Nie mogłem się zgodzić na to, by zrezygnował z pracy. Nie wybaczyłbym sobie. Nie po to tyle walczyłem o jego ponownie przyjęcie po tym bagnie z Kaito, by teraz odchodził z pracy, którą lubi. Jak na razie wystarczy mi, by nie robił nadgodzin. To już byłoby dla mnie trochę zmartwień mniej.
- Nie będziesz szczęśliwy – powiedziałem cicho, spuszczając wzrok. - Nie chcę, byś przeze mnie przestał być szczęśliwy. Na razie dobrze będzie, jak nie będziesz brał nadgodzin... chociaż, z tego co zrozumiałem, i tak cię od tego pomysłu nie odwiodłem – dodałem, zmartwiony tym faktem. Niedługo się to skończy... nie pozostało mi nic innego, jak czekać z nadzieją, że to tylko nadgodziny, a nie, że w tej chwili mu się dzieje krzywda.
- Z tobą zawsze będę szczęśliwy – odpowiedział, ale jakoś mu tak nie uwierzyłem w to za bardzo.
- Nie będziesz bez tej pracy. Już przez to przecież przechodziliśmy – odpowiedziałem, pamiętając ten moment, kiedy był bez pracy, jak nie mógł znaleźć miejsca dla siebie. Zupełnie jak jego mama, która teraz pomaga w ogrodzie, chociaż przecież wcale nie musi. Przez miesiąc owszem, nie byłoby tak źle, ale im więcej czasu będzie mijać, tym gorzej z nim będzie. I chociaż miło byłoby go mieć cały czas blisko, móc na nim polegać niezależnie od dnia i pory wiem, że nie byłby szczęśliwy. Dlatego też nigdy nie mogę go poprosić o to, by zrezygnował z tej pracy, dopóki zdrowie mu dopisuje. Co prawda, Haru jest wilkołakiem, zatem powinien wytrwać w zdrowiu i pięknie znacznie dłużej ode mnie. Wychodzi więc na to, że będzie nawet i dłużej żyć... o ile wcześniej ktoś mu tego życia nie skróci. Ale ja już dopilnuję, by był zdrowy i żywy, tak długo, jak tylko moje koneksje mi na to pozwolą.
- Wtedy to było coś innego. Ty byłeś zajęty sprawą z Kaito, a ja nie miałem co robić. A jak pojawi się dziecko, będzie przy nim mnóstwo obowiązków. Zobaczysz, oboje będziemy mieć dosyć – odpowiedział, uśmiechając się do mnie ładnie, uspokajająco. - A nie wiem, czy udałoby mi się dostać wolne. Nie możesz zostać sam w takiej chwili.
- Nie będę sam. Będzie tutaj twoja mama, i służba, i medyk. To i tak więcej, niż może sobie pozwolić statystyczna kobieta – odparłem, zaczynając znów nerwowo skubać skórki przy paznokciach.
- Nie jesteś statystyczną kobietą. I nie jesteś sam. Będę z tobą, kiedy tylko będziesz mnie potrzebował – odpowiedział, chwytając moje dłonie, uniemożliwiając mi tym samym tworzenie nowych ran na moich dłoniach.
Teraz cię potrzebuję, pomyślałem, ale nie powiedziałem tego na głos. Już mu to mówiłem, a on co? Musi pracować więcej, by zaraz wziąć wolne. Mam tylko nadzieję, że nie będzie tyle czasu w tej pracy spędzał. Na ten moment to powinno mi wystarczyć. I wystarczy, o ile zacznie to wdrażać w życie.
- Powinieneś poprosić o coś do jedzenia, i się położyć – powiedziałem, siląc się na łagodny uśmiech. Niech się skupi na sobie. Jeżeli ma do mnie wrócić, musi być zdrowy, i silny, i wyspany. A ja... jakoś sobie poradzę. Jak kiedyś. Trochę w sumie wracam do korzeni, kiedyś też musiałem sobie radzić sam, i przeżyłem. Teraz będzie to samo.
<Piesku? C:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz