Mikleo trochę za dużo ostatnio myśli, zwłaszcza, kiedy chodzi o mnie i moje dobro. Nie powinien przypadkiem martwić się o siebie? To on przez ostatnie dni sunie się jak duch, cały czas blisko mnie, szukając jakiegokolwiek ze mną kontaktu fizycznego. Miałem wrażenie, że jeszcze nie do końca się uspokoił i nadal bał, że mu zniknę. Mam nadzieję, że wkrótce Miki się trochę uspokoi i przekona się, że będę przy nim tak długo, jak tylko starczy mi sił i dopóki wszechświat nas nie rozdzieli.
- Wspaniale, nie musisz się o mnie martwić – powiedziałem trochę machinalnie, całując go w policzek. To była moja jedyna odpowiedź na właśnie to pytanie z dwóch powodów; naprawdę czułem się dobrze, albo po prostu nie chciałem martwić mojego męża. Dzisiaj dominowała ta pierwsza opcja... no, tak jakby. Psychicznie czułem się wspaniale, fizycznie już niekoniecznie, ale bardzo źle nie było.
- A tak na poważnie? – dopytał, przyglądając mi się uważnie, jakby trochę wątpił w moje słowa.
- Bardzo na poważnie. Mam was wszystkich przy sobie i to sprawia, że czuję się wspaniale. Moim plecom tylko brakuje wygodnego łóżka, ale poza tym jest dobrze – powiedziałem trochę żartobliwie, a trochę na poważnie, uśmiechając się do niego szeroko.
- No dobrze, niech ci będzie – pokręcił głową z niedowierzaniem, opierając ją po chwili o moje ramię.
- Kiedy usłyszałem, że król skazał mnie na śmierć, byłem przerażony – wyznałem po chwili, podczas której przyglądałem się dzieciom, które tak uroczo się razem bawiły. – Nie śmierci, ale tego, że już was więcej nie zobaczę. I że nie zdążę się pożegnać. Że nie będę mógł obserwować, jak dzieci dorastają. I że zostawię cię samego...
- Nie zostawiłbym cię tak– wyszeptał, kładąc swoją dłoń na moim policzku i odwracając moją głowę w jego stronę.
- I oddałbyś za mnie swoje życie. To też nie jest pocieszająca myśl – przyznałem, patrząc na niego ze smutkiem. To trochę przerażające, jak bardzo Miki chce mnie ratować z każdej sytuacji, nawet w tej najbardziej beznadziejnej, niezależnie od tego, jaką musiałby zapłacić cenę.
- Zrobiłbym dla ciebie wszystko, nie dałbym sobie bez ciebie rady – powiedział cicho, wpatrując się we mnie ze smutkiem w oczach.
- Czuję tak samo, ale wolałbym, byś bardziej patrzył na swoje zdrowie. Za bardzo zwracasz uwagę na mnie, a za mało za siebie. Martwię się o ciebie – ucałowałem delikatnie jego usta, uśmiechając się do niego lekko. – Zwrócisz na to uwagę?
- Postaram się, ale niczego nie obiecuję – odpowiedział, odrobinkę mnie uspokajając. Nie była to obietnica, ale zawsze coś.
- Więc prześpij się jeszcze trochę. Nie wyglądasz najlepiej, najwidoczniej jeszcze trochę musisz odpocząć – poprosiłem, gładząc go po policzku.
- Skoro ja nie wyglądam najlepiej, powinieneś spojrzeć na siebie – odparł żartobliwie, na powrót kładąc głowę na moim ramieniu.
- Na szczęście nie mamy lustra, ale wiem, że mam straszny zarost. Jak tylko zdobędę miskę z ciepłą wodą, od razu go golę – powiedziałem, wymownie drapiąc się po zarośniętym policzku.
- Właściwie, to do twarzy ci z nim. Chodziło mi bardziej o twoje cienie pod oczami. Też potrzebujesz snu – tu miał rację, byłem zmęczony, potrzebowałem snu, ale wytrzymam do jutra.
Spanie na twardej ziemi nie służyło mojemu ciału, bolały mnie wszystkie mięśnie. Poza tym, brakowało mi trochę takiej porządnej kąpieli, bo jednak nic nie zastąpi mi balii z ciepłą wodą. Jestem pewien, że Miki także za tym tęsknił... dobrze, że już jutro dotrzemy do Azylu. Każdemu z nas przyda się odpoczynek, i Mikiemu, i dzieciom i nawet zwierzakom, które musiały znosić humorki Misaki. Musiałem jednak pochwalić dziewczynkę, ponieważ była bardzo grzeczna, jak na jej pierwszą i tak niespodziewaną podróż. Była niecierpliwa, nie zawsze chciała z nami iść dalej, ale jakoś sobie dawaliśmy z nią radę.
- Naprawdę sądzisz, że pasuje mi zarost? – spytałem nagle, kiedy dotarło do mnie, co tak właściwie powiedział. Według mnie wyglądałem raczej tak o dziesięć lat starzej, a jak stoję przy młodziutkim i pięknym Mikim to nawet i dwadzieścia, więc to raczej chyba nie za dobrze, że dodaje mi to lat.
<Aniele? c:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz