Jego słowa wywołały we mnie dziwny, nieznany dotąd ból w okolicach klatki piersiowej. Jakbym w jednym momencie otrzymała mocne dźgnięcie ostrzem w tym właśnie miejscu. Część zdania “nie powinniśmy się spotykać” zaczęła w tym momencie echem rozbrzmiewać w mojej głowie i powoli przeistaczać w ostrzejszą wersję pt.: “nie chcę cię znać”. Z mojego gardła wydostało się jedynie ciche “rozumiem”, by nie przedłużać tej niezręcznej ciszy i pozostawiać go bez reakcji. Gdyby nie moja do perfekcji opanowana umiejętność ukrywania emocji, zapewne w mych oczach pojawiłyby się szklanki Jak się okazało zaledwie po kilku sekundach, lepsze wytłumaczenie tego zdania otrzymałam w drugiej wypowiedzi mężczyzny, który… Martwił się o mnie? Osobę, która przez masę morderstw których dokonała w swym życiu, praktycznie nie ma prawa bytu na tym świecie?
Uniosłam na niego spojrzenie i zrobiłam krok w jego stronę, otwierając już usta by coś powiedzieć, gdy w tym momencie przerwał mi grzmot za oknem. “Przeklęta burza…” - powiedziałam do siebie w myślach. Mimo wszystko zbliżyłam się i zatrzymałam jakiś metr, może półtora naprzeciw niego. Uniosłam swoje spojrzenie na jego osobę, czując, jak coś się we mnie łamie. W końcu wydusiłam z siebie coś, czego w życiu bym się po sobie nie spodziewała.
– Gdybym miała spędzić swoje ostatnie dni przed skazaniem w Twoim towarzystwie, mogłabym później umrzeć z uśmiechem na ustach – powiedziałam, wciąż utrzymując z nim kontakt wzrokowy. Chociaż jego wcześniejsze słowa jeszcze trochę “bolały”, uniosłam delikatnie kąciki swoich ust. Uśmiechnęłam się szczerze.
– Właśnie w tym problem, Add. Nie chcę, żeby coś Ci się stało.
– Jestem zabójcą Keith… Jak możesz martwić się o życie kogoś takiego jak ja? – Mój wzrok powędrował trochę niżej, a z ust wydostało się ciche westchnięcie.
– Uratowałaś moje życie, prawda? To jest jakiś krok w dobrą stronę. – Uniósł delikatnie mój podróbek, bym na nowo nawiązała z nim kontakt wzrokowy. Na jego ustach pojawił się również cień ciepłego uśmiechu.
– Bycie wygnańcem jest naprawdę ciężkie. – Wbiłam w niego spojrzenie swoich ametystowych oczu. – Czasami chciałabym być zwykłym człowiekiem i doświadczać tego, czego w aktualnej postaci nie mogę – dodałam szczerze.
Tym razem to mężczyźnie przerwał grzmot za oknem w kontynuacji rozmowy. Pokiwał zrezygnowany głową, spoglądając na okno. Również spojrzałam w tamtą stronę. Nie były to dogodne warunki do prowadzenia konwersacji.
– Jutro rano dokończymy tę rozmowę. W tym miejscu nie można prowadzić zbyt głośnych konwersacji. – Westchnął cicho. – A te ściany mogą przepuścić wszystko na zewnątrz – zauważył słusznie, na co skinęłam głową.
W pierwszej kolejności ja - za namową Keith’a - poszłam ogarnąć się do łazienki. Postanowiłam wziąć szybką kąpiel po tym okropnie męczącym dniu. Uwinęłam się ze wszystkim w jakieś dwadzieścia minut, by po tym czasie wyjść na zewnątrz w luźnej koszuli nocnej. Życie jakie wiodłam wymagało ode mnie noszenia przy sobie torby z najpotrzebniejszymi rzeczami, w tym ubraniami. Nie brakowało mi pieniędzy, więc jeśli nie zatrzymywałam się w jakimś miejscu na dłuższy okres czasu i nie miałam możliwości wyprania ciuchów, zwyczajnie zastąpiałam te brudne nowymi. Głupie marnotrawstwo, ale nic na to nie poradzę.
– Teraz Ty – powiedziałam krótko, rzucając swoje ubrania na krzesło obok wybranego mi łóżka. Ciemnowłosy skinął jedynie głową i ruszył do łazienki. Jak mogłam się spodziewać - toaletka nocna zajęła mu o połowę mniej czasu niż mi. W tym czasie próbowałam przekonać do siebie psa Keith'a, jednak (jak można było się spodziewać) niezbyt mi to wychodziło.
W przeciągu kolejnych kilkunastu minut zarówno ja, jak i mój towarzysz znaleźliśmy się w swoich łóżkach. Szczerze mówiąc nie przepadałam za mrokiem, szczególnie gdy chciałam spokojnie się wyspać. Miało to związek z opóźnionym czasem reakcji w przypadku ewentualnego napadu. "Przesadzasz… Na pewno nikt się nie zorientował…".
Przeniosłam w pewnym momencie wzrok na chłopaka, który nagle postanowił podnieść się i podejść do okna, na którym deszcz z resztą wciąż nakreślał przeróżne ślady. Rzuciłam mu pytające spojrzenie, by ostatecznie jednak pójść w jego ślady i również wyjść z ciepłego łóżka. "Mogło się coś stać, ale… to idealna okazja. Zapytam teraz, albo nigdy nie zbiorę w sobie tyle odwagi, by chociaż raz zawalczyć o inną osobę… Jego uścisk w tamtym momencie, był zbyt ciepły. Czuję coś… coś dziwnego… I na pewno nie chcę tego stracić" - przemknęło mi przez myśl.
– Keith… Mam małą prośbę. – Stanęłam za nim, wpatrując się od tyłu w kosmyki jego kruczych włosów. Nie czekając na żadną reakcję z jego strony, odetchnęłam i dokończyłam: - Jeśli nasze drogi mają się rozejść, chciałabym przynajmniej jutro spędzić z Tobą dzień! – Zdawałam sobie sprawę, że moje słowa brzmiały bardzo egoistycznie, jednak powiedzenie "Teraz albo nigdy" zbyt mocno w tym momencie mnie zmotywowało. Po tej wypowiedzi jedynie w okazjonalnie pojawiających się na niebie błyskawicach można było dostrzec standardowe zaczerwienienie na mojej twarzy.
<Keith? (≧▽≦)>
Liczba słów: 757
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz