czwartek, 8 sierpnia 2019

Od Keitha CD Kousuke

Zmarszczyłem brwi na jego słowa. Czy on jest idiotą? Tak bardzo chciałem zadać mu to pytanie, ale się powstrzymałem, takim idiotą nie jestem. On zdawał sobie w ogóle sprawę z tego, że mi taki jeden wypad do miasta całkowicie wystarcza, by móc na niego donieść i być wolnym? Musiał, nie wydawało mi się, by był aż takim imbecylem, więc dlaczego tak postępował. I co miał na myśli, wspominając o mojej przeszłości? Mogłem się tylko domyślać, że miał na myśli skrzywdzenie kogoś mi bliskiego, ale o nikim takim mu nie wspominałem, więc skąd mógłby wiedzieć o Pidge? Gdyby coś jej zrobił, w życiu bym sobie tego nie wybaczył.
- Co masz na myśli? – spytałem, odsuwając twarz od jego dłoni. Zauważyłem, że ostatnio upodobał sobie molestowanie mojego policzka, na moje nieszczęście. 
- O tym powinieneś najlepiej wiedzieć – uniósł wargi w złośliwym uśmiechu. – Na twoim miejscu doceniłbym mój dobry humor i skorzystał z wolnego czasu.
Ku mojej uldze, puścił mój kark i odsunął się ode mnie. Zmierzyłem go jeszcze raz niepewnym spojrzeniem, zastanawiając się, czy to nie wszystko jakiś żart, ale demon wydawał się całkowicie pewien swoich słów. Nie czekając na jego zmianę zdania, skorzystałem z nadanego mi pozwolenia i wyszedłem. Zdecydowanie przyda mi się trochę inne towarzystwo niż tego sadysty. 
Jedyna ścieżka, która w ogóle była, prowadziła do miasta, jak się okazało po znacznie dłuższej chwili. Muszę przyznać, że droga była dobrze ukryta i gdybym nie miał świadomości, że tam jest, w życiu bym się nie domyślił jej istnienia. 
Wcześniej nie doceniałem tej swobody poruszania się po mieście. Wychodziłem do ludzi tylko w ostateczności, zdecydowanie bardziej wolałem jazdę w teren. Cóż, może teraz nie miałem całkowitej swobody ruchu, ale zdecydowanie lepsze to, niż tkwienie z demonem pod tym samym dachem. Nawet pomimo tego, że jedyne co mogę zrobić, to po prostu się przespacerować. Kupić niczego nie kupię, bo pieniędzy przy sobie nie miałem. Do kwater po swoje rzeczy też średnio mogę zajrzeć, bo jest duże prawdopodobieństwo, że ktoś tam będzie i będę musiał się tłumaczyć ze swojej nieobecności. Co jak co, ale Kousuke dotrzymuje słowa, jeżeli chodziło o kary. Pal licho, gdyby chodziło o samego mnie.
Jak wcześniej nienawidziłem miejskiego hałasu i przeklinałem w duchu wszystkie jego czynniki, tak teraz z uwagą wsłuchiwałem się w każdy odgłos. Jak zwykle doceniam rzeczy dopiero po tym, jak je stracę. Krzyczący handlarze, bawiące się dzieci, bezpańskie, szczekające psy... Te ostatnie mimowolnie przypomniały mi o moim czworonożnym towarzyszu. Miałem cichą nadzieję, że u niego wszytko było w porządku.
Skręciłem w trochę mniej uczęszczaną uliczkę, chcąc uniknąć rozpoznania. Ktoś na pewno mnie szuka i konfrontacji z kimś takim chciałbym uniknąć. W pewnym momencie usłyszałem za sobą charakterystyczny odgłos psich łap i już po chwili poczułem, jak to stworzenie skacze na mnie. 
– Norton? – zwierzę na dźwięk swojego imienia zaszczekało radośnie i zaczęło wokół mnie biegać. Szczerze mówiąc, to nigdy nie widziałem go takiego radosnego. 
Ukucnąłem i wyciągnąłem rękę w jego stronę, a ten natychmiast przyłożył do niej swój pysk, spragniony pieszczot, których natychmiast mu udzieliłem.
– Schudłeś – mruknąłem z niechęcią, przesuwając dłoń po jego grzbiecie, wyczuwając nieprzyjemnie wyraźnie jego kręgosłup. Borzoje miały szczupłą sylwetkę, ale nie żeby aż tak szczupłą. Zauważyłem, że do jego obroży była przypięta smycz, przegryziona. 
– Nawet nie masz pojęcia, jak bardzo się za tobą stęskniłem – wyszeptałem z lekkim uśmiechem, przykładając swoje czoło do czoła psa. Stworzenie zapiszczało cicho w odpowiedzi. Odetchnąłem z ulgą, wiedząc, że wszystko z nim w porządku.
Jeszcze przez dobre kilka minut siedziałem w tej uliczce z bananem na ustach i pewnie siedziałbym tam dużo dłużej, gdyby nie fakt, że usłyszałem, że ktoś woła imię czworonoga. Spiąłem się lekko. Nie powinienem się z nikim widzieć, nie miałem skutecznie dobrej wymówki na moje zniknięcie, a nie chciałem dawać Kousuke powodu do złości, jeżeli w grę najprawdopodobniej wchodziło nie tylko moje życie. 
Nie wiedziałem także, co zrobić z psem, który nie reagował na wołania tamtej osoby, tylko uparcie wpatrywał się we mnie. Jeżeli każę mu zostać, prędzej czy później wróci do mnie po moim zapachu, przyprowadzając kogoś ze sobą. A gdyby teraz poszedł za mną... cóż, nie znam stosunku demona co do zwierząt, ale skoro to demon, to na pewno nic dobrego.
– Norton, chodź – zawołałem, prostując nogi. Wieczór zbliżał się wielkimi krokami, więc muszę się powoli zbierać. Pozostało mi tylko mieć nadzieję, że demon nie zareaguje zbyt negatywnie. Chyba lepiej, bym teraz przyprowadził psa, niż żeby pies przyprowadził oddział strażników.

<Kousuke? XD>

Liczba słów: 724

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz