Kiwając łagodnie głową, żegnając się z dzieciakami, nim Sorey zabrał je ze sobą, wciąż zastanawiam się, czy pozostawienie tutaj naszych pociech jest bezpieczne, to znaczy nie sadze, aby coś im tu groziło, po prostu nie jestem pewien, czy powinniśmy to uczynić. To nasze dzieci nasze dwa małe szczęścia, których nie powinniśmy opuszczać, jednocześnie wiem, że mój mąż ma racje. Miasto jest opuszczone, smutne i bez życia dzieciom ten widok zapadłby w pamięć na bardzo długi czas, a tego wolałbym, a raczej oboje wolelibyśmy im oszczędzić, a więc wychodzi na to, że nie ma innego wyjścia jak ich tu pozostawić mam tylko nadzieje, że źle ego nie odbiorą, nie chciałbym, aby coś odbiło się na ich psychice lub – co gorsza – by pomyśleli sobie, że już ich nie chcemy na pewno, zanim odejdziemy, czekać będzie nas długa rozmowa z dziećmi oby nie była tak samo ciężka i stresująca jak ta ze starszyzną.
- Już jestem, możemy iść.. - W pierwszym momencie jego słowa dochodziły do mnie jakby z oddali, tak bardzo pogrążyłem się w rozmyślaniach, że nawet nie zareagowałem. - Miki? - Gdy mnie dotknął, uniosłem od razu głowę ku górze, patrząc w jego oczy.
- Przepraszam, zamyśliłem się, coś mówiłeś? - Spytałem, jednocześnie przepraszając za swoje zachowanie.
- Pytałem, czy możemy już iść. Wszystko w porządku? - Odpowiedział, jednocześnie dopytując czy aby na pewno wszystko ze mną w porządku.
- Tak, oczywiście tak tylko się zastanawiałem nad kilkoma sprawami, nic ważnego chodźmy już - Poprosiłem, wstając z kanapy, na które siedziałem gotowy do opuszczenia domu w tej chwili czekała mnie rozmowa, na którą nie miałem ochoty a którą odbyć musiałem dla świętego spokoju.
- Dobrze - Kiwnął głową, chwytając moją dłoń wyciągając mnie z domu, powoli bez najmniejszego pośpiechu kierując się w stronę posiadłości starszyzny.
- Tylko proszę ani słowa, nie bądź niegrzeczny - Poprosiłem, nim weszliśmy do środka.
- Jeśli nie będę musiał, nie będę się odzywał - Stwierdził, wchodząc za mną do budynku, w którym to siedzieli starsi, czekając już na mnie, tak jakby spodziewali się mojej obecności.
Rozmowa z nimi nie należała do prostych jak zresztą żadna, członkowie zarządu starszyzny nie rozumieli, jak ktoś taki jak ja dostał informacje, co robić dalej a ktoś tak wysoko postawiony, jak oni nie. No cóż, jakoś to będą musieli przeżyć, nie ja decyduje o tym, co nasz Pan postanowi uczynić i komu zlecić swoje zadania. Pan wybrał mnie do pomocy, a ja jako jego wierny sługa wykonam to, o co mnie prosi.
- Widziałeś ich miny? - Sorey wychodząc z budynku, zaśmiał się cicho, patrząc na mnie.
- Tak, nie wyśmiewaj się z nich, byli zaskoczeni nic po za tym - Wyznałem, zerkając na męża.
- Oczywiście - Prychnął, nie mogąc przestać się z nich nabijać. Westchnąłem, jedynie słysząc jego słowa, nie drążąc tematu, niech mu już będzie, trochę się pośmieje, a potem mu przejdzie, jakoś to przeżyję.
Minęły dwa następne dni, w których czasie spędzaliśmy dużo czasu z dziećmi, gdy te spały przygotowywaliśmy wszystko na urodziny córeczki i męża, o czym ten nie miał pojęcia, może wmawiać sobie, że robimy to tylko dla naszej córki, ale i on ma w tym samym dniu urodziny, dla tego już mam dla niego prezent oby tylko mu się spodobał.
Budząc się wczesnym rankiem, w dniu urodzin moich dwóch ukochanych istot, żyjących na ziemi. Wszystko przygotowałem z rana śniadanie dla wszystkich, ostatnie poprawki po wieczornych przygotowaniach i już bylibyśmy gotowi do świętowania urodzin Soreya i Misaki.
Mała jeszcze spała, dla tego nie chciałem wybudzać jej ze snu, kierując się od razu do sypialni, gdzie jak się okazało mój mąż, już nie spał.
- Dzień dobry - Przywitałem się z łagodnym uśmiechem, na ustach podając mu tace.
- Dzień dobry, a to z jakiej okazji? - Spytał zdumiony.
- Z okazji twoich urodzin. Wszystkiego najlepsze - Wyznałem, wyciągając za pleców prezent, którym była stara książka opowiadająca o zaginionych ruinach Boskiego Oka, podejrzewałem, że może go to zainteresować, dla tego zdobyłem tę księgę specjalnie dla niego. - Proszę, może nie jest idealny, ale myślę, że ci się spodoba - Dodałem, uśmiechając się ciepło do męża.
- Idealny prezent dostałem rok temu, żaden tak bardzo mnie nie uszczęśliwia, jak ten, który wtedy mi podarowałeś - Wyznał, całując moje usta.
- W takim razie musisz nacieszyć się słabym prezentem - Zaśmiałem się, patrząc z radością w jego oczy. - Jedz, zanim ci wystygnie - Poprosiłem, wskazując na tace, nie przestając się uśmiechać, mam najbliżej osoby przy sobie i dziś mogę świętować z nimi ich urodziny, z czego tu się nie cieszyć..
<Pasterzyku? C:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz