Z dnia na dzień coraz bardziej martwiłem się o męża, a wiedziałem, że podczas podróży będzie tylko gorzej. Widziałem, jak bardzo boli go cała ta sytuacja, mimo że mówił, że wszystko jest w porządku. Martwiły mnie jego łzy i pomimo wsparcia, jakie staram się mu zapewnić mam wrażenie, że to nie wystarczało. Przez całą naszą podróż oraz misję Mikleo będę musiał się bardzo postarać, by żadne negatywne myśli nie zaprzątały jego głowy. Wiem, że to będzie trudne, ponieważ cały czas będzie myślał o dzieciach – i nie tylko on, bo ja też – ale się nie poddam.
W odpowiedzi uśmiechnąłem się do niego delikatnie i chwyciłem jego dłoń, po czym uścisnąłem ją lekko. Zdecydowanie oboje nie chcieliśmy wyruszać bez dzieci, ale musieliśmy być silni, albo przynajmniej ja musiałem. Jeżeli ja będę silny, to i Mikiemu się to udzieli, a przynajmniej tak to zawsze u nas działało. Ja byłem szczęśliwy, Miki był szczęśliwy, ja byłem smutny, Miki także, ale nawet pomimo tego starał się mnie pocieszyć. Obym i w tej sytuacji go nie zawiódł.
Nie mogliśmy jednak odstawiać tego pożegnania w nieskończoność i dzieciaki w końcu przyszły. Misaki była z początku bardzo radosna, ale kiedy zauważyła nasze miny domyśliła się chyba, o co chodzi i sama spoważniała.
- Wyjeżdżacie dzisiaj? – Yuki odezwał się pierwszy, przyglądając się nam uważnie.
- Tak, po śniadaniu – przyznałem, zabierając się za jedzenie. Nie za bardzo miałem na to ochotę, ale musiałem. Miałem przed sobą długą drogę i musiałem mieć na nią siłę. Zauważyłem, że Miki nie jadł, ale z czy to z powodu ściśniętego żołądka, czy po prostu nie miał ochoty, nie miałem pojęcia. I nie tylko on jeden nie jadł.
- Skarbie, zjedz trochę – mój mąż usiadł bliżej córki, próbując ją nakłonić do zjedzenia.
- Nie chcę – bąknęła z oczkami pełnymi łez. Spodziewałem się, że nie obejdzie się bez łez, ale nie spodziewałem się, że będzie to na samym początku.
- Księżniczko, musisz jeść, aby mieć siłę, a musisz siłę, by wytrwać do naszego powrotu – powiedziałem łagodnie, uśmiechając się do malutkiej.
- Nie chcę, żebyście wyjeżdżali – wymamrotała mała i sekundę później wybuchła płaczem.
Uznałem, że to najwyższa pora, aby się zbierać. Znaczy nie że teraz w tym momencie, ale kiedy już uspokoimy Misaki najlepiej byłoby, żebyśmy wychodzili. Tak byłoby najlepiej i dla nas, i dla dzieci. Mikleo zaczął uspokajać Misaki, a ja zabrałem się za szybkie sprzątanie po śniadaniu. Nie zjadłem za wiele, no ale coś tam w żołądku jest, więc do wieczora bez jedzenia powinienem wytrzymać.
Jako, że Miki skupił się na Misaki, ja postanowiłem zająć się Yukim. Nawet jeżeli tego nie okazywał, nasz syn także bardzo przeżywał. Miał przed sobą trudne zadania, bo musiał być podporą dla siostry, tak samo jak ja będę podporą dla Mikleo. Wczoraj wieczorem miałem z nim trochę długą rozmowę, więc wie, jak ważne jest, aby zająć się dobrze siostrą. Poczochrałem jego włosy, zwracając tym samym jego uwagę. Chłopiec odwrócił głowę w moją stronę i następnie bez słowa się do mnie przytulił. Odwzajemniłem ten gest, gładząc jego włosy w uspokajającym geście. Po raz pierwszy zostanie na tak długo sam, i bez rodziców i kogoś znajomego w okolicy. Raz został na dłuższy czas bez nas, ale wtedy był pod opieką Alishy, Lailah i tej nieznośnej dwójki. Tu zna jako tako Aurorę, ale poza nią nie ma już nikogo... chyba trochę zaczęła mi się udzielać paranoja Mikleo.
- Opiekuj się siostrą – powtórzyłem, odrobinę zaczynając się martwić się zarówno o małą, jak i niego.
- A ty opiekuj się mamą – na jego słowa parsknąłem śmiechem. Mój chłopak.
- Straszne z nich płaczki, co? Nie to co my – powiedziałem żartobliwie, chcąc poprawić mu humor. – Księżniczko, nie ma co płakać. Mam dla ciebie ważne zadanie – odezwałem się, zabierając dziewczynkę od Mikleo. – Musisz pomyśleć, jaki chcesz kolor w pokoju.
- Mogę sobie wybrać, jaki chcę? – wychlipała, pociągając noskiem.
- Oczywiście. Możesz też narysować swój wymarzony pokój, na pewno bardzo mi to pomoże – odpowiedziałem, uśmiechając się do niej łagodnie. – I jak nas nie będzie, masz się słuchać braciszka Teraz on tutaj dowodzi.
Po chwili przyszła do domku Aurora, więc chciałem jej oddać Misaki, ale dziewczynka mocno uczepiła się mojej szyi i nie chciała mnie puścić. Dopiero po piętnastu minutach uspokajania i zapewnienia jej, że wrócimy najszybciej, jak tylko możemy, trochę się uspokoiła i pozwoliła się wziąć na ręce komuś innemu niż ja.
- Już w porządku? – spytałem Mikleo, kiedy opuściliśmy azyl. Widziałem, że podczas pożegnania uronił kilka łez, dlatego troszkę się o niego martwiłem. Ostatnimi czasy całkiem dużo płakał i to na pewno nie ze szczęścia. Miałem wrażenie, że za bardzo się martwi o dzieci, ale czy faktycznie tak było? Może to właśnie ja za mało się przejmowałem, bo jestem złym rodzicem...? Teraz już sam nie jestem pewien.
<Miki? c:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz