Byłem załamany i coraz to bardziej żałowałam naszej decyzji, nie chciałem zostawiać dzieci, chociaż wiedziałem, że tak trzeba dla ich dobra i spokoju, dla ich szczęścia i bezpieczeństwa. Dlaczego więc z moich oczu płyną łzy, gdy myślę o tym, że za dwa dni odejdziemy bez nich? Zabrałem całą rodzinie do Azylu, nigdy nie przypuszczając, że będę musiał dwoje swoich dzieci pozostawić w tym miejscu, by ratować ludzi, mam gdzieś tych ludzi sami sobie na to zasłużyli.
Mikleo uspokój się, nie wypowiadaj takich słów, nie myśl o takich rzeczach. Jesteś wysłannikiem Boga i musisz mu służyć, weź teraz dwa wdechy i ogarnij, dostałeś misję i nie możesz jej zawalić.
Uspokajając się po kilku chwilach, wytarłem łzy spływające po moich oczach, poświęcając całą swoją uwagę na przygotowywaniu posiłku dla dwojga dzieci, tak wiem, Yuki nie musi jeść, ale lubi czasem towarzyszyć siostrze podczas jedzenia będąc jej wzorem. Czuję, że bez nas on będzie musiał jeść z nią, by nie przestała, że smutku robić nawet tego. Wiem, może za bardzo się przejmuje, ale to ja kilka miesięcy trzymałem ją pod sercem, to ja wydałem ją na świat w męczarniach, przecierając kobiece kształty, z którymi męczyłem się kilka miesięcy, to dziecko jest częścią mnie tak jak I Yuki, choć nie był naszym biologicznym dzieckiem, tak właśnie był przez nas traktowany, bo obojga kochamy, tak samo mocno..
- Aurora niechętnie, ale się zgodziła chyba naprawdę przestała mnie lubić - Nim się zorientowałem, do domu wrócił mój mąż, kładąc swoje dłonie na mojej tali, całując mnie w policzek. - Wszystko w porządku? - Dopytał, przecierając ostatnią łzę, która została mimowolnie na mojej twarzy.
- Tak, już wszystko w porządku - Wyznałem, pakując przygotowane przez mnie jedzenie do pojemniczków.
- Już? - Odwrócił mnie w swoją stronę, patrząc w moje oczy.
- Musiałem sobie ułożyć parę spraw w głowie i ułożyłem, nie musisz się niczym już martwić - Zapewniłem, całując go w policzek, uśmiechając się przy tym ciepło. Naprawdę wszystko było ze mną już dobrze, czasem zwykłe łzy przychodzą znienacka jak deszcz, po każdym jednak deszczu nastaje słońce i pojawia się tęcza ja, chociaż zestresowany i zmartwiony wiem, że i mi w końcu ulży, bo robię to nie tylko dla dobra ludzkości, ale i dla szczęścia naszych dzieci, które kiedyś same wyruszą w swoją podróż, jednak nim to nastąpi ja i ich tata musimy naprawić to, co się popsuło.
- Wiesz, że w tym wszystkim sam nie jesteś? - Spytał, gładząc mnie delikatnie po policzku.
- Wiem, zastanawiałem się równie nad tym, czy aby nie mógłbyś zostać tu z dziećmi, a ja sam wyruszyłbym w podróż - Zacząłem, od razu dostrzegając minę mojego męża.
- Nie ma mowy, nasze dzieci tu są bezpieczne, ty tam nie będziesz, muszę być przy tobie, aby być pewnym, że nic ci się nie stanie - Wyjaśnił.
- Ale dzieci... - Chciałem coś powiedzieć, na co mi nie pozwoli, zamykając usta pocałunkiem.
- Dzieci są tu bezpieczne, nic im nie grozi a ty, jeśli pójdziesz sam i nie wrócisz, nie wybaczę sobie tego. I nie, razem te, ich nie osierocimy, wrócimy do domu razem, bo mamy wspólnie siłę, której nie mamy, gdy jesteśmy rozdzieleni - Wyznał, mocno przytulając mnie do siebie.
- Dobrze, pójdziemy razem - Zgodziłem się, na chwilę chowając twarz w jego ramionach, chowając się przed światem o całym tymi problemami, które nas dotykają.
Kolejne godziny bez dzieci spędziliśmy na spokojnych rozmowach dotyczących przede wszystkim ratowania ludzkości i podróży teraz to bardzo ważny temat, który musieliśmy przedyskutować, nim wytyczymy.
- Pójdę po małą - Sorey zmienił temat, uświadamiając sobie, że nadszedł czas odebrania naszego dziecka z zajęć. Yuki jeszcze ma dwie godziny, ale on już sam może wrócić, nie potrzebując do tego naszego towarzystwa.
- Idź, ja zrobię obiad - Zgodziłem się z nim, zabierając się za przygotowanie posiłku dla całej naszej rodziny..
Dwa dni minęły jak jeden dzień, a w czasie tym byliśmy cali dla naszych dzieci, nim zostanie się nam z nimi pożegnać.
Wstając o świcie, przygotowując posiłek na naszą podróż, myślałem o pożegnaniu, wciąż nie wiedząc jak to zrobić. Czy zwykłe do widzenia widzimy się niedługo, wystarczy? Co mam powiedzieć? Sam nie wiem, oby coś przyszło mi do głowy.
- Wcześnie wstałeś - Mój mąż pojawiający się w kuchni przytulił się do mnie, całując w policzek.
- Chce przygotować prowiant na naszą podróż i śniadanie dla ciebie, kubek zasypany ziarnkami kawy zalej tylko sobie gorącą wodą - Odpowiedziałem, wskazując na przedmiot stojący na blacie.
- Dobrze - Kiwnął posłusznie głową, odsuwając się ode mnie . - Kiedy wyruszamy? - Dopytał po chwili, gdy po kuchni rozszedł się piękny zapach zalanej wrzątkiem kawy.
- Jak najszybciej, dzieci obudzą się, zjemy wspólnie posiłek i pójdziemy, zróbmy to szybko, nie dam rady się z nimi długo żegnać - Wyznałem, już czując, jak pęka mi serce, na myśl o pożegnaniu się z moimi małymi pociechami.
<Pasterzyku? C:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz