatakować.
- Oczywiście – zapewnił mnie, składając na moich ustach delikatny pocałunek.
Nie mając innego wyjścia, wziąłem szybką kąpiel i położyłem się do łóżka. Jak zasypiałem, Mikleo siedział w fotelu, czytając książkę.
Następnego dnia obudziłem się bez męża obok mnie, ale nadal był w pokoju, na fotelu i z książką w rękach. Zasnął. Ciekawe, czy gdzieś w nocy wychodził, czy cały czas spędził tutaj, ale najważniejsze było, że nic mu nie jest. Wstałem z łóżka i podszedłem do niego, by zabrać książkę z jego rąk. Było jeszcze wcześnie, dlatego go nie wybudzałem. Niech jeszcze sobie odpocznie, a ja się ogarnę i może pójdę na jakieś szybkie śniadanie.
<Owieczko? c:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz