Mimo jego zapewnień wciąż nie byłem przekonany, czy to na pewno dobry pomysł. Czy on naprawdę był już na siłach, żeby lecieć? Kurczę, miałem co do tego spore wątpliwości. A jednak, skoro sam mówił, że czuje się lepiej, i wyglądał znacznie zdrowiej niż jeszcze wczoraj, to chyba nie miałem wyboru. Musiałem mu zaufać. Może rzeczywiście najlepiej będzie, jeśli ruszymy w drogę, a po dotarciu do domu pozwolę mu odpocząć. Położy się w łóżku, a ja rozpalę ogień w kominku, żeby zrobiło się cieplej. To na pewno dobrze mu zrobi.
Co prawda, jako demon nie odczuwał temperatury tak jak człowiek, ale nawet on teraz zdawał się lekko zmarznięty. Widziałem to po jego ruchach, po tym, jak mimowolnie otulał się skrzydłami, jakby próbując zatrzymać ciepło. Choć nie był w stanie precyzyjnie określić, czy jest mu zimno, czy ciepło, wiedziałem, że jego ciało potrzebuje odpoczynku.
- Jesteś pewien w stu procentach, że dasz radę polecieć? - Zapytałem z wyraźną troską w głosie. - Pamiętaj, że musisz utrzymać mnie i plecak, a razem trochę ważymy. Nie chcę, żebyś w połowie drogi stracił siły. - Spojrzał na mnie z tym swoim łagodnym, pewnym siebie uśmiechem.
- Skarbie, ani ty, ani ta torba nie ważycie na tyle dużo, żebym nie był w stanie was unieść - Odparł spokojnie. - Naprawdę czuję się już lepiej, tak jak mówiłem. Nie musisz się o mnie martwić. Poradzę sobie. Jeśli tylko nie będziesz się dalej upierał, wyruszmy w drogę. Im szybciej ruszymy, tym szybciej dotrzemy do domu. - Powiedział to, przesuwając się bliżej, a potem musnął mój policzek delikatnym pocałunkiem. Jego dotyk był ciepły i znajomy, taki, który zawsze rozbrajał mój upór.
Co więc mi pozostało? Nie chciałem z nim dyskutować, bo wiedziałem, że to nie miało najmniejszego sensu. Mój mąż, gdy się na coś uprze, potrafi zrobić wszystko, by dopiąć swego, nawet jeśli świat miałby stanąć mu na drodze.
- W porządku - Odparłem cicho. - Skoro czujesz się na siłach, nie będę cię powstrzymywać. Jeśli uważasz, że to dobry moment na powrót do domu, to ruszajmy. - Mimo woli uśmiechnąłem się, patrząc na mężczyznę, którego tak bardzo kochałem. Nawet w chwilach, gdy martwiłem się o niego najbardziej, potrafił sprawić, że serce biło mi szybciej.
- Bardzo mnie cieszy, że zgadzasz się na ten pomysł. Wstajemy i ruszamy, mam już dość leżenia na tej zimnej ziemi - Mruknął, podnosząc się nieco z koca.
Kiwnąłem tylko głową i sam również wstałem, otrzepując spodnie z drobinek piachu. Zabrałem się za pakowanie rzeczy, starając się robić to jak najciszej, żeby go nie przemęczyć. Nie chciałem, żeby się wysilał wystarczyło, że będzie musiał lecieć. To i tak spory wysiłek po wszystkim, co ostatnio przeszedł. Nie potrzebowałem, żeby pomagał. Wolałem, żeby zachował siły na powrót.
W ciszy zebrałem koc, zwijając go starannie, potem sprawdziłem paski torby i uprząż, żeby nic nie przeszkadzało w locie. Gdy wszystko było już gotowe, odwróciłem się do niego.
- Wszystko już spakowałem - Oznajmiłem, poprawiając plecak na ramieniu. - Jeśli masz siłę, możemy lecieć. - Przyglądałem mu się uważnie, doszukując się w jego spojrzeniu najmniejszego śladu zmęczenia czy zawahania. Nie chciałem, by robił coś ponad siły, nawet jeśli twierdził, że czuje się dobrze...
<Pasterzyku? C:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz