Oczywiście doskonale rozumiałem, że się martwił, że brakowało mu mnie, że chciał mieć mnie przy sobie częściej, nie tylko wtedy, gdy kładliśmy się spać. Wiedziałem, że trudno mu pogodzić się z tym, jak wygląda moja praca, choć przecież sam jeszcze niedawno był jej częścią i zna realia lepiej niż ktokolwiek inny.
Mimo to czułem ciężar jego spojrzenia, gdy znów wychodziłem, zostawiając za sobą ciszę naszego domu.
Bardzo chciałbym spędzać z nim więcej czasu, naprawdę. Ale teraz to po prostu niemożliwe. Wiem, że jeśli chcę, by później, gdy na świecie pojawi się nasze dziecko, było inaczej, muszę teraz pracować. Muszę wykorzystać ten czas, by później móc sobie pozwolić na wolne, a może nawet całkowicie zrezygnować z pracy, jeśli zajdzie taka potrzeba.
- Skarbie, już niedługo to wszystko się skończy - Powiedziałem cicho, próbując dodać mu otuchy. - Wezmę długie wolne, gdy tylko ta sprawa dobiegnie końca. Obiecuję ci, że jeśli uda nam się sprowadzić na świat dziecko, porzucę pracę. Chcę spędzić z tobą i z naszym maluchem każdą chwilę, nadrobić wszystko, co teraz tracimy. - Patrzyłem na niego, mając nadzieję, że te słowa choć odrobinę poprawią mu nastrój. Wiedziałem jednak, że niełatwo będzie uciszyć jego lęk i tęsknotę, szczególnie, gdy sam czułem dokładnie to samo.
Moja panienka, ledwie usłyszawszy moje słowa, natychmiast podniosła się do siadu. Odwróciła się gwałtownie w moją stronę, jakby chciała się upewnić, że dobrze słyszała.
- Zaczekaj... jeszcze raz, co ty powiedziałeś? - Zapytała z niedowierzaniem, jakby dźwięk moich słów za pierwszym razem do niej nie dotarł. Przecież mówiłem wyraźnie, tylko do niej, nikogo więcej. Chyba że... czegoś nie wiem? Z nami są tylko zwierzaki, ale one nie specjalnie skupiają się na tym o czym właśnie mówimy.
Westchnąłem, próbując zachować spokój.
- Powiedziałem, że po całej tej sprawie wezmę sobie dłuższe wolne. A jeśli będzie trzeba - Zwolnię się z pracy, kiedy pojawi się na świecie nasz potomek - Powtórzyłem, tym razem wolniej, wyraźniej, żeby sens moich słów na pewno do niej dotarł.
Moja panienka od razu pokręciła głową. Energicznie, niemal gwałtownie, jakby chciała odgonić samą myśl o tym.
- Nie. Zdecydowanie się na to nie zgadzam - Odparła ostro, a w jej głosie zabrzmiała nuta niepokoju, której nie potrafiłem zrozumieć.
Zamarłem, patrząc na nią bez słowa. Coraz mniej rozumiałem. Przecież to ona mówiła, że martwi się o mnie, że za dużo pracuję, że powinienem wreszcie zwolnić. A teraz, kiedy wreszcie to proponuję, zachowuje się, jakbym zapowiedział coś strasznego. Coś jest tu bardzo nie tak.
- Zaczekaj, ja nie rozumiem - Odezwałem się w końcu. - Sam przecież mówisz, że się o mnie martwisz. Że pracuję za dużo. Więc jeśli się zwolnię, to będę pracował mniej... właściwie wcale nie będę pracował. Będę w domu, z tobą, z dzieckiem. Będę mógł ci pomagać - Tłumaczyłem, coraz bardziej zdezorientowany.
Patrzyła na mnie dłuższą chwilę w milczeniu, a ja widziałem, jak w jej oczach miesza się strach z czymś jeszcze, może troską, może wątpliwością. To wszystko było zbyt trudne, a zaczęło się od tego że stał się kobietą i już nic nie jest takie samo.
<Panienko? C:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz