środa, 14 sierpnia 2019

Od Mordimera CD. Samuela

- Jasne. Wpadnę do ciebie po siedemnastej – zgodziłem się. Chłopak się uśmiechnął, po czym oboje się rozeszliśmy w swoje strony. Byłem ciekawy, jakie posiada książki i w jakich językach. Nie miałem problemu w wyświadczeniu mu tak małej zasługi, nawet potrafiłem to zrobić za darmo, bez przypominania mu o tym w przyszłości, chyba miałem dobry humor, a myśl o tym, że zostałem kopnięty w żebra, gdzieś tam przepadła, chociaż pewnie wieczorem przy kąpieli poczuje małe ukłucie. Dalej się zastanawiałem, co mu się śniło, że najpierw wtulił się w moją rękę, jakby to była jego najukochańsza osoba, a potem zostałem uderzony, jakbym to ja się do niego dobierał. Na to porównanie zaśmiałem się pod nosem, jeszcze nigdy nie trafiłem na kogoś wartego mej uwagi na tyle długo, by się w nim zakochać, jednak w dalszym ciągu uważam, że płeć nie ma znaczenia - chociaż po cichu wolałem mężczyzn. Tak na prawdę kobiety mnie przerażały pod jednym względem; ciąża. Chociaż nauczam wiele dzieci w różnym przedziale wiekowym, to nie wyobrażam siebie w roli ojca. Nie tylko musiałbym nauczyć syna lub córkę, że jako nadnaturalni nie jesteśmy dobrze przyjmowani w tym świecie i należy się ukrywać, to prawdopodobnie musiałbym znowu zamieszkać w lesie, póki potomek nie nauczyłby się używać mocy, pozwalającej mu się ukrywać. Do tego nie chciałbym, by moje dziecko musiało oglądać ten okropny świat; nie wiadomo kiedy ktoś go skrzywdzi, wyrządzi poważną krzywdę, czy nawet zabije, a ja bym poszedł za kraty, kiedy emocje wzięły by w górę i zamordowałbym tego, który to zrobi. Nie, nie jest mi to potrzebne. Związek z mężczyzną… jest spokojniejszy.
Wróciłem do swojego domu. Zajrzałem do szafek, po czym przygotowałem sobie obiad, w postaci makaronu i sosu pieczeniowego. Ciastka, które zakupiłem w tamtej wiosce, wyłożyłem do miski i położyłem na stole, przykrywając drugą, aby nie wywietrzały. Były idealną przegryzką do kawy czy herbaty, w deszczowe dni, kiedy bym siedział w fotelu i rozmyślał o życiu, albo czytał książkę.
Po obiedzie zasiadłem do stołu z wypracowaniami, które napisali moi uczniowie. Zacząłem je przeglądać, sprawdzać błędy, podkreślać niezrozumiała zdania i wystawiać oceny. Jednak nauka astronomii dla niektórych była naprawdę ciężka, ale co jest trudnego w tym, że nie tylko my istnieliśmy we Wszechświecie? Były dobre i złe oceny, a mi zeszło z dwie godziny, nim to wszystko skończyłem. Teraz mogłem się chwilę polenić i zastanowić nad jutrzejszymi lekcjami. Geografia, matematyka i literatura piękna. Nie będzie tak ciężko.
Spojrzałem za okno, na ruchliwej ulicy zobaczyłem powóz, w których siedziały dwie, bogato odziane kobiety, z dwoma otyłymi synami, którzy właśnie objadali się czekoladkami. Gdy kobiety się wachlowały i rozmawiały, chłopcy wskazywali na wszystkich tłustymi palcami, cali wymazani czekoladą. Był to ohydny obrazek, kiedy zobaczyłem czarnego kota, buszującego w śmieciach. Sierściuch wylazł z kubła na śmieci, trzymając w zębach kawałek surowego mięsa. Rozejrzał się na boki, czy w pobliżu nie ma wroga, który odebrałby mu pożywienie, a kiedy upewnił się, że nikt mu nie zagraża, ruszył na drugą stronę drogi. Nie zauważył powozu i prawie wpadł pod kopyta konia, woźnica krzyknął i uderzył batem o ziemie. Kot się najeżył i uciekł, a wtedy wstrętni synowie, narcystycznych kobiet, zaczęli rzucać w zwierzę kamyki, które mieli w kieszeniach. Zmarszczyłem brwi, obraz przyprawił mnie o gniew. Miałem ochotę rzucić czymś z tego okna, prosto w tej wóz, aby się rozpadł o zgniótł zamożnych ludzi. Kiedy czarny kot, który okazał się kotką dwóch małych kociąt, które właśnie wyszły spod sterty desek i zaczęły jeść to, co przyniosła im matka, poczułem ukłucie żalu. To okropne, że ludzie potrafią być tacy okropni nie tylko w stosunku do Wygnańców, ale też do zwykłych zwierząt, które tak samo jak ci nadnaturalni, mieli swoje życie, dzieci i rodziny. Tak samo jak nas, ich się tępiło, tak samo jak ich, brano nas za szkodników. Odsunąłem się od okna i usiadłem w fotelu, wpatrując się w niewidzialny punkt na ścianie. Trzeba jednak mieć nadzieje, może kiedyś jakaś zbłąkana dziewczynka przyjmie małe kocięta, kiedy ich matka będzie leżeć w rowie, zagryziona przez psa, którego puścił zdenerwowany mężczyzna za to, że kotka chciała mu podkraść z koszyka jedzenie? Myślenie w ten sposób zawsze napawało mnie rozbawieniem, ale i nadzieją. Z jednej strony to głupie myślenie i szukanie we wszystkim czegoś dobrego, z drugiej zaś możliwa opcja, która mogła się kiedyś spełnić. Jak z ludźmi – wiesz, że nikomu nie możesz ufać, ale masz nadzieje, że kiedyś trafisz na kogoś innego. Ja w sumie trafiłem.

(…)

- Sześć razy pięć?
- Trzydzieści… sześć? - pokręciłem głową i poprawiłem sześcioletniego chłopczyka w białej bluzie. Kiedy myślałem sobie, że nauka języka łacińskiego idzie opornie, wtedy pojawiała się matematyka, która zmiatała łacinę z podium. Nie wiadomo czemu, z nią uczniowie mieli największe problemy. Jaki jest problem w pomnożeniu szóstki i piątki? W dodaniu dwóch, trzycyfrowych liczb? Albo policzeniu objętości? Mimo wszystko wolałem naukę o liczbach wśród dzieci, ponieważ u nich wystarczyło wprowadzić podstawy sumy, różnicy, potem ilorazu i iloczynu, trochę o geometrii, a na koniec kilka wzorów. Zero funkcji, wykresów i innych rzeczy, a mimo to i tak był problem. Kiedy trafiałem na zdolne dziecko, byłem bardzo szczęśliwy. Szkoda, ze takich ostatnim czasem coraz mniej.
Po skończonej pracy wróciłem do domu, na szybko zjadłem wczorajszy obiad, jaki został. Na patelni przygrzałem makaron z sosem, a potem przed siedemnastą wyszedłem z domu i skierowałem się do domu Samuela. Droga minęła szybko, chociaż przeciśnięcie się na targu o tej porze, było ciężkim zadaniem. Gdy nareszcie stanąłem przed drzwiami, prowadzącymi do zielarni, poczułem ulgę. Chętnie zamieniłbym smród potu i hałas na coś… spokojniejszego. Zapukałem w drzwi i po chwili otworzyła mi matka Samuela. Obejrzała mnie od stóp od głów, a gdy wreszcie rozpoznała we mnie znajomego jego syna, przywitała szerokim uśmiechem i wpuściła do środka, wołając chłopaka.

<Samuel? Czas zacząć naukę>


Liczba słów: 958

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz