niedziela, 25 sierpnia 2019

Od Yu CD Sarethe

Po otrzymaniu gotowego produktu do ręki, dziewczyna zaczęła go oglądać z każdej strony. Słyszałem jak ludzie dookoła szepczą, czy aby na pewno powinna przyjmować coś takiego. Trochę mi ulżyło że nie chodzi o jakość wykonania, ale o to co przedstawia, nie wiedziałem dokońca co rzeźbię, więc wiedza że kunszt sam w sobie był dobry jest dla mnie naprawdę dobrą wieścią. Po chwili jednak szepty ustały, a to przez piorunujące spojrzenie która dziewczyna posłała każdemu po kolei, a następnie się do mnie uśmiechnęła, jednak zauważyłem że uśmiech był udawany. Bardzo miło z jej strony że nie chciała mi zrobić przykrości, jednak to by mi nie dawało spokoju gdyby zapłaciła za coś co jej się nie podoba. Chciałem już powiedzieć że może szczerze powiedzieć że nie tego chciała, jednak nie zdążyłem ponieważ rzuciła mi się na szyję.
-Dziękuję, jest cudowna! - powiedziała uśmiechając się od ucha do ucha, byłem mocno skołowany, bo to wydawały się jej prawdziwe uczucia, więc o co chodziło z tym uśmiechem? A może to ja się mylę, tylko jeśli tak to w której kwestii? Podczas moich rozmyślań usłyszałem jej szept koło mojego sztucznego ucha. - Spotkajmy się dziś, o północy. Będę czekać na ciebie pod jedną z latarni w stronę zamku. Koniecznie. - Mówiła to tak poważnym tonem że przez chwilę myślałem czy to aby na pewno ta sama dziewczyna. Tylko czemu chce się ze mną spotkać? Bo raczej nie chodzi jej o miłość od pierwszego wejrzenia.
Odsunęła się i na jej twarzy ponownie pojawił się łagodny uśmiech, a następnie wyciągnęła sakiewkę z Kahalami, który mi wręczyła.
-Jeszcze raz dozgonne dzięki za tą małą figurkę. - Założyła swój nowy zakup na szyję i pomachała na pożegnanie. Nie tylko ja, ale i wszyscy dookoła odprowadziliśmy ich zdziwionymi spojrzeniami, oczywiście gdybym mógł takie zrobić.
Po tym wydarzeniu nie działo się nic tak ekscytującego. Spotkałem kilkanaście osób których mogłem zaliczyć do swoich znajomych i trochę z nimi pogadałem. Dowiedziałem się parę plotek, wesołych jak i złych nowin. Niektórym rodziny się powiększyły, a innym skurczyły. Szczęście i nieszczęście było widoczne na każdym z nich w różnych proporcjach, patrząc optymistycznie, tylko parę osób przeżywało, lub przeżywa ten gorszy scenariusz. I tak zleciał cały dzień, rozmowy, rzeźbienie i sprzedaż. Nim się zorientowałem, minął cały dzień i słońce zaczęło już powoli zachodzić, a jako że miałem jeszcze parę rzeczy do zrobienia, postanowiłem się zebrać trochę wcześniej. Pożegnałem się z sprzedawcami którzy jeszcze chwilę postanowili zostać i ruszyłem w swoją stronę. Pierwszy przystanek to odwiedziny pewnego bardzo brutalnego małżeństwa…

***
- No już myślałem że nie przyjdziesz! - Wykrzyczał już na samym wejściu Brick i ponownie zaczął miażdżyć moje ciało. - Pewnie jesteś zmęczony, zanim pogadamy idź się rozpakować, ten sam pokój co zawsze. - Wypuścił mnie z żelaznego uścisku i dał klucz, do tego samego pokoju którego używam zawsze kiedy się u nich zatrzymuje. Podziękowałem mu i ruszyłem na górę, a konkretnie na poddasze. Nie był to pokój który jest przeznaczony do wynajęcia, więc można powiedzieć że jest on specjalnie dla mnie. Kiedy Bric i Olivia pomagali mi stanąć na nogi po pewnych złych przeżyciach to uprzątnęli stromych i zmienili go właśnie w ten pokój. No cóż, na początku było to tylko łóżko i trochę miejsca, jednak to mi wystarczało. Z czasem za ich pozwoleniem, zacząłem przerabiać to miejsce pod swoje potrzeby. Wiem że to złe z mojej strony że w ich zajeździe robię pokój specjalnie pod siebie, czuję się jakbym wykorzystywał ich życzliwość, mimo że sami mówią że nie mają nic przeciwko.
Spodziewałem się że po otwarciu klapy zasta mnie lawina kurzu, ale nic takiego się nie stało. Całe pomieszczenie było uporządkowane, będę musiał jakoś wyrazić moją wdzięczność Olivi, za to że uporządkowała go dla mnie. Brick sam często mówi że jego żona to skarb i nie myli się nic a nic. Rozgościłem się, odłożyłem wszystkie swoje rzeczy do odpowiednich szaf i szuflad, by dokładniej wszystko uporządkować, potrzeba by więcej czasu, a ja go zbytnio nie mam, więc zszedłem po chwili na parter do tej nadgorliwej parki.
Na parterze większość stolików była już zajęta a na każdym z nich były kufle z piwem, oraz jedzenie. W całym tym gwarze który tam był, panowała przyjazna atmosfera. Wydaje się że większość z nich to stali bywalcy którzy się znają, więc trochę głupio tak się wbić między nic, na szczęście szybko problem został rozwiązany.
- Choć Yu, jedzenie czeka! - Zawołała mnie Królowa kuchni, a mnie nie trzeba było dwa razy powtarzać. Po wejściu na zaplecze zobaczyłem siedzących przy stole Bricka i Olivię, oraz jedno wolne miejsce z nałożonym daniem. Było ono tak dobrane, by nie było trudno zasnąć, a dobrze się najeść. - Teraz mamy więcej czasu niż wcześniej, więc opowiadaj, co tam słychać w zakamarkach tego świata. - Mówiąc to, wskazała mu krzesło przy stole i wyczekiwała historii. Nie mogłem się powstrzymać od westchnienia, oni myślą że podróżuję po jakiś miejscach gdzie żaden człowiek nie postawił stopy czy jak? Ja jestem tylko rzeźbiarzem, a nie rzeźbiarzem - wojownikiem z powieści śpiewanych przez bardów, nie nakładaj na mnie tak wielkich oczekiwać! Co jednak nie znaczy że nie mam ciekawych historii do opowiedzenia. Oboje są ludźmi, więc historie z krainy magii i czarów robią na nich niezłe wrażenie, a ja lubiłem się nimi dzielić. A jak to bywa przy tego typu rzeczach, czas mija bardzo szybko i nim się obejrzałem, była już prawie północ. Szybko wyjaśniłem im sytuację i ignorując ich zboczone przypuszczenia którymi się ze mną powiedzieli, pobiegłem szukać niecodziennej osoby pod latarnią… I nie chodzi o panią lekkich obyczajów!
Udało mi się znaleźć to czego szukałem. Ta sama dziewczyna co chciała się spotkać, oraz latarnia. Jest tylko jeden problem. Dlaczego od jakiś pięciu minut ciągle gdzieś kątem oka widzę to cholerne coś! Nie dane mi było się dłużej nad tym zastanawiać, ponieważ i dziewczyna mnie zdążyła zauważyć.

Liczba słów: 948

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz