Spojrzałem niepewnie na swoje danie. Ziemniaczki purée, cienko pokrojone ogórki ze słodką śmietanką i perlicza pierś, najpewniej przygotowana na parze. Wszystko to oczywiście delikatnie przyprawione, tak, żebym nie poczuł jakiegoś ostrego, konkretnego smaku. Trochę to męczące. A ja... a ja miałem ochotę na coś innego. Jak zazwyczaj takie delikatne dania mi przypadały do gustu, tak tego dnia miałem ochotę na czerwone mięso. Taki krwisty stek na przykład. Albo tatar. Jakże bym teraz zjadł tatar... ale czy powinienem się słuchać swoich pragnień? Co, jak one skończą się tragicznie? Mój kucharz na pewno wie, co robi. W końcu, odkąd jem tę nową dietę, ani razu nie wymiotowałem. Trochę ten brak konkretnych smaków już mnie zaczął męczyć... no ale póki działa, przyswajam te składniki, muszę się męczyć. Chociaż, gdybym raz coś takiego innego spróbował... to może się nic złego nie zdarzy?
- No wiem, wiem – powiedziałem, bawiąc się ziemniaczkami. Zapach mięsa, które to on miał na talerzu, bardzo mnie kusił.
- Wiesz, a nie jesz – skarcił mnie trochę. - Powinieneś więcej jeść. Albo mniej, a częściej. Jak nie lubisz jeść sam... to może będziesz jadł z moją mamą? Dopóki jeszcze muszę pracować? Trochę towarzystwa zrobi dobrze i jej, i tobie – zaproponował, a ja poczułem, jak mój żołądek się delikatnie ścisnął. Jakoś tak nie miałem za wielkiej ochoty na spędzaniu czasu z innymi. A jak te wymioty wrócą? I ktoś będzie tego świadkiem? Wystarczy, że Haru musiał na to patrzeć, i przytrzymywać mi włosy, by mi się nie pobrudziły... to dopiero wstyd.
- Na razie wystarczy mi ten jeden posiłek z tobą. Nie potrzebuję jeść aż tyle – odpowiedziałem dyplomatycznie. Jeść więcej na pewno będę z czasem, czy będzie w domu czy nie. Teraz chcę po prostu miło z nim czas spędzić. I pomóc mu rozwiązać tę sprawę. Może niektóre nazwiska coś mi powiedzą? Wiem jedno, na pewno zrobię wszystko, by mu pomóc. W tej sprawie, i ogólnie w pracy. Powinni mu kogoś przydzielić, a tymczasem zostawili go z tym wszystkim samego. Nie ma mnie tam chwili, i już robią co chcą, a to moje pieniądze pomagają im się rozwijać.
– Oczywiście – pokręcił z niedowierzaniem głową, nie wierząc mi. I każdego dnia będziemy odbywać taką konwersację? To trochę męczące. Muszę więc pilnować, by więcej do niego nie wracać. Ja wiem swoje, on wie swoje, i na tym skończmy.
- Smacznego. Twój posiłek pachnie naprawdę pięknie, powinieneś się za niego zaraz zabrać – powiedziałem spokojnie, nie komentując jego słów. Tylko się martwił. Tak, jak ja martwię się o niego. A dodatkowo, nie mam siły się kłócić. Nie chcę się kłócić. Jeżeli się pokłócimy, nie będziemy się do siebie odzywać, a ja nie chcę spędzać z nim jeszcze mniej czasu.
- Chcesz może trochę mojej porcji? - zaproponował, a ja, z bolącym sercem, pokręciłem głową. Chciałem, i to bardzo chciałem. Chyba jednak wolę nie czerpać przyjemności z jedzenia i bezpiecznie zjeść, niż ryzykować kolejne pochorowanie się.
- Ja mam swoje, delikatne, bezpieczne i bezsmakowe jedzenie, dziękuję za propozycję. Może później przejdziemy się po ogrodzie? - zaproponowałem, mając ochotę na nieco aktywne spędzenie czasu. Nic mi się złego nie powinno stać, a jeżeli będę się gorzej czuć, dom będzie obok.
<Piesku? C:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz