- A więc znowu stolica, co? - Powiedział chłopak pod nosem, wchodząc przez bramę do największego z ludzkich miast, stolicy. Chłopak nazywał się Yu Jedi i była to już któraś z jego wizyt. Z pierwszym razem rozmiar stolicy i ilość ludzi mocno go przytłoczył, miał też pewne drobne problemy… w sumie ze wszystkim. Kilka razy się zgubił, padł też ofiarą naciągaczy i innego rodzaju oszustów. Zdarzyło mu się nawet walczyć z jakimiś bandytami, teraz kiedy te wydarzenia są już za nim, sam uznaje że to wszystko było pouczające i były to bardzo cenne lekcje życiowe. Nie tylko o tym jak zepsuci mogą być ludzie, ale też o tym jak pomocni potrafią być, w tych ciężkich chwilach spotkał też wiele życzliwych ludzi, którzy pomogli mu się przyzwyczaić do życia w stolicy. Jest im za to bardzo wdzięczny i kiedy tylko odwiedza stolicę, zawsze chętnie idzie się z nimi zobaczyć, nie inaczej było tym razem.
Przechadzał się ulicami i uliczkami stolicy, patrząc czy coś się zmieniło od ostatniego razu. Niektóre ulice były bardziej zużyte od innych, niektóre sklepy zniknęły i na ich miejscu powstały nowe, było nawet kilka które go zaciekawiło, więc zapisał sobie w pamięci by do nich zajrzeć w wolnej chwili. Ilośc ludzi była na tyle duża i wszyscy tak się spieszyli że nikt nie zwracał na niego uwagi, mimo tego że jego ubrania były już dość mocno zużyte, co jemu było nawet na rękę. Po jakiś dziesięciu minutach drogi, dotarł do pierwszego celu swojej podróży. Zajazdu o wdzięcznej nazwie “Pod kuflem i garem”. No cóż, nazwa łatwa do zapamiętania prawda? Yu spojrzał na ten szylt, który przywracał wspomnienie, dostrzegł też że pomimo tego że minęło tyle czasu, Brick dalej go nie naprawił.
‘To do niego pasuje’ - Pomyślał przelotnie Yu i otworzył drzwi do środka. Wnętrze, chociaż nie było bogato wystrojone, było zadbane i czyste. Mocne drewniane ławy, stoły i krzesła, oraz wystarczająco dużo miejsca wokół każdego ze stołu. Przyjemne zapach z kuchni docierały najpewniej w każdy zakątek pierwszego piętra, które było także barem i jadłodajnią w jednym. Nie mógł poczuć zapachu jak reszta, ale wiedział że od niego, niektórym mogła by już po cieknąć ślinka.
- Witamy! W czym mogę… pomóc… - Wykrzyczał sporych rozmiarów mężczyzna stojący za ladą. Był wysoki na około dwa metry, a jego imponujące mięśnie ewidentnie wskazywały że nie jest to byle kto. Gdyby zobaczył go jakiś zaprawiony w boju wojownik, może mógłby powiedzieć coś więcej, jednak Yo wiedział tylko że Brick był silny i nie chodzi tylko o siłę mięśni, ale także o mentalność, opanowanie, czy umiejętność władania bronią. Był on też pierwszą osobą która wyciągnęła do niego pomocną rękę, kiedy tego potrzebował. Niewiele jest osób, które bezinteresownie wykarmią jakiegoś obcego człowieka i pomogą mu stanąć na nogi.
- Dawno się nie widzieliśmy Brick. - Powiedział Yu podchodząc do lady i zdejmując kaptur z głowy i uśmiechnął się lekko. Nie mógł widzieć tak jak robią to ludzie, ale widział zesztywniałą twarz właściciela zajazdu, który nie dowierzał.
- Yu!!! - Wykrzyczał nagle i rzucił się na chłopaka przytulając go, był to na tyle silny uśmiech że mógłby połamać mu żebra. Przyciągnął tym uwagę wszystkich zebranych wtedy tam osób, ale kiedy zobaczyli ową scenę, tylko uśmiechali się pod nosem i jedli dalej. Większość z nich też doświadczyła jak bliska im osoba wracała po długim czasie, więc rozumieli szczęście właściciela.
- Nareszcie wróciłeś! Czemu nie było cię tak długo?! Minął prawie rok! - Szczęśliwe nastawienie Bricka zostało zastąpione przez złość. Oczywiście nie był naprawdę zły, ale chciał przynajmniej sprawiać takie wrażenie. Yu dobrze o tym wiedział i cieszył się że Brick martwił się o niego.
- Nic nie mogłem na to poradzić, taki urok dalekich podróży że nie zawsze wszystko idzie po naszej myśli. - ‘Czasem nawet bardzo’ dodał w myślach. - Co ważniejsze, możesz mnie puścić, zaraz mnie połamiesz. - Kiedy Yu mu o tym przypomniał, gospodarz natychmiast się otrząsnął i puścił chłopaka.
- Wybacz, zawsze mam problem by dostosować siłę, hahaha. - Pomimo jego śmiechu, wszyscy inni krzyczeli w jego stronę by lepiej nauczył się nad nią panować, zanim kogoś przez przypadek zabije. - Swoją drogą, przygotuj się lepiej na jeszcze mocniejszy uści Uła! - Nie zdążył dokończyć, ponieważ zza jego pleców jak pocisk ktoś wybiegł taranując go po drodze. Owy żywy pocisk, szybko podpał Yu i zaczął go ściskać jeszcze mocniej niż wcześniej Brick. Chłopak mógłby obiecać, że słyszał jak jego drewniane protezy zaczynają pękać.
- Yu! Tyle czasu minęło, ty niesforny barzoche! Jak mogłeś nie wracać przez tak długi czas?! - Wykrzyczała kobieta, ściskająca Yi na śmierć. Była to żona Bricka, Olivia. Kiedy się na nich patrzyła, można było powiedzieć że naprawdę do siebie pasują. Olivia była tylko trochę niższa niż jej mąż, a jej pokaźnych mięśni nie dało rady ukryć ubranie, tak samo jak jej mąż, miała w swoich dłoniach oręż i przeżyła nie jedno krwawe starcie. Pod względem siły bojowej nie ustępowała swojemu mężowi.
- Umieram… - Wykrztusił miażdżony Yu, a Olivia szybko go posadziła z powrotem na ziemi.
- Wybacz, zawsze mam problem by dostosować siłę, hahaha. - ‘Gdzieś już to słyszałem.’ Pomyślał każdy z obecnych gości na pierwszym piętrze.
- Nic się nie stało, też się cieszę że cię widzę Olivio. - Odezwał się Yu, po tym jak złapał oddech i upewnił się że żadna z protez się nie połamała. - I przepraszam, ale będę musiał się już zbierać, targ już się zaczął, więc dobrze by było bym już tam szedł. - Targ który miał na myśli, to miejsce gdzie ludzie mogli wystawić wszystko, a znajdował się między biedną dzielnicą stolicy, a tą w której żyją mieszczanie. Obie grupy społeczne się tam zbierały by kupować i sprzedawać towary, nie brakowało tam też wojowników czy szlachciców, przechodzących się tam i wypatrujących okazji.
- Już wychodzisz?! - Wykrzyczało małżeństwo, ale oboje wiedzieli że faktycznie musi się tam już udać. Choć był wczesny ranek, sprzedający zbierali się tam od bardzo wczesnej godziny, można by było nawet powiedzieć że Yu jest spóźniony. - No dobrze, ale masz obiecać że wpadniesz do nas jak tylko będziesz miał czas! - Oświadczyła Olivia patrząc na niego wzrokiem mówiącym że nie przyjmuje sprzeciwu.
- Oczywiście, nie przepuściłbym okazji by zjeść coś, co sama ugotowałaś. - Olivia spojrzała na niego zadowolona i nie powiedziała nic więcej, tylko wróciła do kuchni. Skoro Yu miał przyjść później nie ma sensu go dalej zatrzymywać. Brick, też już nic więcej nie powiedział tylko zadowolony kiwnął głową i pokazał żeby już szedł. Yu też nie marnował więcej czasu, tym bardziej że musiał się dostać w jeszcze jedno miejsce. Wyszedł z zajazdu, poprawił swoje dwie torby i dość spory plecak i ruszył przed siebie.
Im bardziej zbliżał się do swojego celu, tym mniej ludzi było na ulicach, a ich strój był coraz to bardziej wymyślny i oczywiście droższy. Tak, kierował się w tereny gdzie żyje szlachta. Oczywiście, zaczął przyciągać niechcianą uwagę, ale na to nic już nie mógł poradzić, więc zwyczajnie ignorował wszelkie ciekawskie spojrzenia, oraz spojrzenia pogardy.
‘Tutaj też się niewiele zmieniło.’ - Stał obecnie przed warsztatem rzeźbiarza i to sławnego nawet poza stolicą. Przychodziła tu zazwyczaj tylko szlachta zamawiając jakieś wymyślne rzeźby, ale on miał inny cel. Nie marnując czasu wkroczył do sklepu. Było tak jak zapamiętał. Wszędzie były mniejsze lub większe rzeźby, bądź ich fragmenty. Na końcu sklepu była lada, gdzie siedział sobie starszy człowiek na bujany krześle i przysypiał. Pan Ben. Proste imię jak na kogoś, kto jest sławnym rzeźbiarzem, ale on sam uwielbiał swoje proste imię. Yu podchodził do niego po cichu, nie wiedząc czy Ben śpi, czy jeszcze nie. Nagle rzeźbiarz poderwał głowę do góry i spojrzał prosto w sztuczne oczy Yu i nic nie mówiąc, wstał i poszedł na zaplecze.
Po jakiś pięciu minutach, przez które Yu zastanawiał co się dokładnie stało, Ben wrócił z zaplecza i pokazał chłopakowi co przyniósł. Był to rozwijany pokrowiec na wiele różnorodnych noży rzeźbiarskich. Co więcej każdy nóż, był starannie wykonany, były to narzędzia o których mogło pomarzyć wielu rzeźbiarzy. Yu chciał coś powiedzieć, ale Ben go zignorował i ponownie usiadł na swoim fotelu, powiedział tylko tyle:
- Idź już. - I ponownie zaczął przysypiać. Yu stał tak przez pięć sekund, następnie szybko zebrał noże, chowając je do torby, ukłonił się na znak podziękowania i ruszył ponownie w stronę targu, zapisując w głowie że musi przyjść tu ponownie i dobrze podziękować Benowi.
***
‘Mam jeszcze czas’ - Pomyślał Yu i z ulgą, szybkim krokiem ruszył by rozłożyć się na jego miejscu. Chociaż na targu nie było przypisanych miejsc, a nawet władz które by tu coś kontrolowały, to była to niepisana zasada między wszystkimi sprzedającymi. Oczywiście, to gdzie masz miejsce miało znaczenie tylko wtedy kiedy miałeś jakąś reputacją wśród kupujących, a Yu, choć pojawiał się bardzo rzadko, takową posiadał. Był gotowy zastać swoje miejsce zajęte, więc była to dość mił niespodzianka że było ono puste. Po drodze witał się z sprzedawcami i zamieniał z nimi kilka słów rozmowy i szedł dalej. Zarówno on jak i oni wiedzieli że to nie czas na pogaduszki. Dotarł do swojego miejsca i wyciągnął z plecaka sporych rozmiarów materiałową płachtę i rozłożył ją na ziemi. Odłożył torby i plecak na bok i zaczął rozkładać swoje towary. Były to rzeźby i to bardzo różnorodne. Te duże i małe, oraz takie bardzo małe, takie które przedstawiały ludzi, zwierzęta, ale i potwory i magiczne istoty. Każda z nich wyglądała jakby mogła zaraz ożyć i pobiec w kierunku ciemnych uliczek. Rozłożył wszystko co miał dziś na sprzedaż, następnie sam usiadł, wyciągnął trochę drewna i kamieni, następnie nowe jak i stare narzędzia do rzeźbienia i zaczął rzeźbić. To kolejna rzecz która pomogła mu się rozsławić, rzeźbienie towaru na żywo. Mógł też przyjmować zamówienia i robił je przed oczami klienta. Nie trzeba mówić, że pracowanie przed oczami gapiów nie jest zbyt przyjemne. Kupujący zaczęli powoli wypełniać targ, a także zbierać się przed jego stosikiem.
Wszystko było tak jak zazwyczaj, zainteresowaniu kupowali rzeźby, inni obserwowali jego pracę, a jeszcze inni to ludzi ektórzy go pamiętają i przyszli powspominać. Każdego z nich Yu miło witał, jednak jego zainteresowanie przykuło coś innego, a mianowcie dwie postaci stojące kawałek od niego. Oboje mieli na sobie płaszcze, mimo tego jednak dostrzegł że jedna z postaci to młody chłopak o szlachetnych rysach, a druga to kobieta o długich brązowych włosach, lekko opalonej skórze. Choć nie robili nic, oprócz patrzenia na niego, to czuł że coś się wydarzy.
Liczba słów: 1679
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz