poniedziałek, 25 lipca 2022

Od Mikleo CD Soreya

Mimo że bardzo nie chciałem, to musiałem przyznać racje mężowi, przez dwa dni naprawdę dużo krwi wykorzystałem, aby uratować ludzi, przekazując im wieści od Boga. Nie doceniają tego, chcąc abym ratował jeszcze więcej im bliskich, nie chcąc się nawrócić, a to ich największy błąd. Jeśli się nie nawrócą i wciąż będą żyli w niewierze, mgła wróci a oni niedostana już drugiej szansy, gdyż jak pan powiedział, każdemu należy się szans, którą ludzie dostali od niego przez moje ręce, nie doceniając tylko dlatego, że najwidoczniej za łatwo przyszło a ja, mimo że zdaje sobie z tego sprawę, jak ślepy głupiec chce im pomagać, bo taka już moja natura w tym wszystkim zapominając o słowach pana. Muszę się uspokoić, muszę zebrać myśli, by nie popełnić błędu, to nie ja mam uratować ludzkość, to oni sami mając się nawrócić, by uratować swoich bliskich, moim zadaniem jest pomoc, reszta pozostaje w ich rękach.
- Masz racje, pan chce, aby to ludzkość nawróciła się poprzez modlitwę, a nie poprzez moją krew. Mam pomóc, a nie robić wszystkiego za nich, to jednak jest silniejsze ode mnie i nie potrafię tego kontrolować - Wyznałem, opierając swoją głowę na jego klatce.
- Tak wiem owieczko, jesteś aniołem i dla tego jesteś istotą dobrą, nieskalaną grzechem chcesz pomagać, bo taka już rola aniołów na szczęście masz mnie, a ja nie dam nikomu cię skrzywdzić. Obiecuje, że będę o ciebie dbał i dopilnuje, byś nie przesadzał. Jestem tu przy tobie po to, by cię wspierać i dbać o ciebie - Wyznał, głaszcząc mnie po rozpuszczonych włosach, które mimowolnie szurały po ziemi, chyba będę musiał poprosić męża, aby coś z nimi zrobił.
- Kocham cię - Wyznałem, ciesząc się, że jest przy mnie, gdyby nie on na pewno już bym się wykończył a ludzie i tak nie okazaliby mi za to wdzięczności.
- Ja ciebie też a teraz połóż się, na pewno wciąż jesteś jeszcze zmęczony - Polecił, idąc ze mną w stronę łóżka, z którego dopiero co wstałem, a mimo to posłusznie za nim szedłem, nie mając siły się kłócić ani z nim walczyć, byłem zmęczony i tego nawet ni dawało się ukryć.
- A może zrobiłbyś mi włosy, nim się położę? Na dworze jest trochę ciepło.. - Nie musiałem mówić nic więcej, Sorey ucieszył się z moich słów, całując mnie w czoło, wyciągając z plecaka grzebień.
- Dla ciebie wszystko, a nawet i więcej - Odpowiedział, po chwili zabierając się za czesanie i układanie moich włosów, z korzyścią dla dwóch stron, ja mimo wcześniejszej niechęci bardzo to polubiłem, a on ja zawsze relaksował się, przy tym robiąc to, co lubi aż dziwne, że nie zajmuje się włosami innych ludzi w ramach pracy, to na pewno przynosiłoby mu radość. - Gotowe - Sorey przerwał moje przemyślenia, patrząc na mnie z widoczny zadowoleniem. Mój mąż jak zawsze wykonał kawał dobrej roboty, z której nawet ja byłem bardzo zadowolony..
- Bardzo dziękuję - Ucałowałem jego usta, nim grzecznie położyłem się na łóżku, byłem wciąż osłabiony, ale już niesenny mimo to nie miałem na nic ochoty, kładąc głowę na klatce piersiowej męża, wpatrywałem się w okno, słuchając tekstu czytanego przez Soreya. Tak jak poprosiłem, tak też uczynił, czytając na głos tekst znajdujący się w książce, za co byłem mu wdzięczny, wciąż byłem zmęczony i nie miałem ochoty czytać, natomiast słuchać mogłem cały czas, nim znów zmógł mnie sen, niedający szans dalej walczyć z rzeczywistością.
Oczy otworzyłem wieczorem, nareszcie odczuwając pełne naładowanie sił, byłem wypoczęty, a moje ciało nie drżało po wpływem mojego ruchu, gdy podniosłem się powoli do siadu, dostrzegając męża i Alishe zerkających na mnie. Coś się stało? Znów ludzie pragnęli, bym się z nimi spotkał? Znów coś mnie omija z powodu mego zmęczenia? Irytujące uczucie, którego anioł nie powinny odczuwać, a mimo wszystko odczuwają. Czy tego chcemy, czy nie jesteśmy bardziej ludzcy, niż nam się wydaje.
- Wyspany? - Jako pierwszy odezwał się mój mąż, podchodząc do mnie, całując moje usta.
- Tak, wyspany. Coś się stało? - Zmieniłem temat. Czując, że coś jest nie tak, nie wiedziałem tylko co, a to nie mogę ukrywać, ale mnie martwiło.
- Tak, zastanawiamy się tylko co teraz zrobić, nie możesz wychodzić z zamku, ludzie wciąż chcą byś do nich przyszedł, niektórzy chcą tylko twojej krwi, obawiam się, że nie zrozumieli twoich słów - Wyznała Alisha. I tego właśnie się najbardziej bałem, nie zrozumieją a zło znów wróci. Na szczęście pan to przewidział i dał mi znać co powinienem w takiej sytuacji zrobić.
- Zbierz wszystkich ludzi w katerze jutro koło dwunastej, niech kapłan odprawi msze - Poprosiłem, patrzeć ze spokojem na twarz Alishy.
- Masz jakiś plan? - Zdumiona spojrzała na mnie chcąc wiedzieć coś więcej.
- Nie ja, nasz pan - To wystarczyło, aby Alisha kiwnęła głową wychodząc z pomieszczenia.
- Co chodzi co po głowie? - Tym razem odezwał się mój mąż.
- Zobaczysz jutro, gdy nadejdzie odpowiednia chwila. A teraz przepraszam pójdę się umyć zmarnowałem cały dzień na snie i teraz nie będę umiał spać całą noc - Odparłem, spokojnie kierując się w stronę łazienki, miałem znów mnóstwo energii z powodu czego wiedziałem jak ciężko będzie mi zasnąć, na szczęście mam książki, gdy mój mąż zaśnie ja będę czytał lub kto wie pójdę nad wodę w ogrodze królewskim i tam nocą jest bardzo przyjemnie, lub znów zasnę ze zmęczenia i ta opcja jest bardzo możliwa, gdy za bardzo będę się nudził jednocześnie stres, który zaczynam odczuwać może mi to uniemożliwić, może przynajmniej książki pozwolą mi nie myśleć o tym jak w bardzo złą stronę to wszystko idzie.

<Pasterzyku? C:>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz