niedziela, 25 sierpnia 2019

Od Keyi Do Louisy

Zacisnęłam pięść na rozgrzanej pościeli, niechętnie uchylając powieki. Zasłona na oknie ukrywała pogodę, która panowała na zewnątrz. Zmusiłam ciało do zmiany pozycji, przekręcając się na drugi bok. Napotkałam tam Czarnulka, który rozpoczął głośne mruczenie.
Zanurzyłam twarz w jego puchatej i miękkiej sierści, wsłuchując się w cudowne pomrukiwanie. Nie przeszkadzały mi składane przez niego pocałunki, a jemu wyraźnie podobało się składanie pieszczot.
Z wielkim trudem przyszło mi wstać z łoża i rozpocząć jakąkolwiek czynność. Pierwszym celem okazało się okno, które ukazało pochmurną i wietrzną pogodę. Odsłaniając zasłony, poczułam zimno ogarniające moje ciało. Skierowałam się do łazienki, dokonując rutynowych zajęć . Następnie przyodziałam nagie ciało w luźniejsze ubrania i rozpoczęłam przygotowanie śniadania. Dopiero wtedy leniwy kocur przybył, aby wyłudzać ode mnie resztki. Dzięki lekarstwom, które otrzymałam od Samuela, zwierzę odzyskiwało pełnię sił. Napawało mnie to spokojem i wdzięcznością, którą z pewnością raz jeszcze okaże chłopakowi.
- Mamusia musi iść do pracy, ale kiedy wrócę razem się pobawimy. – przycisnęłam drapieżnika do piersi, tarmosząc nosem sierść między uszami.
W odpowiedzi usłyszałam głośne miauknięcie, potwierdzające złożenie obietnicy.
Po posiłku jeszcze przez kilka chwil leżałam w łóżku bez większego celu. Moje myśli błądziły gdzieś na granicy fantazji, a zatraceniu osobowości. Oczy wędrowały po suficie, co jakiś czas spoglądając na powieszone obrazy. Wszystko wydawało mi się pozbawione barw, skazane na zniszczenie.
Dopiero po niespodziewanej drzemce udało mi się powstać i wyruszyć do biura, nie wiedząc jeszcze co mnie tam czeka. Zdążały się dni pobawione obowiązków, ale również takie, w których było ich aż nadto. Docierając na miejsce powitał mnie jak zwykle entuzjastyczny Kenji, opowiadający o ciekawie spędzonej nocy. Następnie tor rozmowy wkroczył na głębsze filizowanie i wspólnie zastanawialiśmy jakby to było posiadać moce. Pozostawaliśmy zgodni jedynie w temacie zakładającym, że wciąż walczymy z „tamtymi”. Chociaż ostatnio zastanawiałam się czy to ma jakieś większe znaczenie. Ostatecznie ogarnęła mnie obojętność, którą nie rozwiał nawet optymistyczny Kenji.
- Znowu masz kobiece dni? – mruknął, mieląc buzią nadgryzioną kanapkę.
Walnęłam go w ramie, patrząc oskarżającym wzrokiem. Ten obdarzył mnie śmiechem i zniknął, rozpoczynając dręczenie kolejnej ofiary. Na poważnie zastanawiałam się skąd czerpie tyle ochoty do gadania. Zaczynałam go realnie lubić i traktować jak uroczego młodszego brata. Było to co najmniej nieprofesjonalne, ale zasady pracy nie stanowiły dla mnie ważnej części.
W biurze zmarnowałam jeszcze kilkanaście minut, a następnie zostałam zwolniona do domu. Nie udałam się do niego od razu, postanawiając odwiedzić pobliski targ. Tak też zrobiłam, a po chwili stałam oglądając dziwne wytwory ludzkich rąk. Pogoda odstraszyła potencjalnych kupców, pozostawiając dużo przestrzeni przy stoiskach.
Obdarzyłam większym zainteresowaniem stoisko z biżuterią. Znajdowało się tutaj wiele pięknych wyrobów. Od kolczyków po obficie zdobione klejnoty. Moją uwagę przykuła niewielka, ale przepiękna o odcieniach morskiego uroku broszka. Kolory zależne były od perspektywy. Niekiedy świeciły błękitem, aby potem zachwycić liliowym.
Szybko zdecydowałam, że zostanie w moich rękach. Jej cena była wysoka, ale udało mi się utargować niemal ćwierć wartości. Odchodząc od stoiska, przystanęłam w celu założenia ozdoby na szyję. Uznałam, że będzie idealnie współgrać z czarnym płaszczem, ukrywający moje ciało przed nadchodzącym deszczem. Niespodziewanie poczułam na sobie silny wzrok, zmuszający mnie do rozglądnięcia się dookoła. Napotkałam wtedy wzrok nieznajomej, która natychmiast po spotkaniu mojego spojrzenia, odeszła pośpiesznym krokiem. Nie mogłam odkryć tożsamości obcej, gdyż całe ciało zakrywał ciemnozielony, obszerny płaszcz.
Sytuacja wydawała się zwyczajna i dość częsta, ale naprawdę miałam wrażenie, że mi się przygląda. Być może to jedynie moje włosy, które w takie dni wydawały się jeszcze bardziej rzucające uwagę, sprowokowały ją do obdarzenia mnie zainteresowaniem. Ewentualnie wyolbrzymiam, a dziewczyna patrzyła na całkiem coś innego, co zresztą było niemal pewne.
Rzuciłam zdarzenie w niepamięć, ponownie przechadzając się między stoiskami. Sprzedawcy gorąco zachęcali do oglądnięcia ich przedmiotów, a ja jedynie próbowałam uniknąć ich pożądającego pieniędzy wzroku. Zachwycona udanym zakupem, wydobyłam się spomiędzy stoisk na bardziej otwartą przestrzeń, a niedługo potem powróciłam do domu, gdzie poświęciłam resztę dnia ukochanemu zwierzakowi.
Noc była dla mnie pełna dziwnych snów oraz czasu niepokoju. Kiedy tylko zamykałam oczy pojawiały się obrazy krwawej rzezi i stosy trupów. Nie mogłam spokojnie zasnąć, a rankiem ciało czuło ciężar nieprzespanej nocy. Pogoda wciąż pozostawała w szarych tonach, wcale nie zachęcając do podejmowania bardziej ambitnych planów niż tylko leżenie w łóżku.
Ostatecznie postanowiłam zając się treningiem i popracować nad ciałem. Ostatnimi czasy robiłam to rzadziej niż zwykle, a przecież zależało mi na rośnięciu w siłę. Potrzebowałam poczuć mocne zmęczenie mięśni  i poczuć własny ból.
Ubrana w odpowiedni strój i wyposażona w ukochaną katanę, wyruszyłam w poszukiwaniu nowych miejsc nadających się do zwiększenia wytrzymałości. Okalającą mnie czerń zdobiła broszka, nadal spoczywająca w centralnej części szyi.
Ruszyłam biegiem przez pagórki, kolejno pokonując własne słabości. Kiedy wkroczyłam na leśną, mało uczęszczaną ścieżkę poczułam przytłaczające wyczerpanie. W odpowiedzi  mocniej zacisnęłam zęby, rozkazując ciału zignorować wszelkie uczucia. Dopiero kiedy przekroczymy własne limity, możemy pójść na przód.
Ścieżka robiła się coraz bardziej zarośnięta, pnąc się w górę. Ostatecznie zmuszona byłam przejść do marszu, aby pokonać gąszcz. Torując kataną drogę, parłam na przód. Po chwili dotarłam do małego strumyka, który zachwycał swoim blaskiem. Białe kamienie odbijały powoli wychodzące słońce, jeszcze mocniej zadziwiając.
Przystanęłam, łapiąc powietrze w nadwyrężone płuca. Kucając, nabrałam w dłoń zimnej, ale orzeźwiającej wody, przecierając spoconą twarz. Kiedy otworzyłam oczy, kończąc rytuał oczyszczania skóry, ujrzałam dziwnie znajomą twarz.
Na drugim brzegu strumienia stała blond włosa dziewczyna, o głębokim spojrzeniu zielono morskich oczu. Opadająca grzywka, falowała wraz z wiatrem, a mimika zdradzała zaskoczenie. Rozpoznałam w niej osobę z targu, która również się wtedy we mnie wpatrywała. Z każdą chwilą nabierałam więcej podejrzeń.  Wydawało mi się, że przez dłuższą chwilę stoimy i jedynie czekamy, aż któraś wykona ruch.
Zacisnęłam dłoń mocniej na rękojeści katany, mrużąc czuje oczy. Mój umysł rozpoczął analizowanie, podejrzewając, iż dziewczyna mnie śledziła. Nie pierwszy raz zdążyło mi się spotkać konkurencyjnego zabójcę, a takie spotkania nigdy nie należą do przyjemnych.
Dłużej nie czekając, rzuciłam się do przodu. Napinając wciąż zmęczone mięśnie, zmuszając je do przeskoku nad wodą i lądując obok nieznajomej. Zwinnie rzuciłam się w jej stronę, przyciskając ciałem do ziemi, siadając na niej okrakiem. Czułam jedynie lekki opór ofiary, nie stanowiący dla mnie większej przeszkody. Dopiero kiedy przyłożyłam zimne ostrze do szyi, kobieta znieruchomiała, obrzucając mnie tajemniczym spojrzeniem.
- Dla kogo pracujesz? – warknęłam, mocniej przysuwając ostrze, ale nadal jej nie raniąc. – Śledzisz mnie, prawda?

Louisa? :>

Liczba słów: 1020

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz