Patrzyłem na okładki i ich tytuły z lekką odrazą i urazą do Samuela, że chciał, abym mu je przetłumaczył. Czy on robił ze mnie idiotę, czy to był naprawdę przypadek, że akurat książki o takiej tematyce wpadły w jego ręce? Nie wiedziałem, jak mam odbierać tę cała sytuację, czyżby już zapomniał, kim jestem? A może chciał mnie sprowokować? Wątpiłem, chłopak zbyt bał się o swoją matkę, więc chyba zostało mi myśleć, że to tylko głupi zbieg okoliczności. Czy postąpiłby tak samo, nie wiedząc o mojej prawdziwej naturze? Nie mam pojęcia. Mimo to nic nie usprawiedliwia jego kłamstwa. Nie wierzyłem, że od tak sobie znalazł podobne książki. Nie tylko sam się wydał, kiedy zmienił raptownie ton głosu, ale takie książki nie walają się w pierwszym lepszym miejscu. Mimo wszystko mają powodzenie, gdyż „chronią” one zwykłych ludzi przed Wygnańcami. Ostatni raz spojrzałem na chłopaka, koniec końców decydując się na przyjęcie tej sytuacji spokojnie i swobodnie, oraz ignorując jego zachowanie. Kto mógł mu dać coś podobnego? Każdy, a poza tym nie musiało mnie to interesować. Tylko… czy on naprawdę nie wiedział o czym one były? Nie mógł zapytać? Czułem się tą myślą zdołowany, ale zachowałem na twarzy kamienną minę.
- Zacznijmy od tej – wziąłem do ręki czarną księgę ze złotymi literami. Nauka o Wygnańcach była jedynym przedmiotem, którego nie chciałem nauczać, więc nie znałem też za dużo podręczników na ten temat (w sumie to żadnych), temu też nie miałem pojęcia, co mnie czeka podczas tłumaczenia. Miałem tylko nadzieje, że nie wrzucę ich do ogniska, bo od samych tytułów miałem ochotę je podrzeć.
Otworzyłem pierwszą książkę i zacząłem tłumaczyć łacinę, która była moim konikiem. Ogólnie książka mówiła o Wygnańcach, kim są, czym się zajmują, jak wyglądają i takie tam podobne rzeczy. Najpierw kim są pradawni i nowożytni, czym się różnią, a potem następowały dokładne opisy każdej rasy. Bogowie, serafiny, smoki, libry i druidzi, którzy należeli do pierwszej grupy, byli opisani dość zdawkowo i krótko. Jeśli zaś chodziło o drugą grupę, anioły, demony, zmiennokształtni, wampiry,wilkołaki, kotołaki, nekromanci, elfy, chimery, kitsune, czarodzieje, wendigo i hybrydy, byli opisani dość szczegółowo. Tłumaczyłem wszystko dość szybko, może nie zdanie po zdaniu, ale przedstawiałem chłopakowi ‘najciekawsze’ momenty. Tłumaczenie tej lektury zajęło mi dość sporo czasu, ale czułem wielką ciekawość co do drugiego egzemplarza, dlatego postanowiłem tego nie odkładać na następny dzień, ale załatwić to teraz.
Wziąłem do ręki drugą księgę. Jej ciemna okładka z pochodnią i mieczem nie wyglądała zachęcająco, przynajmniej dla mnie. Już od samego tytułu mogłem się domyślać, że będzie przedstawiać, jak nas mordować, ale zacisnąłem zęby i ją otworzyłem.
- Anioły, demony, bogowie i inne nadnaturalne istoty towarzyszą nam od wielu lat, dzięki czemu ludzie mieli wystarczająco czasu, aby ich obserwować i zapisać informacje, jak z nimi walczyć – przeczytałem wstęp i zerknąłem na Samuela, patrzył się na okładkę, unikał mojego wzroku. Postanowiłem dokończyć tłumaczenie języka hebrajskiego, z nadzieją, że kiedy usłyszy o czym jest księga, poczuje się bardzo głupio, że kazał mi je tłumaczyć.
Bogów bardzo łatwo zdemaskować, ich poczucie wyższości i odpowiednie słowa sprawią, że zechcą pokazać, co potrafią, na Serafin idealnie działał miecz wykuty w oddechu smoka, a same smoki nie mogły długo przebywać w ludzkim ciele, najłatwiej je otruć i tak dalej. Na chwilę zatrzymałem się, kiedy pojawiła się moja rasa. Co takiego autor mógł napisać o hybrydach? Jesteśmy tacy różni…
- Hybryda, która różni się od chimery tym, że jest pół człowiekiem, łatwo je zabić. W zależności od zwierzęcia, z jakim są połączeniu, będą działać różne metody. Pół królika wystraszysz, lwa zwabisz dobrze przyrządzonym mięsem, na kopytne dobrze działa trucizna w wodzie, a lisy… - tu na chwilę zamilkłem i spojrzałem na chłopaka, nie zmienił pozycji, jakby zamienił się w kamień. Westchnąłem, odchrząknąłem i mówiłem, tym razem nieco głośniej. - Te chytre stworzenie najlepiej zastrzelić, nie należy walczyć z nimi wręcz. Musi to być jeden, udany strzał – położyłem książkę na kolanach, zamykając ją. - Starczy, czy dalej czytać? - zapytałem spokojnym i pozbawionym emocji głosem, w końcu nie będę mu pokazywał, jak bardzo czułem się urażony, a nawet poniżony. Dopiero wtedy chłopak zdecydował się podnieść głowę i spojrzeć na mnie, zerknął za okno i pokiwał głową.
- Owszem – powiedział cicho. - Już dużo czasu mi poświęciłeś, bardzo dziękuje – dodał i wstał z ziemi, zbierając książki i odkładając je na półkę. Także wstałem, mając zamiar wyjść.
- Mam nadzieję, że ta nauka w jakiś sposób przyda ci się w życiu – powiedziałem całkowicie nie szczerze, posłałem mu obojętne spojrzenie i ruszyłem do drzwi. Nim jednak dotknąłem klamki, w progu pojawiła się starsza kobieta. Uśmiechała się do mnie miło.
- Nie chciałam przeszkadzać – odezwała się matka Samuela. - Ale zrobiłam obiad, może pan zostanie? - zaproponowała. Delikatnie się uśmiechnąłem do kobiety.
- To bardzo miłe z pani strony, ale chyba powinienem wracać – stwierdziłem.
- Proszę zostać, zrobiłam mój specjał, będzie pa zachwycony – przekonywała, a ja nie miałem serca odmówić staruszce, kiedy tak miło prosiła. Po za tym byłem dość głodny po ‘lekcji’, dlatego w końcu pokiwałem głową, zgadzając się. - Ciesze się, chodźcie na dół – po tych słowach odwróciła się plecami i wyszła z pokoju, a ja odwróciłem się do chłopaka.
- Masz bardzo miłą mamę – stwierdziłem znowu z kamienną miną. Chłopak mi przytaknął, po czym oboje zeszliśmy po schodach, aby kobieta nie musiała czekać. Obiad składał się z pysznej kury i ziemniaków, nie żałowałem, że tu zostałem, przynajmniej na obiad.
<Samuel? Wracamy do pisania>
Liczba słów: 869
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz