Siedząc w biurze, wpatrywałem się w otwarte okno, rozmyślając troszeczkę nad przeszłością, a nawet nad przeszłością. Jednak przede wszystkim myślałem o moim synku dziedzicu korony, gdy umrę, to on będzie następcą. Zapewne mój ojciec, gdyby żył nie zgodziłby się na to, w końcu Victor nie do końca jest człowiekiem, jednakże jest, moim synem i tylko to jest ważne. Na razie ojciec żyje, ale gdy ja kiedyś przejmę władzę, go już dawno tu nie będzie. Mam tylko nadzieję, że pośmiertnie nie postanowi się wrócić na ziemię, pal licho go wie, co mu do głowy przyjdzie.
Zamyślony nawet nie wiem, kiedy do pomieszczenia weszła moja służąca, młodziutka Sareth pukała? Nie wiem, zamyślony nawet tego nie dostrzegłem.
- Wasza wysokość - Słysząc jej głos, odwróciłem się w stronę biurka, tym samym odwracając się w stronę stojącej przed nim dziewczyny. - Nadciągają kłopoty - Podając mi list czekała spokojnie aż go otworze. W pierwszym momencie myślałem, że nie daj bóg, coś stało się mojemu dziecku, później jednak po otworzeniu koperty zrozumiałem, że to nie o mojego syna chodzi a o tron ojca. Niby oczywiste każdy chcice przejąć tron mojego ojca ten jednak nie chce, pozwolić na to nie wspominając już, o tym, że jego własny syn nie może się do niego zbliżyć. Zbliżyć do tronu, który dziedziczy przez krew, a jednocześnie traci przez zdradę na własnym ojcu. Tak jestem świadom, że to przez matkę Victora jest do mnie tak nieufnie nastawiony, boi się, że znów wpadnę w bliskie relacje z wygnańcami, a wtedy zapanuje wieczny mrok. Ja jednak uważam inaczej, gdybyśmy żyli z nimi w zgodzie, już dawno zakończyłyby się wszystkie nasze problemy.
Czytając list, bawiłem się w drugiej dłoni uszami psiaka, który przez cały czas spał na moich kolanach. Cóż więc trzeba być ostrożnym, muszę skupić więcej uwagi na to, co dzieje się wokół mnie a co najważniejsze na ojca, któremu powoli zaczyna uderzać na głowę. Co gorsza, nie wiem, czy to przyczyna starości, czy głupoty.
W milczeniu odkładam list na biurko, stukając palcami o niego, zastanawiając się nad sytuacją, w której zostałem, postawiony. To nie tak, że nie wiem co teraz zrobić, po prostu trzeba na spokojnie to przetrawić sprawa w jakimś stopniu może stać się poważna, jeśli w odpowiednim momencie się nie zareaguje.
Teraz tylko na spokojnie przemyśleć sobie muszę, co powinienem dalej zrobić. Poinformować ojca? O nie to nie możliwe ten od razy wpadłby w szał, co gorsza nastałoby duże zamieszanie, którego wolałbym jednak mimo wszystko uniknąć.
Nie ma potrzeby zawczasu panikować, coś na spokojnie się wymyśli tylko potrzeba ku temu czasu. Aby reakcja też nie była zbyt szybka, a do tego nieprzemyślana.
- Co wasza wysokość chce zrobić w tej sytuacji? - Spytała, bez ruchu wpatrując się we mnie z uwagą w oczach, czekając zapewne na jakiś plan działania, którego się nie podjąłem i nie podejmę na tę chwilę.
- W tej chwili zupełnie nic - Wygasiłem, skutecznie jej zapędy do rozmyślania o Bóg wie czym, aby nie zaczęła za dużo sobie wyobrażać. Jest młoda i ambitna jednakże jest również bardzo zaborcza i gotowa do walki czego ja sam wolałbym uniknąć, nie taka rola króla jest, aby walczyć a każdym nie jeden raz pokojowe spotkane załagodziło sytuację. Tym razem nie wybuchła, przecież żadna wojna problemem jest tylko tron.
- Wasza wysokość, bardzo szanuje, jednakże nie wiem, czy to rozsądne - Zauważyła, nie wiedząc jak do mnie dotrzeć, by nie urazić przypadkiem.
- Muszę, spotka się z kilkoma ludźmi, aby w razie czego, chronić królestwo tym jednak zajmę się jutro, na dziś masz wolne. Możesz, robić co chcesz, tylko pamiętaj bez łamania zasad - Upomniałem ją, wiedząc, że takowe łamać lubi.
<Panienko? xD>
Zamyślony nawet nie wiem, kiedy do pomieszczenia weszła moja służąca, młodziutka Sareth pukała? Nie wiem, zamyślony nawet tego nie dostrzegłem.
- Wasza wysokość - Słysząc jej głos, odwróciłem się w stronę biurka, tym samym odwracając się w stronę stojącej przed nim dziewczyny. - Nadciągają kłopoty - Podając mi list czekała spokojnie aż go otworze. W pierwszym momencie myślałem, że nie daj bóg, coś stało się mojemu dziecku, później jednak po otworzeniu koperty zrozumiałem, że to nie o mojego syna chodzi a o tron ojca. Niby oczywiste każdy chcice przejąć tron mojego ojca ten jednak nie chce, pozwolić na to nie wspominając już, o tym, że jego własny syn nie może się do niego zbliżyć. Zbliżyć do tronu, który dziedziczy przez krew, a jednocześnie traci przez zdradę na własnym ojcu. Tak jestem świadom, że to przez matkę Victora jest do mnie tak nieufnie nastawiony, boi się, że znów wpadnę w bliskie relacje z wygnańcami, a wtedy zapanuje wieczny mrok. Ja jednak uważam inaczej, gdybyśmy żyli z nimi w zgodzie, już dawno zakończyłyby się wszystkie nasze problemy.
Czytając list, bawiłem się w drugiej dłoni uszami psiaka, który przez cały czas spał na moich kolanach. Cóż więc trzeba być ostrożnym, muszę skupić więcej uwagi na to, co dzieje się wokół mnie a co najważniejsze na ojca, któremu powoli zaczyna uderzać na głowę. Co gorsza, nie wiem, czy to przyczyna starości, czy głupoty.
W milczeniu odkładam list na biurko, stukając palcami o niego, zastanawiając się nad sytuacją, w której zostałem, postawiony. To nie tak, że nie wiem co teraz zrobić, po prostu trzeba na spokojnie to przetrawić sprawa w jakimś stopniu może stać się poważna, jeśli w odpowiednim momencie się nie zareaguje.
Teraz tylko na spokojnie przemyśleć sobie muszę, co powinienem dalej zrobić. Poinformować ojca? O nie to nie możliwe ten od razy wpadłby w szał, co gorsza nastałoby duże zamieszanie, którego wolałbym jednak mimo wszystko uniknąć.
Nie ma potrzeby zawczasu panikować, coś na spokojnie się wymyśli tylko potrzeba ku temu czasu. Aby reakcja też nie była zbyt szybka, a do tego nieprzemyślana.
- Co wasza wysokość chce zrobić w tej sytuacji? - Spytała, bez ruchu wpatrując się we mnie z uwagą w oczach, czekając zapewne na jakiś plan działania, którego się nie podjąłem i nie podejmę na tę chwilę.
- W tej chwili zupełnie nic - Wygasiłem, skutecznie jej zapędy do rozmyślania o Bóg wie czym, aby nie zaczęła za dużo sobie wyobrażać. Jest młoda i ambitna jednakże jest również bardzo zaborcza i gotowa do walki czego ja sam wolałbym uniknąć, nie taka rola króla jest, aby walczyć a każdym nie jeden raz pokojowe spotkane załagodziło sytuację. Tym razem nie wybuchła, przecież żadna wojna problemem jest tylko tron.
- Wasza wysokość, bardzo szanuje, jednakże nie wiem, czy to rozsądne - Zauważyła, nie wiedząc jak do mnie dotrzeć, by nie urazić przypadkiem.
- Muszę, spotka się z kilkoma ludźmi, aby w razie czego, chronić królestwo tym jednak zajmę się jutro, na dziś masz wolne. Możesz, robić co chcesz, tylko pamiętaj bez łamania zasad - Upomniałem ją, wiedząc, że takowe łamać lubi.
<Panienko? xD>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz