wtorek, 20 sierpnia 2019

Od Keyi CD. Samuela

Opowieść kobiety zgadzała się z zapiskami w powieści, ale była zbyt fantastyczna, abym mogła w nią uwierzyć. Nawet jeśli istniały szanse na potwierdzenie legendy byłam zbyt zirytowana całym tygodniem.
- Jak dla mnie za tym musi stać coś więcej… w końcu w każdej historii jest ziarno prawdy. Poza tym, nie uważasz, że przez ten tydzień, kiedy miałaś przy sobie to cholerstwo, śledził cię pech? Nie jestem osobą przesadnie przesądną, ale nawet dla mnie to wszystko wygląda dość dziwnie…
Jego słowa jakby zatrzymały się w powietrzu, wytwarzając dziwnie ciężką aurę. Mógł mieć niezaprzeczalną rację, zważając na to, że dokładnie tak się stało. Pech przybył dopiero w momencie pozyskania księgi wraz z monetą. To jednak nie tłumaczy tego, że Lorenowi udało się tego uniknąć.
- Spróbuję pogadać z Lorenem. W końcu to jego książka, może będzie wiedział coś więcej. – westchnęłam, patrząc na dłonie Samuela, w których spoczywało małe zło. – Mam już po dziurki w nosie tego czegoś.
Skrzywiłam się, unosząc w dłoniach zniszczoną okładkę wraz z zawartością. Chłopak posłał mi spojrzenie pełne zrozumienia i nieporadności. Wyglądał mimo tego jakby wierzył, że legenda wcale nie jest kłamstwem.
- Daj znać jak tylko się czegoś dowiesz. – uśmiechnął się, na co odpowiedziałam tym samym gestem. – Będę trzymał kciuki, żeby pech Cię nie trzymał, ale coś czuje, że to wina tej monety.
Niechętnie mu przytaknęłam i odebrałam znalezisko, kiedy wyciągnął je ku mnie. Nagle jednak rozbłysło światło i poczułam ból w opuszkach, tak, jakby poraził mnie ktoś prądem.  Trwało to bardzo krótko, a po całym zajściu pozostało w moich palcach jedynie ciepło. Spojrzałam na Samuela, który najwyraźniej również tego doświadczył. W jego oczach tańczyły iskierki podniecenia i ekscytacji. Moneta upadła na piach, błyszcząc zachęcająco w naszą stronę.
- Też to czułeś? – zmarszczyłam brwi, upewniając się, że to nie ja jestem dziwna.
- Niesamowite. – mruknął, wyraźnie się nad czymś zastanawiając.
- Raczej irytujące. – wzdrygnęłam się. – Jestem pewna, że to coś mnie nie lubi i nadal będzie zsyłać na mnie nieszczęście. Poza tym to chyba znak, że nie chce trafiać w moje ręce. Pozwolę Ci ją przygarnąć na czas rozmowy z Lorenem.
Posłałam pokrzepiający uśmiech i wzruszyłam zadowolona ramionami. Samuel wcale nie wyglądał na niezadowolonego, a wręcz przeciwnie.
- Nie powinien jej jednak obejrzeć? – kucnął, aby ponownie wziąć w ręce stary metal.
- Na pewno będzie wiedział o co chodzi. Zna każdą swoją książkę.
O dziwo miedziak nie wykonał teraz żadnej reakcji. Nadal był zwykłą, bez wartością monetą. Jeżeli coś w niej jednak było, musiałam dowiedzieć się co to jest.
Po jeszcze chwili krótkiej rozmowy oboje udaliśmy się w swoje strony. Wróciłam do domu, aby zaraz potem udać się do domu nauczyciela. Gdzieś z tyłu głowy nadal towarzyszyło mi dziwne, nieznajome uczucie. Wszystko wydawało się inne niż zazwyczaj. Nawet wiatr wytwarzał specyficzną aurę, a drzewa nienaturalnie falowały. Nie miałam nawet do czego porównać tego uczucia.
W końcu dotarłam przed dom mężczyzny, ale wcale nie wyglądał tak jak powinien. Jego ściany zostały zburzone, pozostawiając jedynie gruz i marne szczątki. Wyglądało na to, że stało się to bardzo dawno temu, a obszar wokoło od dawna nie był użytkowany. Zarośnięty bluszcz, martwe konary i błoga cisza. Nawet nie docierał tutaj wiatr, który jeszcze przed chwilą usilnie czochrał moje włosy.
Ruszyłam w głąb, dociekając co się dzieje. Może to tylko sen, a ja zaraz się wybudzę, nadal leżąc w cieplutkim łóżku? Wcale nie obraziłabym się, gdyby sprawy przybrały takiego obrotu.
Niestety musiałam odrzucić tą spekulację, gdy tylko prawdziwie się zraniłam. Nieumiejętnie straciłam na chwilę równowagę, upadając na kolana i zadzierając jedno z nich. Ból był realny, a minimalna ilość krwi potwierdzały, że jestem tutaj prawdziwym, śmiertelnym ciałem.
Nurtowało mnie jedynie pytanie, które wytłumaczyło by gdzie w takim razie jest Loren. Może i należał do osób starych, ale na pewno nie niedołężnych. Jego uśpione umiejętności nadal potrafiły powalić kilku rosłych mężczyzn, a śmierć tak łatwo by go nie zabrała.
Tak jak myślałam, nie znalazłam go ani żywego, ani martwego. Bezsensowne chodzenie po ruinach budynku nic nie przynosiły, więc ostatecznie ruszyłam z powrotem do domu. Droga całkowicie opustoszała, a pobliskie domu ucichły. Nie było ani ludzi, ani zwierząt. Całe życie uciekło, pozostawiając niepokojącą ciszę.
Przystanęłam, aby przeanalizować położenie, w którym się znajduję. Nie było teraz nikogo poza mną i prawdopodobnie Samuelem. Prawdopodobnie coś się z nami stało w momencie dziwnej reakcji monety. Wydawało mi się, że mogliśmy tak naprawdę stracić przytomność i trafić w iluzję, bądź też przeniosło nas w głąb pieniądza. Zakładając, że legenda jest prawdziwa. Wtedy też należy liczyć się z niebezpiecznym towarzyszem. To by tłumaczyło prawdziwość ciała i narażenie na śmierć.
Musiałam szybko potwierdzić swoje teorie i zdobyć pewność, że Samuel również tutaj jest. Potrzebowałam jego obecności i nowych pomysłów, które pozwolą ustalić co się tak właściwie dzieje.
Bez dłuższych rozterek, ruszyłam w kierunku jego zielarki. Całą drogę towarzyszyła mi przerażająca cisza i złe przeczucie. Dopiero kiedy stanęłam przed drzwiami jego dobytku, odetchnęłam.
Weszłam gwałtownie do pomieszczenia, rozglądając się na boki.
- Samuel? – krzyknęłam, aby następnie powtórzyć jego imię kolejne kilka razy.
Ogarnęła mnie lekka panika i niezrozumienie sytuacji. Pozwoliłam sobie na wtargnięcie głębiej i po chwili przeszłam po całym pomieszczeniu. Nie było jego matki, z którą jeszcze nie tak dawno rozmawialiśmy i nie było jej syna. Panowała taka sama cisza jak na zewnątrz, co było niesamowicie nienaturalne.
Ponownie wróciłam na zewnątrz, na spokojnie łykając zimne powietrze. Zacisnęłam palce po obu stronach skroni, wytężając umysł. Musiał istnieć sposób, aby się obudzić, albo z tego wydostać. To musi być jakiś nieznany mi czar, który pozwala zawiesić istotę w czasie i przenieść w inną czasoprzestrzeń. W takim wypadku potrzebuję mocniejszego zaklęcia lub pokonania osoby, która coś takiego rzuciła. Było to niemal niemożliwe do wykonania. Musiał istnieć inny sposób.
- Keya?! – usłyszałam znajomy głos i od razu ku niemu się odwróciłam, wypuszczając z ulgą powietrze. – Jak dobrze, że Cię widzę!
- Szukałam Cię. – mruknęłam z wyrzutem, posyłając mu wdzięczne spojrzenie. – Chyba zaczęłam nawet panikować.
- Uwierz, że ja też. Nie bardzo rozumiem co się stało, ale najgorsze jest to, że moneta tak po prostu zniknęła.
Wydałam z siebie jedynie pomruk niezadowolenia. Nawet jeśli jest tutaj jakaś bestia, nie byliśmy w stanie jej pokonać. Chyba, że Samuel okaże się wielkim magiem. Podeszłam do chłopaka i zasadziłam lekkiego kopniaka w łydkę. Jego kasztanowe oczy posłały mi karcące spojrzenie.
- Musiałam sprawdzić czy na pewno jesteś… prawdziwy. – uniosłam ręce w obronnym geście. – Powiedz, że masz jakiś pomysł.
Przestawiłam mu własne sugestię, które chłopak uważnie wysłuchał. Pozostało mi wierzyć, że wspólnie wymyślimy coś, co pozwoli powrócić do rzeczywistości. Niechętnie musiałam przyznać, że chciałam ponownie w niej zagościć. W świecie, do którego ciało należało od urodzenia.

Samuel?

Liczba słów: 1074

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz