piątek, 15 lipca 2022

Od Soreya CD Mikleo

Kiedy rano się obudziłem, nie było przy mnie Mikleo, znowu... Czyżby znowu poszedł trenować? Niepotrzebnie tak naciskałem na to, aby tak pomóc tym ludziom. Przeze mnie teraz tak się katuje i obwinia, a starszyzna idealnie wykorzystała tę okazję i jeszcze bardziej wbija w niego szpilkę... chyba nie powinienem zostawiać go samego. Aurora może to przyuważyć i wziąć go na kolejną rozmowę sam na sam wraz ze starszymi serafinami.
Obudziłem dzieciaki, ponieważ to była najwyższa pora do „szkoły”. Według mnie, to było całkiem dobre rozwiązanie, dzieciaki mają kontakt ze swoimi rówieśnikami, co im się bardzo podoba, a dorośli mają chwilę dla siebie. W kuchni znalazłem kartkę na Mikleo z informacją, że poszedł na trening, czyli dobrze myślałem. Przygotowałem śniadanie dla dzieciaków oraz zwierzaków, pomogłem małej się ubrać i zaprowadziłem dzieci na miejsce, po czym od razu ruszyłem do Mikleo. Musiałem się upewnić, czy wszystko z nim w porządku i dać mu wsparcie, którego na pewno teraz bardzo potrzebuje. 
Znalazłem go na obrzeżach Azylu, w miejscu, które ewidentnie było przeznaczone na właśnie treningi. Z początku myślałem, że ćwiczy z kimś, ale kiedy podszedłem bliżej zdałem sobie sprawę, że był to jakiś golem? Coś, co miało sylwetkę człowieka, tylko był stworzony z kamieni. Ewidentnie było to dzieło jakiegoś serafina ziemi, i według mnie to było bardzo mądre rozwiązanie. Jak ostatnim tutaj byłem, też istniało coś takiego, czy powstało to dopiero po tym, jak dziadek odszedł? Sam z chęcią bym się spróbował w takiej walce z golemem, tylko muszę najpierw dowiedzieć się, jak to dokładnie działa. Reaguje na jakieś komendy, czy można od razu zacząć z nim walczyć? 
Swoją drogą, ten golem był bardzo wytrzymały i wcale nie taki głupi. Mikleo uderzał w niego może nie z całą swoją mocą, ale całkiem mocno i pomimo tego na golemie nie robiło to żadnego wrażenia. Z kolei jak golem go atakował... cóż, teraz już wiem, skąd te wszystkie siniaki na jego ciele. 
- Mikleo! – krzyknąłem, chcąc zwrócić na niego swoją uwagę, ale ten jak w transie dalej walczył. Postanowiłem zatem poczekać, aż skończy, bo gdybym do niego teraz podszedł, nie skończyłoby się to dla mnie dobrze. 
Po jakichś dwudziestu minutach skończył. Wystarczyło, że coś powiedział do golema, a ten po prostu zastygł w bezruchu. Czyli musi reagować na komendy... To jest naprawdę niesamowite rozwiązanie, ale później się tym pozachwycam, teraz muszę porozmawiać z mężem. Już nie obawiając się o swoje zdrowie i życie podszedłem do niego, bez słowa po prostu kładąc mu dłoń na ramieniu, co okazało się być moim błędem z wyjątkowo bolesnymi konsekwencjami. Mikleo był jeszcze w bojowym nastroju i odwrócił się w moją stronę, smagając moją twarz cienkim ostrzem z lodu z taką siłą, że przeciął mi dolną oraz górną wargę, i to całkiem głęboko. Syknąłem cicho z bólu i przyłożyłem dłoń do rany czując, jak powoli zaczęła z niej lecieć krew. 
- O mój Boże, Sorey, przepraszam, ja nie chciałem, nie wiedziałem, że to ty... – zaczął od razu spanikowany Mikleo, jakby nie wiadomo, co się stało. 
- Spokojnie, skarbie, wszystko w porządku. Widzisz? – dodałem odsuwając dłoń od rany, którą już zdążyłem szybko uleczyć. Zostało mi tylko trochę krwi na rękach oraz ustach, ale zaraz ją wytrę i będzie dobrze. 
- Została ci blizna – powiedział takim tonem, jakby miał się zaraz rozpłakać. 
- Serio? – spytałem z niedowierzaniem, mimowolnie przykładając palce do miejsca, gdzie jeszcze przed chwilą była rana. Faktycznie, czułem lekkie wybrzuszenie, ale nie było chyba tak bardzo złe. – Może więc ta blizna sprawi, że będę wyglądał bardziej męsko... hej, Owieczko, nie płacz. Już, cichutko – z żartobliwego tonu przeszedłem na bardziej spokojny i łagodny, kiedy zauważyłem, że po jego policzkach pociekły pierwsze łzy. Przytuliłem go mocno do siebie, zaczynając głaskać go po włosach. 
- Mogłem cię zabić – wychlipał, wtulając się w moje ciało. 
- Troszkę przesadzasz. Zresztą, trochę mi się należało, mogłem się nie skradać – mówiłem dalej, nie przestając gładzić jego włosów. Troszkę mnie zmartwił ten nagły wybuch, ta sytuacja naprawdę go przerasta. Co mógłbym zrobić, aby mu pomóc...? Jak na razie wszystko, co robię, wydaje się mu tylko szkodzić. 

<Owieczko? c:> 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz