A więc już się zaczęło. Jakiś czas temu załatwiłem mu to, by mógł przychodzić do pracy nieco później. I co? Skoro świt, a on już musi iść. A wieczorem wróci, będzie zmęczony, i wtedy ja nie będę miał serca, by go sobą męczyć. I znów cały dzień sam. Z porodem też zostanę sam? Z dzieckiem? Na pewno, w końcu taka już rola kobiety w tych czasach, a skoro już się nią stałem... czeka mnie to samo. Dobrze, że chociaż do tego doszedłem. Później nie przeżyję takiego szoku.
Nic nie odpowiedziałem, i wziąłem od niego tę nieszczęsną owsiankę z owocami. Zrobiłem to dlatego, by się nie martwił. Niech myśli, że zjem, będzie spokojniejszy i mniej rozkojarzony. Czułem jednak, że nie dam rady tego zjeść. Gardło miałem zbyt ściśnięte i suche, by cokolwiek przez nie przeszło. Z czego to wynikało, nie mam pojęcia. Czy to znów strach przed wymiotami? Czy po prostu wizja spędzenia kolejnego samotnego dnia?
- Dziękuję. Wrócę tak szybko, jak tylko będę mógł – obiecał, a ja i tak wiedziałem swoje.
- Uważaj na siebie – powiedziałem cicho, wpatrując się w swoją owsiankę.
- Będę. Odpocznij, zjedz, nabierz sił. I niczym się nie przejmuj – odpowiedział, po raz ostatni całując mnie w skroń.
Zaraz potem opuścił nasz pokój, a ja zostałem znów sam, jedynie z kotami do towarzystwa. Wziąłem do ust dwie łyżki owsianki, która była dobra, ale nie potrafiłem już zjeść więcej. Odstawiłem miskę na szafkę nocną, a następnie położyłem się na materacu, opatuliłem dokładnie kołdrą, tak, by wystawał mi tylko nos. Nie miałem ochoty na nic.
Dzień minął mi bardzo leniwie, spokojnie, na głodno i z wyrzutami sumienia. Czasem do środka zaglądała służba, by utrzymać ogień w kominku, zabrać naczynia, ale byłem odwrócony tyłem do pokoju i zakopany w pościeli udawałem, że spałem. Zresztą, czasem chyba udawało mi się zasypiać; miałem wrażenie, że byłem ciągle w takim półśnie. Co chwila spałem i przebudzałem się. Cały dzień był dla mnie trochę jak jakaś halucynacja, albo sen. Nie potrafiłem z przytoczyć żadnego szczegółu.
W pewnym momencie usłyszałem otwieranie i zamykanie drzwi. Było jednak jakieś... inne. To nie była służba. Otworzyłem oczy i dostrzegłem, że było ciemno. Wychodzi na to, że wrócił mój mąż. Wyszedł wcześniej, wrócił później... oczywiście. Czego ja innego się mogłem spodziewać.
- Wiem, że nie śpisz – usłyszałem jego głos. - Czemu nie zjadłeś śniadania? - zapytał, zajmując miejsce obok mnie, co wyczułem po ugięciu się materaca.
- Nie byłem w stanie zbyt dużo zjeść – powiedziałem zgodnie z prawdą, nie odwracając się w jego stronę. Po co? Zaraz pójdzie spać, zmęczony i po całej nocy, i po całym dniu. I tyle byłoby z naszego spędzania czasu. A tak skulony było mi tu całkiem wygodnie.
<Piesku? C:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz