poniedziałek, 18 lipca 2022

Od Soreya CD Mikleo

Przyznam, sądziłem, że rozmowa z dziećmi będzie tak spokojna. Spodziewałem się krzyków, niezgody, jakiegoś buntu, a tu proszę bardzo. Nasze dzieci są bardziej dojrzałe niż podejrzewałem... nie byłem pewien, czy to tak dobrze. W końcu to jeszcze dzieci, które zasługują na szczęśliwe, niewinne dzieciństwo, którego na ten moment nie możemy im już zapewnić. Oboje widzieli mnie w mojej najgorszej odsłonie, Yuki od najmłodszych lat musiał stawiać czoła helionom. Misaki nie miała jeszcze tak źle, ale Yuki przeżył już wystarczająco wiele... dobrze, że możemy im oszczędzić widok martwego miasta, pełnym kamiennych posągów. Taki widok na pewno na długo zapadłby im w pamięci, a to nie byłoby najszczęśliwsze wspomnienie. 
- Przyjdziesz po mnie? – spytała niepewnie Misaki, kiedy dotarliśmy na miejsce. 
- Oczywiście, księżniczko. Dlaczego uważasz, że bym po ciebie nie przyszedł? – odpowiedziałem pytaniem, patrząc na małą z niezrozumieniem. Chyba dziewczynka nie do końca zrozumiała poprzedniej rozmowy, ale po to tutaj jestem, aby jej wszystko wytłumaczyć. 
- Bo ty i mama chcecie nas tutaj zostawić i odejść bez nas – bąknęła, patrząc na mnie ze smutkiem. 
- Ale nie zostawiamy was w tym momencie, tylko za dwa dni. I nie opuszczamy was na zawsze, wrócimy po was tak szybko, jak tylko to możliwe. I wtedy zabierzemy was do domu – powtórzyłem, całując ją w policzek. 
- I nie odejdziecie bez pożegnania? – dopytała, chyba nadal trochę przestraszona tą myślą. 
- Oczywiście, że nie, skarbie. A teraz zmykaj, bo pewnie wszyscy na ciebie czekają – odpowiedziałem, całując ją w czoło i stawiając na ziemi. Po raz pierwszy Misaki nie chciała iść na zajęcia, chyba trochę obawiając się, że nagle znikniemy. Czyli jednak mogą być małe problemy... 
Mała w końcu poszła na zajęcia, a ja wróciłem do domu. Postanowiłem nie mówić Mikleo o małym napadzie paniki u Misaki, bo jeszcze będzie się niepotrzebnie martwił. Czułem, jak w nocy nie mógł spać, kręcąc się z boku na bok. Coś mi się wydawało, że nie tylko nasza córeczka będzie strasznie przeżywać tę rozłąkę, Miki także będzie jednym wielkim kłębkiem nerwów. Mi też będzie brakować dzieci, ale będę spokojnym wiedząc, że są w Azylu, bezpieczne i szczęśliwe. 
- Mała odprowadzona, teraz możemy porozmawiać z Aurorą o opiece nad dzieciakami – odezwałem się, siadając przy stole i przyglądając się, co takiego robi Miki. Czemu on robił posiłki na zapas? Znaczy, tak mi się wydawało, ale pewien nie byłem. 
- Czekaj, to jeszcze z nią nie rozmawiałeś? – Mikleo odwrócił się zaskoczony w moją stronę. 
- Nauczyłem się, by niektórych stawiać tutaj stawiać przed faktem dokonanym. Spokojnie, zgodzi się, mała ją lubi, a tobie jest winna mała przysługę – odpowiedziałem, uśmiechając się łagodnie. – Właściwie, to po co robisz tyle jedzenia? Już teraz robisz prowiant na podróż? 
- Nie, dla dzieci. Nie chcę Aurorze przysparzać dodatkowych kłopotów. Właśnie, porozmawiasz z nią? – odparł, powracając do robienia jedzenia. Jak dla mnie to była lekka przesada, Aurora będzie musiała przygotowywać jedzenie dla jednego, malutkiego dziecka i dwóch zwierzaków, bo przecież Yuki jeść nie musi, no ale już nic nie mówiłem. Jeżeli to go uspokaja, to niech już to sobie robi. 
- Nie wydaje mi się, aby to był taki dobry pomysł. Po moim wproszeniu się na rozmowę ze starszyzną chyba mnie trochę znielubiła – wyjaśniłem, nie będąc przekonany, czy to taki dobry pomysł. 
- Ja teraz nie mogę tego zrobić, a musimy to załatwić jak najszybciej, więc proszę zrób to, dobrze? – niby używał łagodnego tonu, ale wyczuwałem, że był to bardziej rozkaz niż prośba. 
Westchnąłem ciężko wiedząc, że nie miałem wyjścia. Nie byłem przekonany, czy mi się ufa, odkąd zlekceważyłem polecenie starszyzny zauważyłem, że już nie patrzy na mnie z taką serdecznością jak dawniej. Cóż, będę bardzo dla niej miły i przy dobrych wiatrach może zgodzi się bez problemu... dodatkowo, nie przepadałem za wychodzeniem na dwór bez Mikleo, albo chociażby dzieci. Byłem tutaj jedynym człowiekiem, więc niemalże wszyscy zwracali na mnie uwagę. Kiedy byłem z kimś, lubiłem myśleć, że to na tamtą osobę się patrzą, a nie na mnie. No ale czego się nie robi dla ukochanej osoby... 

<Aniele? c:>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz