Gdyby nie te głupie kraty, już dawno bym go przytulił. Wyciągnąłem rękę i splotłem nasze palce, chcąc go jakkolwiek pocieszyć, co było bardzo trudne przez panujące warunki. Serce mnie bolało, kiedy widziałem go płaczącego i w tak okropnym stanie. Czy on w ogóle spał? Wyglądało, jakby nie spał przez kilka długich dni, i wcale bym się nie zdziwił, gdyby tak było. Głuptas, powinien spać i odpoczywać, by móc zająć się dziećmi. Swoją drogą, tęskniłem za nimi. Niby to było tylko kilka dni, ale dla mnie to jak wieczność. Albo siedziałem tutaj, w ciemnej celi, albo klęczałem w sali tronowej tłumacząc po raz kolejny, że to nie ja to zrobiłem, i że aby uniknąć tego losu jest nawrócenie się. To trochę brzmiało, jakbym był szalony... chyba obrałem trochę złą taktykę. Nic dziwnego, że teraz chce mnie zabić.
- Nic z tego nie jest twoją winą, skarbie, nie obwiniaj się. Sam przecież mówiłeś, że to ludzi sami są sobie winni – wyszeptałem drugą dłonią, którą miałem na jego policzku. – Skarbie, obiecaj mi, że nic nie zrobisz w tej sprawie. Dzieci cię potrzebują, rozumiesz?
- Wpakowałem cię w to, więc teraz muszę cię z tego wyplątać – jego słowa ani trochę mnie nie uspokoiły. To, co on planuje, było głupie, w tym momencie król jest przerażony, a przerażony człowiek zachowuje się bardzo nieprzewidywalnie. Trzeba było być ostrożnym, jeżeli ja zostanę zabity, to niewielka strata, Miki ma wiedzę i doświadczenie, które może przekazać dzieciom, a co ja mam do zaoferowania? Właśnie, niewiele. Zresztą, Miki nie zrobił nic złego, a ja już dość w swoim życiu nagrzeszyłem. Najwidoczniej to jest moja kara.
- Co, jeżeli król zabije zarówno ciebie, jak i mnie? Dzieci zostaną same? Wracaj do domu, prześpij się, zajmij się dziećmi, one cię potrzebują – za wszelką cenę próbowałem go przekonać, by nic nie robił w tej kwestii.
- Przepraszam, Sorey. Nie mogę – na jego słowa moje serce zabiło szybciej. Nie te słowa chciałem od niego usłyszeć, nie to powinien mi odpowiedzieć...
- Rozkazuję ci wrócić do domu. Teraz – skoro po dobroci mnie nie posłuchał, spróbuję być trochę bardziej stanowczy.
- Kocham cię – wyszeptał, po czym wyrwał się z mojego uścisku i zniknął w ciemności.
Próbowałem za nim zawołać, uderzałem w kraty, ale to nic nie dało. Nie może mu się stać krzywda. Jeżeli król każe go zabić tylko dlatego, że jest aniołem... nie wierzę, że to myślę, ale mam nadzieję, że mrok wkrótce nadejdzie do zamku. To jasne, że król jest niewierzący, więc na pewno skamienieje. To okrutne, ale tylko dzięki temu nie skrzywdzi Mikleo. Ani mnie, ale to już mało ważne.
Usiadłem pod kratami i ukryłem twarz w dłoniach. Czemu nie może tak po prostu zostawić mnie na śmierć? Nie każdy człowiek dożywa sędziwego wieku, kilka razy otarłem się o śmierć, najwyższy czas zatem, abym w końcu odszedł. Oby Mikiemu nie udało się to, co planuje. Serce podchodzi mi do gardła na samą myśl o tym, że zostanie skrzywdzony z mojej winy. Gdybym tak bardzo nie narzekał i nie naciskał na to, że chcę ratować ludzkość, nie użyłby swojej krwi do ratowania tamtych ludzi, ja nie byłbym tutaj, a on nie miałby powodu, aby się za mnie poświęcał. Zawsze to ja wszystko psuję, a później inni płacą za moje czyny.
Nie wiem, ile czasu minęło, ale w końcu usłyszałem kroki na korytarzu. Były szybkie i lekkie, więc raczej nie mogły należeć do strażnika. Może to Allisha, która idzie mi przekazać złe wieści? Czy będąc z dala od Mikleo poczułbym, jak ten umiera? Nie byłem pewien i nawet nie wiem, czy chciałbym czuć. Podniosłem się z podłogi i zacząłem wpatrywać się w mrok, a serce biło mi coraz to szybciej. Już teraz spodziewałem się najgorszego, ale wtedy w nikłym świetle pochodni zauważyłem mojego męża, całego i zdrowego, który zaczął mi otwierać drzwi...?
- Nie mamy za wiele czasu – odezwał się, przekręcając klucz w zamku.
- Czekaj, co ty robisz? – spytałem, nie rozumiejąc za bardzo, co się dzieje.
- Król nie chce słuchać nikogo. Alisha dała mi klucz i kazała nam uciekać – dodał, chwytając moją rękę i wyciągając z celi. – Do rana musimy zniknąć z miasta, a słońce wstaje za trzy godziny musimy się pośpieszyć – Dodał, prowadząc mnie ciemnymi korytarzami, w których się odnajdywał. Alisha musiała mu jeszcze najwidoczniej powiedzieć o sekretnym przejściu, ponieważ właśnie do niego mnie zaprowadził.
- Czekaj, ale co się stanie z Alishą? Będzie przecież główną podejrzaną – odezwałem się, kiedy znajdowaliśmy się w jakimś wąskim przejściu, z dala od zasięgu strażników. Nadal nie za bardzo wiedziałem, co się dzieje, a ucieczka nie wydawała mi się specjalnie dobrym pomysłem. Teraz przeze mnie narażona jest jeszcze Alisha, która na to nie zasługuje, już teraz ma ciężko, a po tym będzie miała jeszcze gorzej. I w ogóle, gdzie my mamy uciec? I co z dziećmi? Misaki jest jeszcze za mała na takie podróże... może ja powinienem gdzieś zniknąć, a Miki zostałby z dziećmi w domu? Jemu przecież nic złego nie grozi...
<Owieczko? c:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz