piątek, 30 sierpnia 2019

Od Victora CD Yuri'ego

W sumie byłem, głodny dlatego postanowiłem szybko zejść na dół, na chwilę zapominając o okropnej burzy, która śmiała znaleźć się na moim terenie, w moje uderzać i na moje padać. Dostała ona w ogóle na to zgodę? Nie. Więc do chuja wafla, dlaczego mnie nie słucha i moje tyka. Jebana pańcia się z nieba wzięła, nos wystawiła i gwiazdorzy. A mogłaby tak zamknąć swój pysk i pozwolić takim ludziom jak ja żyć w błogosławionym spokoju, bez jakiś pieprzonych grzmotów. No amen i alleluja.
Tak więc wafel kafel wściekły wszedłem do jadalni, starając się przed moją kochaną ciotunią ukryć mojego Focha na burze. Jestem kurcze niesamowity, obrażam się za burze, naprawdę nagroda debila dla mnie poproszę.
- Witajcie - Moja ciotka z uśmiechem na twarzy przywitała nas, ciesząc się jak głupi do sera. Co za kobita lepiej niech ona paczy czy aby burza jej w okno nie wdupi, bo będzie kolorowo, a ja na pewno nie pomogę, w naprawię tego zamożnego burdelu.
Co jak co ale rączki to ja za piękne do pracy fizycznej mam.
- Witam - Ukłoniłem się delikatnie, dając tym samym poszanowanie, dziękując za przyjęcie nas w swoje skromne progi, które mogłyby być bardziej strome, gdyby za oknem nie nadupiało żabami. Burza żab za oknem armagedon jest blisko.
- Victor, mam dziś zaiście doskonały pomysł na twój trening, z powodu pogodny, która nie jest zbyt, sympatyczna potrenujemy sobie czytanie w bibliotece - Odparła, na co z jednej strony bardzo się ucieszyłem, a z drugiej poczułem znudzenie. No bo czytanie to nie jest wyczyn każdy człowie.... Stop dobra w tych czasach nie każdy człowiek potrafi czytać i pisać. Więc jestem wyjątkowy, jestem kurcze zajebisty.
Westchnąłem cicho, kręcąc nosem, woląc mieć po prostu wolne, Kurde czy jeden raz w życiu, to znaczy w tym chuj zajebistym domu, królestwie zwał jak zwał dom to dom.
- A możemy nie? -Spytałem, unoszą jedną brew. Błagalnie wpatrując się w ciotkę, nie mając ochoty czytać czy też pisać. Dziś mam na to serdecznie wywalone, czy nie przekonać ponownie w myślach.
- A, a rozumiem, chcesz się pobawić - Uśmiechnęła się do mnie promiennie, na co spojrzałem na nią lekko zaskoczony, a i przy okazji spłoszony bojąc się śmiertelnie. Tego, co może tej kobicie do głowy wpaść. Ona jest nieprzewidywalna.
- Co masz na myśli? - Zapytałem, aby upewnić się, że jej pomysł mnie nie zabije.
Kobieta uśmiechnęła się do mnie, wręcz promiennie. Wstając od stołu, podchodząc do mnie, chwytając moje policzki, delikatnie je uderzając.
- Jeśli nie chcesz słońce czytać ani pisać pójdziemy sobie na dwór, gdzie potrenujesz na deszczu - Po tych słowach aż zrobiło mi się mokro przysłowiowo w spodniach.
O kurwa, czy ona każe mi iść na żaby? Porąbało ją? Pierdole nie robię, nigdzie nie idę.
- Co? Ty chyba zwariowałaś wszystko wszystkim, ale na te żaby nie wyjdę - Mruknąłem, pusząc się jak małe dziecko, któremu zabrano zabawkę lub słodycze, na co ciotka zaśmiała się, puszczając moje policzki, tym samym odchodząc od nas, wracając do stołu. Co jak co ale klasę to ona kurczę ma.
- Wasz na słowa mój synu lepiej rób, co ci karzę, bo możesz źle na tym skończyć - Ostrzegła, a ja wiedziałem już, że nie ma żartów, muszę kurczę zacisnąć dupę i wyjść na ten dwór chowając swoją dumę do kieszeni, dupy jak kto woli wszystko mi jedno, z tą kobietą żartów, żarcików nie ma. Jeszcze zje mnie, gdy pójdę spać.
Zagryzłem więc zęby, grzecznie podchodząc do stołu, sadzając swoją dupę na krześle, w milczeniu jedząc swój posiłek, w myślach marząc, aby burza przeszła, lub lepiej bym udławił się jedzeniem i kurwa umarł, wtedy na pewno da mi święty spokój.
Niestety bóg nie chciał być łaskawy i niestety nie dość, że żaby dalej leciały, to jeszcze nie udało mi się udławić to na pewno jakieś zrządzenie losu, świat chce wypiąć w moją stronę dupę, pragnąc, abym go serdecznie w nią pocałował.
Jego niedoczekanie kurczę nie cmoknę go, nawet jeśli stracę własną dumę i honor.
- To, co idziemy? - Ciotka wzięła, parasolkę ciągnąc i mnie i czarnowłosego mego druha jedynego za sobą, gdzie grzmiało i lało, jak ja cię proszę.
- To ma być, przepraszam jakaś kara? - Spytałem, gdy staliśmy na schodach, tak naprawdę dzielił nas jeden schodek od mokrej trawy i zimnego nieprzyjemnego deszczu, który nigdy nie będzie moim przyjacielem, bo nawet gdybym tego bardzo chciał, nie dam cmoknąć się w dupę.
- Dzięki temu, czego się boisz, odkryjesz swoje prawdziwe ja, będziesz umiał okiełznać swoją moc, a wtedy będziesz mógł iść o krok dalej, na razie stoją w miejscu - Wyjaśniła, wręcz wykopując mnie na te deszcz. Wystraszony spojrzałem w niebo, przełykając głośno ślinę, bojąc się jak małe dziecko czegoś takiego jak burza. Niby nic specjalnego, a jednak kurczę cykam się tego tak trochę. I mogę być nazwany w tej chwili pindzią, ale nie wykrzeszę z siebie ani ćwiartki mocy kontrolowanej co najwyżej mogę wszystko, zacząć zamrażać nie kontrolując tego.
Odwróciłem się w ich stronę, cały przemoczony patrząc na ciotkę, zastanawiając się, jaki cud musi się wydarzyć, aby pozwoliła mi wrócić do domu.

<Yuri? Z humorkiem tak troszeczkę xD >
818

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz