Zrelaksowany i wyspany rozciągnąłem swoje ciało, nim podniosłem się z łóżka, dostrzegając braku męża, najwidoczniej już wstał co i ja powinienem uczynić, zakładając koszule męża, wychodząc z pokoju, słysząc śmiech naszych dzieci, które ganiały się po salonie, bawiąc z tatą.
- Dzień dobry - Przywitałem się z dziećmi, które podbiegły do mnie. - W co się bawicie? - Dopytałem, zaciekawiony ich wspólną zabawą.
- W chowanego - Zawołały, nim rozbiegły się po pokoju, chowając w różnych miejscach.
- Dzień dobry owieczko - Usłyszałam głos męża pojawiającego się tuż obok mnie.
- Dzień dobry - Przywitałem się, łącząc nasze usta w głębokim pocałunku. - Zjedliście już śniadanie? - Dopytałem, gdy nasz pocałunek dobiegł końcu, a my mogliśmy spokojnie spojrzeć w swoje oczy.
- Tak, zostawiłem i tobie z dwie kanapki, jeśli jesteś głodny, możesz je zjeść - Odpowiedział, całując mnie w policzek, nim wyminął, idąc śladem dzieci. Niech się trochę pobawią, ostatnio nie było za kolorowo czas trochę zatrzeć te nieprzyjemne chwile wspólną zabawą i czasem spędzonym razem. Każde z nas to potrzebuje i każde z nas chce, wykorzystać te chwile nim znów wrócimy do domu, gdzie nadejdzie czas uleczenia ludzi. Wykorzystam moją krew, by ich uratować przynajmniej tych, których mogę. Nie mam aż tyle krwi, by uleczyć każdego, choć przyznam, bardzo bym chciał.
Spokojnie zjadłem śniadanie przygotowane przez mojego męża, posiłek był pyszny, od razu wiadomo, że był on zrobiony od serca.
Najedzony umyłem naczynia, które położyłem na suszarce, wychodząc z kuchni.
- Mamo idziemy na dwór? - Zawołała Misaki, podbiegając do mnie, najwidoczniej mając już dość zabawy w chowanego.
- Oczywiście, tylko się przebiorę - Zgodziłem się, głaszcząc mała po głowie, zostawiając ją, z tatą, którego poprosiłem o przebranie Misaki, z tego, co zauważyłem, cały poranek biega w piżamie, a w tym raczej wyjść nie powinna.
Nie poświęcając zbyt wiele czasu na przebranie się więc i szybko mogliśmy wyjść z domu na ten sam plac zabaw, na którym znajdowaliśmy się wczoraj, pozwalając Yuki'emu iść do kolegów, z którymi chciał się pobawić, niech korzysta ze wspólnych zabaw u nas ma tylko mało Emme, a dziewczynka niestety lub stety dorasta i kiedyś pójdzie w swoją stronę z Yukim, lub bez niego..
- A więc wybrałeś ten sam plac zabaw? Czyżbyśmy czekali na twoich kochanków? - Zapytał, rozbawiony bawiąc się moimi włosami, nie spuszczając wzroku z naszej małej dziewczynki.
- Oczywiście tylko o to mi chodziło - Zaśmiałem się, całując policzek mojego męża.
W międzyczasie nieopodal placu zabaw dostrzegłem Aurore, dziewczyna spacerowała spokojnie po okolicy, nim dostrzegła nas siedzących na ławce. Od razu podeszła do nas ciepło się przy tym uśmiechając.
- Dzień dobry - Przywitała się, siadając obok nas, zaczynając z nami rozmowę, na początku była to spokojna rozmowa dotyczące tego, jak się czujemy, czy czegoś nam nie potrzeba, a gdy wszystkie informacje już uzyskała, jej uśmiech zszedł z jej ust, a temat całkowicie się zmienił. - Coraz więcej ludzi zamienia się w kamień, jest coś, co możemy zrobić, by ich uratować? - Dopytała, patrząc w moje oczy, tak jakby wiedziała lub podejrzewała, że jej pomogę.
- Nasza krew ich leczy, to znaczy przestają być posągiem, kamieniem to jednak nie pomaga w odzyskaniu ich wiary, uleczyłem raz troje z nich i w zamian za to mamy uciekać, ludzie nie zawsze godni są naszej pomocy - Wyjaśniłem, starając się nie zwracać uwagi na męża, który mimo wszystko lekko szturchał mnie w ramię, tak jakby chciał, bym zakończył tę rozmowę.
- Rozumiem, przyjdź do mnie później, omówimy to - Odparła, chcąc porozmawiać, najwidoczniej o tym w samotności tak by mój mąż niczego nie słyszał i tak właśnie będzie najlepiej, on nie wszystko musi wiedzieć, tak będzie lepiej i dla niego i dla mnie.
Kiwnąłem więc delikatnie głową, żegnając się z dziewczyną, która odeszła po chwili pozostawiając nas samych.
- Ciekawe, o czym chce porozmawiać z tobą sam na sam - Mruknął, brzmiąc na trochę zazdrosnego, ciekawe czy naprawdę był zazdrosny, czy może po prostu nie podoba mu się to, że Aurora nie chce rozmawiać, o czymś ważnym przy nim, chociaż doskonale wie, że i tak o wszystkim mu opowiem.
- Sorey, nie bądź zazdrosny przecież wiesz, że wszystko ci potem przekaże prawda? - Zadając to pytanie, spojrzałem w jego oczy, uśmiechając się do niego delikatnie.
- Nie wiem, czy chce, abyś był z nią sam - Odparł, patrząc na mnie, nie ukrywając przy tym niezadowolenia.
- Daj spokój, może uda mi się z Aurorą coś wymyślić i uratować tych ludzi w tym czasie ty zajmiesz się dziećmi, a przecież chcemy ratować tych ludzi, prawda? - Spytałem, patrząc w jego oczy, głaszcząc dłonią po policzku, może i nie chce zostawiać mnie samego. Wiedząc, jak reagują na mnie inni, jednakże nie idę z Aurorą, robić to, czego by nie chciał, to tylko rozmowa nic nadzwyczajnego.
<Pasterzyku? C:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz