niedziela, 17 lipca 2022

Od Mikleo CD Soreya

Słuchałem tego wszystkiego w ciszy, nie bardzo wiedząc w pierwszym momencie co zrobić lub powiedzieć. Sorey jak zawsze był zaborczy i nie odpuszczał, dlatego wiedziałem, że nie opuścić tego miejscach do chwili, w której ja tego nie uczynię.
~ Sorey, nie dyskutuj z nimi - Poprosiłem go w myślach, nie chcąc zaostrzać konfliktu, nie chcemy, aby dziwnie na nas patrzono.
~ To oni zaczęli, ja stąd nie mam zamiaru wychodzić - Burknął, przesyłając mi swoją myśl.
- W porządku możesz tu zostać. Prosimy, tylko abyś nie przeszkadzał - Odezwał się w końcu Kenichi blondyn o jaskrawo niebieskich oczach.
Słysząc jego wypowiedź, nie odezwałem się już do męża, zerkając jedynie na niego kątem oka.
- W porządku, o ile nie będziecie do niczego zmuszać Mikleo - Wyznał, po czym zamilkł, stając się słuchaczem mającym na celu przeszkadzać, gdy coś nie będzie mu odpowiadało cały Sorey, czasem chciałbym być tak stanowczy i zaborczy jak on, życie na pewno stałoby się dużo prostsze.
Rozmowa ze starszyzną nie była przyjemna, gdybym był samobójcom, już dawno dałbym się komuś zabić lub zrobiłbym to sam. Żadne z ich pomysłów nie było dla mnie bezpieczne, ale oni nie bardzo zdawali sobie z tego sprawę lub po prostu nie chcieli. Gdybym się im podporządkował, straciłbym całą krew, zostając warzywem lub od razu trupem.
- Poczekajmy na głos pana - Zacząłem, gdy miałem już dość ich niebezpiecznych dla mnie samego pomysłów.
- Głos pana? Nie odezwał się do nas od chwili, gdy ludzie zaczęli przemieniać się w skamieliny - Tym razem głos zabrała Fuyuko brunetka o ciemnych oczach.
Słysząc jej wypowiedz, kiwnąłem delikatnie głową, jeśli oni nie mają kontaktu z panem, niewiele miałem z nimi jeszcze do przedyskutowania, ja sam porozmawiam z panem, gdy nadejdzie odpowiednia chwila, a na razie nie chce już z nimi o tym rozmawiać to i tak nie ma żadnego sensu.
Zmęczony chciałem już zakończyć tę debatę, bo ileż można debatować o jednym i tym samym, gdy pomysłów w głowie brak, naprawdę mogliby sobie to odpuścić.
Mój mąż, widząc moje zmęczenie, odezwał się za mnie, dziękując za „milą” dyskusję, wychodząc następnie z budynku. Szczerze mówiąc dobrze, że był tam ze mną, dzięki niemu mogłem wyjść stamtąd zdecydowanie szybciej, gdyby nie to wciąż bym tam siedział.
- Wszystko dobrze? - Spytał mój mąż, kładąc dłonie na moich policzkach, upewniając się, że wszystko ze mną w porządku.
- Tak, w jak najlepszym. Dziękuje, że byłeś tam ze mną - Naprawdę czułem się lepiej, gdy miałem go przy sobie, byłem bezpieczny i to znacznie mnie uspakajało.
- Nie musisz mi dziękować, od tego jestem - Wyszeptał mi do ucha, całując mnie w policzek. - A teraz, choć do domu - Dodał, ciągnąc mnie za rękę w stronę domu.

Od dnia, w którym spotkałem się ze starszyzną, minął już miesiąc, pan nie odzywa się, a my siedzimy tu, nie mogąc znaleźć sobie konta. Nasze dzieci były tu szczęśliwe, mając swój kąt, zajęcia, na których lubili uczęszczać, do tego mieli tu swoich kolegów i koleżanki, tylko my wciąż tęsknimy za naszym domem. Za domem gdzie wokół żyli ludzie i chociaż nigdy mnie nie widzieli, lubiłem przy nich być.
Kolejny dzień siedziałem na dachu, obserwując niebo, tym razem słysząc głos Boga, którego nie słyszałem od tak dawna. Pojawił się i nareszcie dał mi jakiś pomysł, plan na to, jak uratować ludzkość.
- Dziękuję - Zwróciłem się do pana, gdy przekazał mi swój plan na uzyskanie drugiej szansy od Boga.
Powoli schodząc z dachu, wślizgnąłem się do naszej sypialni, gdzie z książką siedział mój mąż.
- Masz jakiś pomysł? - Spytał, widząc ulgę na mojej twarzy.
- Tak mam pomysł, to znaczy nie ja. Pan dał mi pomysł. Ludzi można odmienić nie za pomocą mojej krwi a wiary. Pan chce by ci, którzy nie zostali przemienieni, modlili się do niego. Jednocześnie chce, bym pomógł wrócić niektórym jednostką do życia, nawracają ich na prawidłową ścieżkę, ma to pomóc im w przebaczeniu, pan tylko chce modlitwy za nią, pozwoli im znów żyć, odsyłając zło, tam skąd przybyło. - Wyjaśniłem mu swój plan, a raczej plan Boga mający na celu uratować ludzkość za pomocą wiary jednocześnie nie musząc nikogo poświęcać jak dobrze, że się odezwał, po tak długim czasie tego było mi teraz najbardziej potrzeba.

<Pasterzyku? 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz