poniedziałek, 18 lipca 2022

Od Soreya CD Mikleo

Muszę przyznać, troszkę mi się zapomniało o moich urodzinach. Znaczy, wiedziałem, że one są dzisiaj, ale nie sądziłem, że będziemy je świętować. To miało być święto tylko dla Misaki, ona miała być w tym dniu najważniejsza, a ja... cóż, nie potrzebuję być w centrum uwagi. Najważniejsze, aby cała moja rodzina była szczęśliwa, nic innego się dla mnie nie liczy. 
- Nie jest słaby, jest perfekcyjny, chodzi mi o to, że nie musiałeś tego robić – powiedziałem, przyglądając mu się uważnie. 
- Nie musiałem, owszem, ale chciałem ci sprawić tę przyjemność. Nie możesz zostać zapomniany w swoje własne urodziny – wyjaśnił, uśmiechając się do mnie tak uroczo i słodziutko, jak to tylko on potrafił, czym całkowicie roztopił moje serce. Moja mała Owieczka, kocham ją najbardziej na świecie i nigdy nie przestanę, jak mógłbym, skoro ciągle robi dla mnie takie przyjemności. 
- Powiedział to ktoś, kto przez tyle lat nie obchodził urodzin, i nadal nie chce – przypomniałem mu, zabierając się za jedzenie, które na pewno było przepyszne. Wszystko, co Miki przygotowywał, zawsze było przepyszne, w przeciwieństwie do moich kulinarnych popisów. Zdecydowanie nie nadaję się do kuchni, dobrze, że potrafię zrobić te kilka podstawowych dań, by nie umrzeć z głodu. 
- Ponieważ jestem aniołem, a to co innego – wyjaśnił mi, nie przestając się uśmiechać. Tak, niech tak sobie tłumaczy, po prostu dziadek mu wmówił, że urodziny nie są dla niego, ale ja wiem swoje i będę robił swoje. – Smakuje ci? – dopytał, jakby nie był pewien swoich kulinarnych zdolności. 
- Jest przepyszne, Owieczko. Zresztą, sam możesz spróbować – odpowiedziałem, biorąc jednego z tostów i podając mu go spróbowania. 
I tak poranek upłynął nam w bardzo miłej atmosferze, czego się w sumie nie spodziewałem. Jeszcze wczoraj wieczorem sądziłem, że od rana to Misaki z powodu swojego święta będzie w centrum uwagi nas wszystkich. Na pewno będzie tak przez resztę dnia, ale teraz liczyliśmy się tylko ja i Miki... chyba od dawna tak miło nie zacząłem dnia. Odkąd tylko tutaj jestem, każdy mój poranek wyglądał tak samo. Pobudka, ogarnięcie się, obudzenie i ogarnięcie dzieci, przygotowanie śniadania i odprowadzenie młodych do szkoły, a później... cóż, to zależało od dnia. Czasem była rozmowa Miki’ego ze starszyzną, w której oczywiście zawsze uczestniczyłem i broniłem mojego męża. Czasem były to treningi z tym dziwnym golemem, i albo wtedy ćwiczyłem z Mikim, albo sam. Do tej pory nie udało mi się go pokonać, ale nadal wierzyłem, że kiedyś mi się to uda. Co prawda, mój mąż mi tłumaczył, że nie da się go pokonać, ponieważ został stworzony by być niezniszczalnym właśnie specjalnie do treningu, ale ja uważałem coś innego. Uda mi się, tylko muszę rozgryźć jego ataki. I później nauczyć się ich unikać. Bułka z masłem. 
Później jednak nastąpił moment, w którym trzeba było obudzić naszą córeczkę i rozpocząć jej urodziny. Misaki była zachwycona, podobało jej się wszystko, co dla niej uczyniliśmy. Muszę przyznać, odetchnąłem z ulgą, bałem się, że tort nie do końca mi wyszedł, w końcu robiłem go sam, od początku do końca, więc miał pełne prawo się nie udać. Calutki dzień spędziliśmy z dziećmi dbając, by żadne z nich nie poczuło gorsze. Wieczorem, po dniu pełnym atrakcji i wrażeń, oboje padli zmęczeni do łóżek, nie mając nawet siły na umycie się. No nic, jutro zagonimy ich do kąpieli, teraz najważniejsze jest, że sobie bezpiecznie śpią. 
- Chyba ich trochę wykończyliśmy – odezwał się Miki, kiedy wyszedłem z łazienki, odświeżony i jeszcze z mokrymi włosami. 
- Lepiej dla nas, jutro będą dłużej spać, więc i my sobie odpoczniemy – powiedziałem zadowolony, kładąc się do łózka obok niego. W sumie z chęcią poczytałbym teraz jego prezent, ale chyba to byłoby niegrzeczne z mojej strony, ponieważ rozmawiamy. Na czytanie na pewno przyjdzie jeszcze czas. 
- Zamiast odpoczywać powinniśmy niedługo wyruszać. Nie możemy zostawić tych ludzi – oparł głowę o moje ramię, cicho wzdychając. 
- Wiem, masz rację. Zastanawiałeś się, co zrobimy z dziećmi? – dopytałem, gładząc go po włosach. Po tak aktywnym dniu i ja musiałem się troszkę wyciszyć. 
- Tak... i chyba masz rację. Lepiej będzie, jak zostaną tutaj, tylko... martwię się, że źle to odbiorą i pomyślą, że już ich nie chcemy i ich porzucamy – przyznam, jego słowa mnie zaskoczyły. Dlaczego w ogóle pomyślał w ten sposób? Nie daliśmy naszym dzieciom powodu, by poczuły się odrzucone. Nie będą zadowolone z powodu tego, że ich tutaj zostawiamy, owszem, ale zrozumieją, że musimy iść. Dzieciaki wiele czasu spędzają na dworze, więc na pewno jakieś plotki do nich dochodzą i zdają sobie sprawę, że na świecie nie dzieje się dobrze, a w tym momencie jedyną osobą, która może uratować ludzi, jest ich mama. Zawsze wiedziałem, że Miki jest wyjątkowy i teraz mam w tym poświęcenie. 
- Chyba za dużo ostatnio myślisz, Owieczko. Dzieci nie mają powodu, aby nas nienawidzić. Nie będą zadowolone, ale chyba lepiej, by były na nas trochę złe niż musiały patrzeć na martwe miasto – wyjaśniłem, uśmiechając się do niego delikatnie, nie przestając gładzic jego włosów. Wykonał dzisiaj kawał dobrej roboty, teraz więc powinien się odstresować zamiast jeszcze bardziej zamartwiać. 

<Owieczko? c:> 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz