czwartek, 22 sierpnia 2019

Od Sarethe CD. Yu

Nie miałam pojęcia czego konkretnie od niego oczekiwałam. To z lekka okrutne, bo doskonale zdawałam sobie sprawę jak ciężko jest dogodzić klientom. Wiem o tym, i szczerze byłam gotowa przyjąć jego dzieło nawet gdyby mi się nie podobało. Bo przecież skąd mógł wiedzieć? Przez chwilę nie wiedział co miał zrobić, wydawało mi się, że wie co robi ale nie do końca. Jego pomysł jednakże tak pochłonął młodego rzeźbiarza, iż nie był w stanie nam odpowiadać. Choć raczej po prostu wszyscy zamilkliśmy od momentu, w którym wyjął rzadkie drewno. Wciągnęłam powietrze do płuc, na moment je wstrzymując. To jasne, że się stresowałam tym, co wyrzeźbi. Jednocześnie czułam ogromną ekscytację, nie mogąc doczekać się maleńkiego, poręcznego dzieła. Ludzie kłócili się o to, co przedstawia jego praca. Jedni twierdzili, że to kobieta - posiadała atrybuty kobiecie. Z drugiej strony kategorycznie zaprzeczali, mówiąc, że to mężczyzna. Charakterystyczne cechy płci przeciwnej zostały również zawarte w tym małym kawałku. Ale ja doskonale zdawałam sobie sprawę z tego, co chciał przedstawić młody chłopak. "Cholerny Izmael", karcę go gdzieś w środku a w odpowiedzi otrzymuje tylko głuchy śmiech, który rozchodzi się po moim ciele nie wydostając się na zewnątrz. Muszę przyznać, że to bardzo nie fajne uczucie. Wzdrygnęłam się na chwilę przybierając poważną minę zmartwienia. Moment, moment. Przecież postać Izmaela jest widoczna teoretycznie tylko dla mnie. "To tłumaczy brak określonej płci. Widział cię, kretynie", mówię nadal w myślach.
~Skoro mnie widział, to chyba coś to znaczy. Czyż się nie mylę słodziutka? -skwitował. Zachowałam spokój na twarzy ale aż się gotowałam w środku.
"Nie mów do mnie w ten sposób. Mogę zniszczyć cię w każdej chwili", grożę choć to nie działa. Izmael doskonale zdawał sobie sprawę z tego kiedy go okłamywałam, a kiedy mówiłam całkowicie poważnie.
~Jesteś taka słodziutka, twoja dusza pachnie cudownie. Chętnie bym cię przygarnął na własność, wiesz? Sarethe Lumie, młoda, niedoświadczona Libra w rękach czułego demona Izmaela. Czyż to nie brzmi cudownie? -zaszczebiotał, a ja wzdrygnęłam się lekko łapiąc za biodro.
"No chyba nie taka doświadczona, skoro dorwałam demona. Albo może masz rację, mogłam dorwać kogoś o wiele lepszego niż ty.", odgryzłam się w myślach patrząc na ostatnie poprawki wprowadzane przez chłopaka.
- Rzeźba wyszła jak miała wyjść, ale nie wiem co mi strzeliło do głowy by zrobić coś takiego, nie zdziwię się jeżeli się nie spodoba - założył sznureczek na drewniane arcydzieło, które niejednego gapia wprawiło w dyskomfort. Jeśli faktycznie to Izmael, to cóż, oddał jego naturę w sposób bezbłędny.
Wzięłam do ręki tego małego demona, oglądając dokładnie z każdej strony. Zewsząd dochodziły ją szepty, czy aby na pewno powinnam to przyjmować. No przecież jak dziewczynie mogłoby się to podobać. Spiorunowała gapiów swoim spojrzeniem to po prawej, to po lewej, a chłopaka obdarzyła uradowanym uśmiechem. Był udawany jeśli chodziło o to, co przedstawiała ta figurka, jasna sprawa. Jednak radość bardziej pochodziła z tego względu, że może chłopak jest jednym z nich? Niezbyt wiele wie, na temat członków jej rasy z innych rodzin: bo takowe również posiadają swoje charakterystyczne cechy. Rzuciła mu się na szyję piszcząc z zachwytu.
-Dziękuję, jest cudowna! -powiedziała uśmiechając się od ucha do ucha, ale skierowała swoją głowę w stronę ucha rzeźbiarza. -Spotkajmy się dziś, o północy. Będę czekać na ciebie pod jedną z latarni w stronę zamku. Koniecznie -mówię poważnym tonem, myśląc czy tyle czasu mi starczy, by dotrzeć na miejsce o czasie.
Odsuwam się przywołując znów na twarz pogodny uśmiech. Wyciągam z kieszeni worek Kahali, które wręczam chłopakowi.
-Jeszcze raz dozgonne dzięki za tą małą figurkę -macham na pożegnanie zawieszając na swojej szyi dzieło.
Trochę zajęło mi odnalezienie Johena. Pałęta się tu i ówdzie jak młody kociak: wtykał nos tam gdzie nie powinien.Gdy go znalazłam burczał coś pod nosem, lekko niezadowolony. Był księciem i nie trudno jest na to wpaść. Zerknął tylko na figurkę z drewna zawieszonej na mojej szyi. Zmarszczył brwi kwitując, że mam lepszy gust. Jedyne co robię to wzruszam ramionami, stwierdzając, iż podoba mi się ten niecodzienny pomysł. Pokręcił tylko głową w milczeniu kierując się na powrót do zamku. Tym razem Johen przychodzi z pustymi rękoma, ale ja otrzymałam coś o wiele cenniejszego.

~~~~~~

Wymknęłam się z zamku przejściem dla służby. Przedtem przebrałam się w dość zwyczajne ciuchy, zwyczajnej dziewczyny. Choć nie całkiem, w suknie się nie ubieram a w spodnie. Nałożyłam na siebie czarny, obszerny płaszcz. Nie brałam konia ale biegłam ile tchu dziękując Bogu za te wyczerpujące treningi z Armetem. Nie narzucam mu się oczywiście, sam mnie o to męczy w nocy. Dzisiaj się mnie nie doczeka, ale mam wrażenie, że czas mi się kończył. Okropnie przeszkadzała mi peleryna, którą plątała mi się między nogami. Nie mogłam zaopatrzyć się nawet w lampę naftową, bo zgasłaby podczas biegu nie mówiąc już o świeczce. Potykałam się o własne nogi, albo o kamienie czy o zgrozo, gałęzie czy korzenie. Parę razy bym się przewróciła, jednakże refleks i zdolność utrzymywania równowagi mnie nie zawodzi. Cała zdyszana dobiegam do momentu gdzie rozpoczyna się miasto i jego najbogatsi mieszkańcy. Rozejrzałam się po wystawnych prowincjach, które były bogato zdobione od zewnątrz. "Pewnie jest jeszcze większy przepych w środku", wzdycham czując pewnego rodzaju zazdrość. Ściskam w dłoni wizerunek demona Izmaela szukając w miarę widocznego miejsca dla artysty. "Musi mnie tutaj znaleźć", podchodzę do jednej z lamp na ropę. Oczywiście lampy były poustawiane przed każdym, kogo było stać na ten dobrobyt. Przełykam ślinę w nadziei, że nikt postronny nie zwróci na mnie uwagi. Wolałabym uniknąć niepotrzebnej walki. Johen nie byłby zadowolony jakby jego prawa ręka wychodzi sobie z zamku w nocy i wszczyna bójki. Dla niego to kolejne złamanie zasad, a dla mnie to czysta samoobrona.

Yu? Znajdziesz mnie?

Liczba słów: 919

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz