Byłem przerażony tym, co stało się z Mikleo. Najpierw ten atak, później ta nagła utrata przytomności... myślałem, że to przez ranę, ale kiedy odsłoniłem jego brzuch nie było po niej ani śladu. Gdyby nie krew, która zdążyła wsiąknąć w jego ubrania i dziura w materiale po ostrzu pomyślałbym, że w ogóle nie został zaatakowany. A jednak nie chciał się budzić i nie reagował na nic. Przez dwa dni leżał w łóżku jakby bez życia i gdyby nie to, że oddychał, naprawdę pomyślałbym, że już po nim.
- Nie masz za co przepraszać, Owieczko. To moja wina. Gdybym był przy tobie, to nie pozwoliłbym... – zacząłem cicho łamiącym się głosem, czując się okropnie. Miałem go chronić, a te dwa dni temu zawiodłem go chyba na każdej możliwej płaszczyźnie. Gdyby go zabrakło... mój Boże, jak ja po czymś takim spojrzałbym dzieciom w oczy.
- Nie obwiniaj się. Gdybyś próbował mnie obronić, ludzie bez wahania zaatakowaliby ciebie. A mi się nic nie stało – Mikleo próbował mnie pocieszyć, co przecież było głupie. To on został zaatakowany i leżał w łóżku przez dwa dni, więc to on potrzebuje pocieszenia.
- Gdyby to nie było nic, nie leżałbyś jak bez życia dwa dni – wyjaśniłem mu, odsuwając się od niego, by otrzeć łzy, które zbierały mi się w kącikach oczu.
Te dwa dni były dla mnie bardzo stresujące, nie wiedziałem, co się stało z mężem i nie miałem pewności, czy wszystko w porządku. Dopiero teraz, kiedy usłyszałem ten cichy głos Mikleo i zobaczyłem, że jest przytomny, mogłem odetchnąć z ulgą. Lepiej jednak, aby Miki nie zauważył moich łez. Byłem mężczyzną, więc nie wypadało mi okazywać takich emocji.
- A ty pewnie nie zmrużyłeś oka – stwierdził, patrząc na mnie ze zmartwieniem. Miał rację, no ale jak ja mogłem spać, kiedy nie wiedziałem, co się dzieje z moim mężem? Musiałem być cały czas na nogach, by w razie jego pobudki albo nagłego pogorszenia stanu zdrowia jakoś zareagować. Dodatkowo, gardło miałem tak ściśnięte, że nie potrafiłem niczego przełknąć, dlatego też niczego przez ten czas niczego nie jadłem. – Połóż się ze mną, musisz odpocząć.
- Nie, nie powinienem, mam jeszcze kilka rzeczy do zrobienia. Muszę poinformować Alishę, że już się obudziłeś. Nie brakuje ci niczego? Może chcesz coś do jedzenia, albo picia? A może...
- Chcę, abyś położył się obok mnie. Teraz – dodał, chwytając mój nadgarstek i delikatnie ciągnąc mnie do siebie.
Nie miałem za większego wyboru, jak tylko spełnić jego prośbę, chociaż nie do końca chciałem. Znaczy, owszem, czułem się zmęczony, zamknąłbym na moment oczy, ale czułem, że nie zasługiwałem na to. Zawiodłem Mikleo, więc teraz powinienem zrobić wszystko, by mu to wynagrodzić, a raczej położenie się obok niego w żadnym stopniu mu nie pomoże. Ale skoro tak nalegał... zresztą, nie do końca miałem siły na jakieś dłuższe wzbranianie się. Mimo wszystko brak snu oraz jedzenia przez ten czas, podczas którego Mikleo był nieprzytomny, nie wpłynął pozytywnie na moje zdrowie i samopoczucie. Też możliwe, że byłem troszkę odwodniony, bo za dużo też nie piłem... dobrze, że Miki myśli, że jedynie nie spałem. Inaczej od razu zacząłby się o mnie zamartwiać, a w tym momencie on był w zdecydowanie gorszym stanie i o siebie powinien się martwić. Wtuliłem się w ciało mojego męża, przymykając oczy. Ostatnie, czego byłem świadom, zanim zasnąłem, to dłoń Mikleo gładzącą moje włosy.
Obudziłem się dopiero następnego dnia późnym popołudniem i, ku mojemu przerażeniu, bez Mikleo obok mnie. Gdzie on był? Stało się coś? Przestraszony brakiem jego obecności podniosłem się szybko z łóżka, co było moim błędem. Gwałtowny ruch i odrobinkę wycieńczone ciało sprawiło, że zakręciło mi się w głowie i na powrót musiałem usiąść na materacu. W tym samym momencie wszedł do pokoju mój mąż, z tacą pełną jedzenia. Na jego widok odetchnąłem z ulgą. Jak na moje nadal powinien leżeć, ale wyglądał już znacznie lepiej niż wczoraj.
- Tutaj jesteś. Jak się czujesz? Wszystko w porządku? – spytałem, od razu musząc wiedzieć, jak się czuje, w tej chwili nic innego nie miało dla mnie znaczenia.
<Owieczko? c:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz