czwartek, 14 lipca 2022

Od Mikleo CD Soreya

 Rozmowa z Aurorą nie była ani trochę prosta, dziewczyna chciała wiedzieć wszystko z resztą nie tylko ona. Starsi, których zaprosiła bez wczesnego poinformowania mnie, również o wszystko wypytali, w tamtej sytuacji dość szybko zrozumiałem, dlaczego nie chciała, aby mój mąż przy tym był. Zawsze potrafił się postawić, mówiąc to, co myśli, kiedy to ja nie byłem w stanie tego uczynić. Dlatego to ja, a nie on teraz debatuje ze starszymi serafinami.
Zmęczony i wręcz zdołowany tą rozmowo przyszedłem do domu, gdzie czekał mnie ciąg dalszy przesłuchania, to dopiero cudowne zakończenie dnia.
- Więc okazuje się, że tylko moja krew potrafi uzdrawiać ludzi przemienionych w kamień - Zacząłem, siadając na kanapie, ciężko przy tym wzdychając.
- Jak to tylko twoja? - Spytał, zdumiony niczego nie rozumiejąc, cóż ja też nie rozumiałem, dopóki ktoś z nich mi tego nie wyjaśnił.
- Moja krew może uleczyć ludzi, ponieważ to wirus, nie do końca pojmuje, o co im chodziło, twierdzą tylko, że moja krew ma specjalne działanie może uleczyć lub zabić a wszystko to dlatego, że byłem kiedyś człowiekiem. Dlatego tylko ja mogę uleczyć tych wszystkich ludzi - Wyjaśniłem, mówiąc mu wszystko, co mi powiedzieli, niczego nie zatajając, a przynajmniej nie specjalnie przypadkiem zawsze mogłem coś pominąć.
- Czyli chcesz mi powiedzieć, że tylko ty jesteś w stanie uratować skamieniałe posągi będące dawniej ludźmi swoją krwią? Nie mów mi tylko. Proszę, że chcesz to zrobić, nie jesteś przecież w stanie każdego przemienić, nie starczy ci na to krwi - Zmartwiony zaczął mówić, kładąc dłonie na moich policzkach, zmuszając mnie do spojrzenia w jego oczy.
- Oczywiście, że nie to zbyt ryzykowne nie mogę z tego powodu was stracić. Nie wiem tylko jak inaczej im pomóc, żaden inny anioł nie jest w stanie tego uczynić, a bez naszej pomocy oni już zawsze będą tym, czym są - Wyznałem, naprawdę nie chcąc poświęcać swojego życia dla innych, mam rodzinę i muszę o nią dbać, nie mogę poświęcić się dla ludzi, którzy na to nie zasługują, poświęcając tym samym swoją rodzinę, która jest dla mnie najważniejsza.
- Miki, spokojnie razem coś wymyślimy, obiecuje ci, a na razie chodźmy już spać - Poprosił, całując delikatnie moje usta.
- Masz racje, idź już do łóżka, zaraz dołączę, tylko wezmę szybką kąpiel dobrze? - Na moje słowa kiwnął delikatnie głową, idąc do naszej sypialni, pozwalając mi spokojnie zażyć kąpieli, nim do niego przyjdę.
Kąpiel jednak przedłużyła się więc gdy tylko wróciłem do męża ten już spał, po cichu, by go nie budzić, położyłem się obok, wtulając w jego ciało, zamykając oczy, myśląc jeszcze przez chwile o ratowaniu ludzi, nim zasnąłem zmęczony.

Dnia następnego obudziłem się jako pierwszy bladym świtem, nie mogąc już spać, zabierając się do dziennej rutyny takiej jak umycie się, przebranie, drobne porządku i posiłek dla najbliższych przez cały czas myśląc o wczorajszej rozmowie z Aurorą. Nie mogąc się tego pozbyć, postanowiłem udać się na trening mający na celu, chociaż na chwile pozwolić mi nie myśleć, nim jednak wyszedłem, pozostawiłem mężowi karteczkę, która miała go uspokoić, nie ma w końcu, o co się martwić, nic mi nie jest i nie będzie to tylko krótki trening, nawet nie zauważy, kiedy wrócę do domu.
Z treningu wróciłem troszeczkę pobijany, co naprawdę wcale a wcale mi nie przeszkadzało, musiałem wyrzucić z siebie wszystkie negatywne emocje, by nie odbiły się one na rodzinie.
- Mikleo? - Zawołał mój mąż, słysząc dźwięk otwieranych się drzwi do domu.
- Tak, to ja - Odpowiedziałem krótko, po chwili dostrzegając męża wychodzącego z kuchni.
- Rany co ci się stało? - Zmartwiony, uważnie mi się przyjrzał, jedną z rąk odkrywając moją bluzkę dostrzegając tym samym posiniaczony brzuch.
- Nic wielkiego to tylko trening - Przyznałem, wchodząc głębiej do domu. - Gdzie dzieci? - Dopytałem po chwili, nigdzie ich nie widząc.
- Na zajęciach dla młodych serafinów ponoć tu to całkiem normalne - Wyjaśnił, idąc za mną do kanapy.
- To dobrze, przyda im się trochę rozrywki - Kiwnąłem głową, siadając powoli na kanapie.
- Po co ci był ten trening? - Usłyszałem po chwili zmartwiony głos męża.
- Bo za dużo myślę, chce pomóc tym ludziom, ale nie wiem, jak nie chcąc się zadręczać, poszedłem a trening żaby nie myśleć - Przyznałem, wszystko mówiąc zgodnie z prawdą i własnym sumieniem.

<Pasterzyku? C:>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz